Logo Przewdonik Katolicki

Dlaczego „podwyższony”?

Monika Białkowska
Relikwiarz Krzyża Świętego z przełomu XI i XII w., artysta bizantyjski fot. East News

„Ewangelia Piotra” głosi, że krzyż Jezusa zmartwychwstał i razem z Jezusem powędrował do nieba. To tylko apokryf, który miał podkreślić niezwykłość tego, co się wydarzyło, abstrahując od faktów. Prześledzenie faktów dotyczących krzyża Jezusa nie jest proste. Jest jednak możliwe.

Ile wiemy o wydarzeniach następujących tuż po śmierci Jezusa i o losach drzewa krzyża, na którym umarł? Ewangelie nie zostawiły nam żadnego przekazu na ten temat. Możemy się domyślać, że krzyże wszystkich trzech zmarłych tamtego dnia skazańców zostały szybko sprzątnięte, bo tego wymagał zbliżający się szabat.

Co się stało z krzyżem?
Dalej już zaczynają się mnożyć teorie. Czy zrobił to Józef z Arymatei, który pochował ciało Jezusa? Być może. Być może również razem z krzyżem sprzątnął to wszystko, co miało kontakt z krwią, bo tego wymagały przepisy o czystości rytualnej. Być może wrzucił tylko narzędzia męki do wyschniętego zbiornika na wodę. Być może zabrał, jako mroczną pamiątkę, tabliczkę, którą kazał wypisać Piłat – titulus. Być może chciał ją umieścić w grobie razem z ciałem Jezusa, ale nie zdążył – bo kiedy po szabacie mógł znów wejść do grobu, ciała w nim nie było.
Być może krzyża jako takiego nikt nie sprzątał, bo przecież pionowa belka wbita była na wzgórzu na stałe, służąc do wciągania kolejnych poziomych belek z kolejnymi skazańcami.
Faktem jest, że kwestia tego, gdzie jest krzyż Jezusa, przestała być w pewnym momencie dla chrześcijan tak istotna. Pierwsze gminy – jeśli czytać choćby listy św. Pawła – w ogóle się nad tym nie zastanawiały. Ważne było, że był Jezus Zmartwychwstały.
A potem ludzie umierali, potem wybuchło powstanie żydowskie i wojna, potem zniszczona została Jerozolima, Żydzi musieli ją opuścić… Potem cesarz Hadrian kazał zasypać miejsce ukrycia krzyża i wyrównać teren pod budowę pogańskiej świątyni. Był 135 rok. Zanim w to miejsce przybyła św. Helena, musiało minąć 190 lat.

Pytania Konstantyna
Zanim jednak dojdziemy do Heleny, wspomnieć trzeba jej syna, bo bez niego Helena do Jerozolimy zapewne nigdy by nie dotarła. Cesarz Konstantyn w 325 r. na soborze w Nicei dowiedział się od Makarego, biskupa Jerozolimy, że w Jerozolimie właśnie znajdują się pamiątki po śmierci Jezusa, ale przysypane gruzami po zburzeniu miasta przed laty. Konstantyn wiedział wprawdzie, że minęły już setki lat i że miasto od czasów Jezusa zupełnie się zmieniło. Ale wiedział również, że wśród tamtejszych chrześcijan żywa jest pamięć o Jezusie. Więcej – wiedział, że przez długie lata na czele tamtejszej gminy stali ludzie należący do rodziny Jezusa, Jego krewni. W takich wspólnotach się pamięta.
Poruszyło go to wszystko mocno. Uznał, że warto pytać i szukać. Na poszukiwania wysłał swoją matkę. Helena nie była wykształcona, nie tylko ze względu na czasy, ale i dlatego, że była córką prostego karczmarza, ale musiały drzemać w niej talenty do zarządzania i archeologii – a może i do słuchania ludzi? Decyzja o wyprawie zapadła dość szybko, bo już w maju 326 r. św. Helena przyjechała na Golgotę. Pierwszym jej poleceniem było usunięcie wszystkich pogańskich budowli. Następnie zarządziła prace wykopaliskowe. W ich efekcie odnaleziono pusty grób oraz trzy krzyże, porzucone w nieładzie w cysternie tuż za bramą miasta.

Rozpoznany i podzielony
Pierwszym i zasadnym pytaniem musi być to, po czym w zasadzie rozpoznano krzyż Jezusa, odróżniając go od dwóch innych, z którymi razem był złożony? Mówi się tu wprawdzie czasem o cudzie uzdrowienia czy nawet wskrzeszenia na skutek dotknięcia „właściwego” krzyża, ale to mało naukowe potwierdzenie, które powtarzane przez siedemset lat trudno byłoby uznać za wystarczające. Dużo bardziej przekonujące są świadectwa o tym, że tylko jeden z krzyży miał dziury po gwoździach, którymi przybita była do niego tabliczka – titulus. Potwierdzał to między innymi św. Ambroży, choć sam świadkiem tamtych wydarzeń być nie mógł: urodził się kilkanaście lat po odnalezieniu krzyża przez św. Helenę.
Święta Helena odkryty krzyż słusznie uznała za relikwię, do której prawo ma cały chrześcijański świat. Podzieliła go więc sprawiedliwie na trzy części. Jedna została w Jerozolimie. Drugą wysłała do Rzymu. Trzecią do Konstantynopola. I to w tych miejscach zaczęły być dzielone na mniejsze i mniejsze tak intensywnie, że kilkanaście lat później rozproszone zostały po całym świecie, a pobożni (choć zapewne i możni) chrześcijanie nosili je na szyi oprawione jak wisiorki.

Krzyże ukryte
To były pierwsze krzyże na piersiach chrześcijan – prawdziwe drzazgi krzyża, choć swoją formą nijak kształtu krzyża nieprzypominające. Krzyż bowiem, dziś dla nas oczywisty jako symbol chrześcijan, był wtedy jeszcze znakiem dość kłopotliwym i wręcz przez wyznawców Jezusa ukrywanym.
Żyjemy dziś w innym świecie, gdzie karanie śmiercią jest raczej wyjątkiem niż normą. Trudno więc przywołać nam taki znak śmierci, który budziłby w nas emocje podobne do tych, jakie budził znak krzyża w czasach Jezusa. Szubienica? Gilotyna? Krzesło elektryczne? Być może, choć one nadal należą albo do przeszłości, albo ukrywane są przed oczami gapiów. Nie są publicznym zgorszeniem i przestrogą, jaką był wówczas krzyż.
Chrześcijanie nie epatowali zatem znakiem krzyża. Mówili o nim, budowali już wtedy jego teologię, ale znaków używali innych. Takim znakiem była na przykład łódź: symbolizująca to, co zostało zbawione. Rysunki łodzi spotkać można w katakumbach. W kształcie łodzi robiono lampki oliwne. Krzyż w nich był również, choć dyskretnie ukryty w zarysie masztów i żagli.
W podobny sposób pierwsi chrześcijanie używali znaku kotwicy, symbolu zakorzenienia się w Bogu, a więc i nadziei. Krzyż był ukryty w znaku pługu, siekiery, liry, a wreszcie w monogramach Jezusa Chrystusa. Ten najbardziej znany monogram utworzony jest z greckiego słowa Chrystus, Χριστος – a więc chi (X) i rho (P). Od słowa staurόs (krzyż) powstał monogram łączący litery tau (T) i rho (P). Nim zastępowano słowo „krzyż” w niektórych rękopisach Nowego Testamentu, później odnoszono go również do samego Chrystusa. Samą literę tau (T) znajdujemy w katakumbach również jako symbol krzyża – tau było ostatnią literą greckiego alfabetu, więc oznaczało kres życia ziemskiego i rozpoczęcie wiecznego.
Monogramem, a jednocześnie kolejnym „krzyżem ukrytym” dla pierwszych chrześcijan była ryba. Wyznanie wiary: „Jezus Chrystus Syn Boga Zbawiciel” po grecku zapisuje się jako Ἰησοῦς Χριστὸς Θεοῦ Υἱὸς Σωτήρ. Pierwsze litery słów składają się na słowo IXΘYΣ, które oznacza rybę. Oczywiście nie każdy musiał pisać i czytać po grecku – poza tym zamiast pisać, wystarczyło narysować znak ryby, żeby ci, którzy mieli o tym wiedzieć, wiedzieli i rozumieli, że to wyznanie wiary. Nic więc dziwnego, że właśnie znak ryby znajdujemy nakreślony na najstarszych chrzcielnicach i że wracamy do tego znaku aż po nasze czasy. Pamiętamy również, jak pierwsi chrześcijanie, że apostołowie byli rybakami. To, co już nam umyka i co nie przetrwało przez stulecia, to nazywanie chrześcijan „rybkami”, jak robił to jeszcze Tertulian na przełomie II i III w.

