Te pytania nie zostały postawione ani z czystej ciekawości, ani z powodów poznawczych, bo Jezus nie potrzebuje ludzkich opinii, by wiedzieć, Kim jest. Zadaje je swoim uczniom, by uświadomili sobie tożsamość Syna Bożego, ale może przede wszystkim po to, by zrozumieli, jak wielka jest przepaść między tym, co o Jezusie myślą ludzie, którzy Go nie poznali, a tym, jak doświadczają Go ci, dla których jest nie tylko autorytetem, mistrzem, nauczycielem, ale Bogiem, który zbawia.
Za kogo uważają Mnie ludzie? – pyta więc Jezus swoich uczniów i słyszy: za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków. Współcześni Zbawicielowi nie widzieli w Nim Mesjasza, który ma wyzwolić Izraela, a tym bardziej nie widzieli w Nim Syna posłanego na świat przez Boga. Patrzyli na Jezusa ludzkimi oczami. Owszem, wiedzieli, że jest kimś wyjątkowym, doceniali niezwykłe zdarzenia, które działy się wszędzie, gdzie pojawiał się Nauczyciel z Nazaretu, a Jego słowa nikogo nie pozostawiały w obojętności. Jednak nie potrafili spojrzeć głębiej, by odkryć w Nim Bożą tajemnicę i zrozumieć, jak rewolucyjnym przełomem dla świata jest Jego obecność na ziemi.
Za kogo uważają Mnie ludzie? – pyta dziś Jezus, a nam nasuwają się publicystyczne opinie o Kościele, dyskusje na często kontrowersyjne tematy, skandale, za którymi stoją przedstawiciele Kościoła. Ludzie patrzący na Wspólnotę z zewnątrz oceniają Jezusa według postępków Jego uczniów. „Jaki to Bóg, którego słudzy dopuszczają się takich przewinień?” – pytają. Takie pytania powinny ciążyć naszym sumieniom jak kamień, bo są wołaniem o czystość głoszenia Dobrej Nowiny nie tyle słowami, ile życiem.
Jednak jest to także spojrzenie dowodzące braku rozumienia istoty Kościoła, który jest dziełem Boga, ale złożonym z ludzi. Serca większości z nich wypełnione są dobrymi intencjami i szlachetnymi ideałami, ale nie brakuje również sprzeniewierzających się im, a nawet nikczemnych. Jak Piotr, który w jednej chwili woła: „Ty jesteś Mesjasz!”, a w następnej – jak relacjonuje ewangelista – upomina Jezusa, bo nie potrafi pojąć zarówno ziemskiego losu Mesjasza, Jego odrzucenia, cierpień i śmierci, jak i tego, co ma nastąpić po hańbie krzyża – a więc zmartwychwstania i triumfu życia.
Nie istnieje Kościół idealny. Jest on niemożliwy, bo w każdym z nas jest coś z Piotra, jego gorliwości i niestałości, oddania Jezusowi i lęku przed ludzkimi opiniami, jego pokory i pracowitości, ale także zbytniej pewności siebie i tendencji do strofowania samego Boga, jeśli nie przystaje On do naszych wyobrażeń, planów i wizji. Jednak właśnie taki Kościół jest wspaniały. To Kościół, w którym doświadczenie grzechu i zła nigdy ostatecznie nie zwycięża. To Wspólnota, dzięki której wzrastamy, a nasza wiara umacnia się mimo burz i zwątpienia. To Kościół poruszany Słowem i Duchem, miłością i przebaczeniem, sprawiedliwością i miłosierdziem, nadzieją na zwycięstwo życia. Jego siłą jest Jezus, a nie nasza ludzka doskonałość.
Dlatego równie ważne – a może ważniejsze? – jest drugie pytanie Mistrza. „A wy za kogo Mnie uważacie?”. Pamiętajmy, że stawia je Bóg, nie da się więc go zignorować ani odpowiedzieć pobieżnie. W tym pytaniu trzeba nam przejrzeć się jak w lustrze. Jeśli bowiem Jezus jest dla nas mistrzem duchowości, autorytetem dającym wskazania moralne, ideałem, do którego chcemy dorastać – to nie wystarczy. Prędzej czy później przyjdzie rozczarowanie, bo zawiodą ludzie, którzy mieli być przewodnikami w wierze, albo samo życie postawi nas wobec przeciwności, na które trudno odnaleźć odpowiedź. Jeśli jednak Jezus jest Zbawicielem, który oddał życie za nasze życie, jeśli jest Synem Boga, dzięki któremu już teraz możemy cieszyć się Królestwem, jeśli to On wypełnia nasze serca, jeśli pozwalamy Mu, by nas przemieniał – żadna ludzka siła ani słabość nie stanie na przeszkodzie do codzienności przenikniętej Ewangelią, do wiarygodnego głoszenia, do wspólnej wędrówki i coraz głębszej jedności w Bogu, który jest źródłem Życia.