Bliskie, codzienne relacje ojca z dzieckiem otwierają przed obojgiem perspektywę dojrzałej i świadomej miłości, która przekracza stereotypy. Nie jest wstydem dla mężczyzny przewinięcie malucha, przygotowanie mu obiadu czy wyjście z nim na spacer do parku. Widok panów pchających wózki dziś już nikogo nie dziwi, podczas gdy całkiem niedawno bywało to jeszcze powodem drwin.
Ela i Jacek nie mogli się doczekać przyjścia na świat córeczki – ich pierwszego dziecka. Od dawna przygotowywali się na ten moment. Pół roku wcześniej Ela namówiła męża, aby uczęszczali na zajęcia w jednej z warszawskich szkół rodzenia. Choć z początku się opierał, to jednak później stał się jednym z jej gorliwszych słuchaczy. Na cotygodniowych zajęciach, prowadzonych przez położną z wieloletnim doświadczeniem, dowiedzieli się bardzo wiele o przebiegu ciąży, jej rozwiązaniu, uzyskali szereg istotnych informacji dotyczących połogu, a także mogli wymieniać się spostrzeżeniami z innymi parami.
Kulminacyjnego dnia wiedzieli, że tym razem skurcze nie miały jedynie charakteru przepowiadającego. Nie mylili się. Po wstępnych badaniach w Szpitalu Praskim zdecydowano położyć Elę na porodówce. Jacek cały dzień był przy niej. Od rana przeczuwał, że nadeszło to „już”. Na ile potrafił, na tyle starał się uspokajać, rozweselać i motywować żonę do radzenia sobie z nasilającym się bólem. Podczas akcji porodowej trzymał ją mocno za rękę i dopingował z całych sił. Gdy wszystko pomyślnie się zakończyło, oboje płakali ze szczęścia. Kiedy zaś w trójkę byli już w domowym zaciszu, nowo upieczona mama spojrzała mężowi w oczy i powiedziała, że pewnie nie dałaby sobie rady bez jego duchowego wsparcia i aktywnej pomocy. Trzeba przyznać, że w roli ojca spisywał się doskonale. To on pierwszy przewinął Zosię. Kołysał ją na rękach, gdy nocami płakała z powodu bolesnych kolek. W trudnych chwilach wszyscy mogli na siebie liczyć.
Iść za głosem serca
Coraz częściej współcześni małżonkowie są dobrze wyedukowani w tematyce rodzicielstwa. Mają szeroki dostęp do fachowej wiedzy. Jednak najbardziej na przestrzeni ostatnich lat zmienia się postawa mężczyzny. Staje się on o wiele bardziej zaangażowany w pełnieniu swej ojcowskiej roli. Szczególnie dotyczy to okresu niemowlęcego. W szpitalach panowie nie są już wypraszani na korytarz, a narodzin swego potomka niekoniecznie oczekują w barze z kolegami. Stopniowo odchodzi do lamusa stereotyp, że przez pierwsze miesiące jedynie matka powinna opiekować się maluchem, ponieważ to ona najlepiej zna jego potrzeby. Ojciec miał „wkraczać” dopiero wtedy, gdy dziecko zaczyna świadomie obserwować otaczający je świat. Wydaje się, że takie rozdzielenie funkcji rodziców nie było najszczęśliwsze. Wynikało ono z tego, że mężczyzna zazwyczaj był odpowiedzialny za materialny byt rodziny. Kobieta zaś pozostawała w domu i na jej barkach spoczywało prowadzenie gospodarstwa oraz opieka nad dziećmi. Ojciec przez to stawał się w oczach dziecka kimś odległym, a nawet wzbudzającym nadmierny respekt, niepokój. Miało to bardzo niekorzystny wpływ na proces autoidentyfikacji dorastającego człowieka.
Dziś sytuacja stała się nieco inna. Coraz częściej zarobki żony są podstawowym źródłem domowego budżetu. Poza tym dużo się też mówi o jej prawach do realizacji własnych planów na gruncie zawodowym i społecznym. Czasem jest zmuszona szybko powrócić do zakładu pracy z powodu lęku przed zwolnieniem. Można wymienić jeszcze inne przyczyny zmian w modelu rodziny, ale my skupmy się na jednej. Dlaczego rzadko promowana jest teza, że ojcowie chcą być po prostu w bliższych, czulszych relacjach ze swymi dziećmi? Nie da się wszystkich ludzkich wyborów tłumaczyć jedynie przez redukcjonistyczny pryzmat ekonomii czy innych „obiektywnych” czynników zewnętrznych. Są przecież sprawy ważniejsze, o wiele głębsze, a praca zostaje podporządkowana priorytetom, które wyznacza głos serca.
Kochamy cię
Postawa opiekuńczych ojców pozwala z większym optymizmem patrzeć na umacnianie się zdrowych relacji w rodzinie. Papież Jan Paweł II podkreślał wagę partnerskich stosunków w małżeństwie oraz jak najpełniejszego uczestnictwa obojga rodziców w wychowywaniu dziecka już od pierwszych chwil jego życia. W adhortacji apostolskiej Familiaris consortio napisał: „Miłość do małżonki, która została matką, i miłość do dzieci są dla mężczyzny naturalną drogą do zrozumienia i urzeczywistnienia swego ojcostwa.
Nade wszystko tam, gdzie warunki społeczne i kulturalne łatwo skłaniają ojca do pewnego uwolnienia się od zobowiązań wobec rodziny i do mniejszego udziału w wychowaniu dzieci, konieczne jest odzyskanie społecznego przekonania, że miejsce i zadanie ojca w rodzinie i dla rodziny mają wagę jedyną i niezastąpioną. Jak uczy doświadczenie, nieobecność ojca powoduje zachwianie równowagi psychicznej i moralnej oraz znaczne trudności w stosunkach rodzinnych, podobnie jak, w okolicznościach przeciwnych, przytłaczająca obecność ojca, zwłaszcza tam, gdzie występuje już zjawisko tzw. machizmu, czyli nadużywanie przewagi uprawnień męskich, które upokarzają kobietę i nie pozwalają na rozwój zdrowych stosunków rodzinnych” (FC 25). Zatem trzeba nam zabiegać o to, by nikt z nas nie uchylał się od swojej rodzicielskiej misji, a równocześnie dostrzegał w drugim człowieku należną mu godność. Troskliwa opieka sprawowana przez ojca i matkę jest warunkiem harmonijnego rozwoju dziecka. Wówczas czuje się ono w pełni akceptowane i bezpieczne. Doświadcza przy tym komplementarnej miłości, której w innych okolicznościach nie mogłoby zaznać. Kształtowane w miłości staje się odpowiednio uposażone psychicznie i duchowo do funkcjonowania w społeczeństwie. W przyszłości będzie potrafiło dzielić się z innymi autentycznym dobrem, którego samo zaznało. Dlatego, drodzy tatusiowie, pchajcie wózki waszych dzieci ku lepszym czasom!