Od lęku do dumy
Musiał minąć czas i krzyż musiał przestać kojarzyć się z aktualnie stosowanym narzędziem zbrodni, żeby chrześcijanie nie tylko czcili go i starali się pogłębiać rozumienie jego skandalu (jak robił to choćby św. Paweł), ale by również zaczęli go malować i uczynili swoim najważniejszym symbolem i znakiem. Do połowy II w. krzyż, jako znak, bezpośrednio niemal nie występuje. W katakumbach pojawia się dopiero w III w.
To właśnie w tym kontekście trzeba rozumieć to, co zrobiła św. Helena. Krzyż został wywyższony. Odnaleziony i uczczony odzyskał swoje miejsce nie tylko w teologii, ale również w chrześcijańskiej symbolice. Stał się znakiem, który mógł zjednoczyć Kościół w epoce Konstantyna. Monogramy, ryby, łodzie – to wszystko jakoś przetrwało, choć bardziej jako uzupełnienie czy rozwinięcie. To krzyż stał się symbolem, po którym rozpoznają się chrześcijanie na całym świecie. Nie bez znaczenia było również to, że to właśnie cesarz Konstantyn zniósł karę śmierci krzyżowej w całym cesarstwie, co otworzyło drogę do zmiany desygnatu znaku krzyża w społecznym odbiorze. Mówiąc prościej: ludzie, którzy już nie widzieli na ulicach skazańców wijących się z bólu na krzyżach, mogli zacząć przyjmować prawdę o śmierci Jezusa z miłości dla ich zbawienia. Krzyż stał się prawdą teologiczną, a nie obrzydliwym i poniżającym doświadczeniem ich życia. Krzyż stał się znakiem zmartwychwstania: zwycięstwa i dumy, a nie tylko śmierci, wstydu i hańby.
Z czasem znak krzyża zaczęto stosować na różne sposoby. Kreślono go na czołach, ryto na insygniach władzy, tatuowano na skórze żołnierzy. W skrajnych wypadkach, jak wśród jakobitów w Syrii, wypalano znak krzyża dzieciom przy sakramencie chrztu, co miało być rodzajem egzorcyzmu.

Święto
Wróćmy jednak do święta Podwyższenia Krzyża, bo to ono prowokuje nasze poszukiwania.
Fizyczny krzyż, ten przechowywany w Jerozolimie, musiał przetrwać jeszcze jedno nieszczęście. W 614 r. miasto podbił perski król Chosroes. Patriarcha Jerozolimy i wielu mieszkańców miasta trafili wówczas do niewoli, a relikwie krzyża wywiezione zostały do Persji. Dopiero czternaście lat później Persowie zmuszeni zostali do oddania relikwii, a cesarz uroczyście wniósł je do Jerozolimy przez Złotą Bramę. Legenda mówi, że nie był w stanie ich udźwignąć, dopóki szedł w królewskich szatach – dopiero kiedy zdjął buty i bogaty strój, mógł wnieść Krzyż do odbudowanej bazyliki.
To właśnie na pamiątkę tamtego wydarzenia ustanowione zostało święto Podwyższenia Krzyża. Dziś rozumiemy je szerzej: wspominając nie tylko odzyskanie krzyża, ale i jego odnalezienie (kiedyś święto Znalezienia Krzyża obchodzono oddzielnie 3 maja – Jan XXIII zniósł je jako powtórzenie). Jednocześnie próbujemy zatem wspominać historyczne wydarzenia, jak i zrozumieć znaczenie krzyża w naszym życiu oraz w chrześcijańskiej symbolice.

Titulus i las
Już tylko na koniec: ciekawa jest również historia samego titulusa. Znajdował się na nim przecież konkretny napis, nie do pomylenia z żadnym innym. „Jezus z Nazaretu, król żydowski”, zapisane w trzech językach, hebrajskim, łacińskim i greckim – taki titulus z pewnością nie pojawiał się nad głowami innych skazanych.
Titulus po odnalezieniu podzielony został na dwie części. Jedna pozostała w Jerozolimie, a drugą Helena zabrała do Rzymu. Część „jerozolimska” zaginęła prawdopodobnie w czasie najazdu Persów w 614 r., wcześniej wspominała ją i pątniczka Egeria, i inni świadkowie – dziś nie ma po niej śladu. Część „rzymska” przeszła dość burzliwe losy, a jej autentyczność podawano oczywiście w wątpliwość.
Tabliczka – jej prawa połowa – ma długość 25 cm. Zachowały się na niej ślady wapna, którym malowano drewno, żeby wypisać na nim czytelnie czarne lub czerwone litery. Odkryto również ślady czarnej farby po samych literach. Tabliczka wykonana jest z drzewa orzechowego rosnącego na Bliskim Wschodzie. Jej wieku nie można określić metodą dendrochronologiczną, ale porównanie pisma przez specjalistów od wszystkich trzech języków wskazuje na to, że napis powstał w I wieku.
I rzeczywiście na koniec warto rozproszyć pewien mit. To nieprawda, że gdyby złożyć wszystkie krążące po świecie relikwie krzyża, powstałby z nich cały las. To również postanowili obliczyć badacze. Już w XIX w. Charles Rohault de Fleury policzył, że objętość krzyża musiała wynosić około 36 tys. cm sześciennych, a rozproszone w świecie relikwie to około 4 tys. cm. Z czystym sumieniem możemy więc czcić relikwie krzyża w kościołach na całym świecie: jeśli tylko mają udokumentowane pochodzenie z jednego z trzech źródeł (Rzym, Jerozolima, Konstantynopol), to ryzyko, że są falsyfikatem, niemal nie istnieje.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki