Logo Przewdonik Katolicki

Banalne równanie

Krzysztof Skowroński
Fot.

Jeszcze zanim zaczęła się kampania wyborcza, było wiadomo, że Polacy chcą gruntownej zmiany politycznej. Chcą demokratycznej rewolucji, która przywróci im poczucie życia w państwie sprawiedliwym i dobrze zarządzanym. Spór między PO i PiS nie dotyczy istoty zmiany, która zdawała się być uzgodniona (walka z korupcją, służby specjalne, archiwa Peerelu, biurokracja, nadmierna regulacja...

Jeszcze zanim zaczęła się kampania wyborcza, było wiadomo, że Polacy chcą gruntownej zmiany politycznej. Chcą demokratycznej rewolucji, która przywróci im poczucie życia w państwie sprawiedliwym i dobrze zarządzanym.
Spór między PO i PiS nie dotyczy istoty zmiany, która zdawała się być uzgodniona (walka z korupcją, służby specjalne, archiwa Peerelu, biurokracja, nadmierna regulacja w gospodarce, obniżenie podatków), ale kontrolera. Pytanie wyborcze brzmiało: która z partii i który lider jest gwarantem tego, że wyborcy nie zostaną oszukani. Wybór niewielką ilością głosów padł na PiS i Lecha Kaczyńskiego. Demokracja - wyborcy powierzyli im odpowiedzialność, a jeśli odpowiedzialność to i kontrolę nad głównymi procesami zmian. Wyniki wyborów zdawały się być oczywiste. By wyjść naprzeciw potrzebom Polaków, trzeba było stworzyć syntezę programów obu ugrupowań i podzielić stanowiska. Zdawało się, że jest to równanie banalne. W praktyce okazało się niewykonalne.
Nie wiem dlaczego dziś Donald Tusk nazywa rząd Marcinkiewicza rządem Olszewskiego-Bis, a Kaczyńscy są gotowi zaliczyć Tuska do obozu postkomunistycznego. Nadal chcę wierzyć, że w tym drugim określeniu nie ma ziarna prawdy, a nieporozumienie między dyskutującymi opierało się na różnicy charakteru i że obie strony zrozumieją, że nie leży w ich interesie ani wzmacnianie obozu populistycznego ani postkomunistycznego. Taki rozłam obozu solidarnościowego byłby jego największą klęską i największym sukcesem tych, których klęski obóz posierpniowy spodziewał się w tych wyborach.
Ale żeby wrócić na drogę koalicyjną, PO musi uznać zwycięstwo obozu Kaczyńskiego i przyznać mu wiodącą rolę jeśli chodzi o system kontroli, m.in. służb specjalnych.
Jeśli Donald Tusk i Jan Rokita uważają, że z powodu Zbigniewa Wassermana czy Ludwika Dorna można nie budować koalicji, a dzieło naprawy państwa odłożyć na półkę, to znaczy, że ich intencje są odmienne od deklarowanych. Przecież kłótnia o kontrolę nad służbami (przyczyna niepowstania koalicji) została przesądzona przy okazji wyborów. Przecież można zawiązać koalicję i w momencie, w którym pojawiłby się kryzys albo podejrzenie drugiej strony o nieczystą grę, zawsze można ją opuścić. I przecież Donald Tusk po wyborach i przegranej z Lechem Kaczyńskim mógł zostać drugą osobą w państwie, przyjmując funkcję marszałka Sejmu.
Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości liderzy Platformy Obywatelskiej zobaczą w jak niezręcznej sytuacji postawili swoją partię. Będąc w opozycji, albo będą torpedować zmiany korzystne dla Polski, i wtedy będą się kompromitować, albo będą je popierać, marginalizując swoją partię.
Liczę na to, że mądrość i polityczne doświadczenie liderów PO przyczyni się do tego, że wrócą do koalicyjnych rozmów i przestaną bawić się w konstruowanie wirtualnych "gabinetów cieni", a Polska dostanie dobry rząd z silną większością w parlamencie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki