Przede wszystkim Dzieciątko. Bardzo rzadko dziecko, niemowlę albo noworodek. Zdecydowanie najczęściej Dzieciątko. W taki sposób mówimy o narodzonym w Betlejem Bożym Synu. To narzuca pewien nastrój i sposób myślenia. Jest też żłóbek albo szopka z pastuszkami i przyjaznymi człowiekowi zwierzętami, kolędy i pastorałki, choinka, światełka, prezenty, stoły pełne smakołyków. To wszystko również buduje atmosferę przeżywania świąt Narodzenia Pańskiego. Ma być miło, sympatycznie i bezpiecznie. Oczywiście nie bez współczucia dla rodzącej w trudnych warunkach Maryi i towarzyszącego Jej Józefa, jednak bez zagłębiania się w szczegóły, że to naprawdę nie była sielanka, tylko twarda rzeczywistość, w której „Bóg się rodził”, bo Słowo stało się ciałem. Twarda, ale dla ludzkości radosna, bo wypełniły się zapowiedzi i skończyło się wielowiekowe czekanie.
Jest coś takiego w ludzkiej naturze, że ten przyjemny świąteczny czas człowiek chce przedłużać. Dotyczy to także chrześcijańskiego życia oraz tego, w jaki sposób funkcjonuje Kościół. Dlatego największe uroczystości w kalendarzu liturgicznym mają swoje oktawy. Jest oktawa Narodzenia Pańskiego i jest oktawa Wielkanocy. Nie są takie same. W oktawie Wielkanocy każdy dzień ma status uroczystości (dlatego w piątek w oktawie Wielkanocy nie obowiązuje wstrzemięźliwość od potraw mięsnych). W oktawie Narodzenia Pańskiego poszczególne dni nie są uroczystościami, jednak we wszystkie podczas Mszy św. odmawiany jest hymn Chwała na wysokości Bogu, jak w liturgiczne święto.
Gratulacje Matce Bożej
Ksiądz Dariusz Kwiatkowski, pracujący dziś na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, przed laty w książce Zaczerpnąć ze źródła wody życia. W świecie liturgicznych znaków zwrócił uwagę, że oktawa uroczystości Narodzenia Pańskiego w obecnej formie kształtowała się przez wiele wieków. „Pierwsze świadectwa o świętowaniu oktawy Bożego Narodzenia pochodzą z VI wieku, chociaż poszczególne święta znane były już wcześniej. Najstarszym z nich była uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi, obchodzona
1 stycznia, czyli na początku nowego roku kalendarzowego” – wyjaśnił. Przypomniał, że w starożytnym Rzymie był to dzień pogańskiego święta, podczas którego witano nowy rok.
„Pogańskie świętowanie naznaczone było nieograniczoną rozwiązłością moralną i dlatego chrześcijanie na początku w tym dniu celebrowali liturgie pokutne i obchodzili dzień postu” – zauważył ks. Kwiatkowski. Doprecyzował, że w liturgii rzymskiej dzień ten dedykowano Maryi jako Matce Boga, wzorując się na liturgiach Kościoła wschodniego, który dzień po Bożym Narodzeniu świętował tak zwane „gratulacje Matce Bożej”. W następnych wiekach 1 stycznia obchodzono święto obrzezania Jezusa, ale odnowiony po Soborze Watykańskim II kalendarz rzymski przywrócił uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Warto odnotować, że teksty modlitw mszalnych ukazują Maryję jako Matkę Chrystusa i Kościoła, jednak Ewangelia mówi o obrzezaniu i nadaniu imienia Jezusowi. Można więc powiedzieć, że finał oktawy Narodzenia Pańskiego kontynuuje radosną, świąteczną, pogodną atmosferę, która dziś tak wielu (nie tylko wierzącym w Chrystusa) kojarzy się z Bożym Narodzeniem. Także obchodzone w niedzielę po uroczystości Narodzenia Pańskiego wspomnienie Świętej Rodziny budzi przede wszystkim pozytywne emocje i skojarzenia.
Przypadkiem? Przez pomyłkę?
Jednak są w trakcie oktawy Narodzenia Pańskiego dwa dni, które zdecydowanie burzą sympatyczny i bezstresowy nastrój. Jakby wśród świąt obchodzonych w ciągu tych niespełna dziesięciu dni znalazły się przypadkiem, a może nawet przez pomyłkę. Nie zachwalają ani nie promują wartości rodzinnych, nie niosą radości, spokoju, relaksu i braku konfliktów. Wręcz przeciwnie. Do tego stopnia, że jedno z tych świąt od dawna zalecano obchodzić jak dzień wyjęty z Wielkiego Postu, bez radosnych śpiewów. Obydwa wiążą się ściśle z pełnymi okrucieństwa i nienawiści zbrodniami. Ich ofiarami padli ci, których w te dwa dni wspominamy i czcimy.
Pierwszy zgrzyt w bożonarodzeniowej atmosferze pojawia się bardzo szybko – już drugiego dnia świąt, 26 grudnia. W kalendarzu liturgicznym umieszczono święto św. Szczepana, diakona i męczennika. W czasie Mszy św. czytany jest dość drastyczny fragment Dziejów Apostolskich, opisujący kto, z jakich pobudek i w jaki sposób go zabił. Nie ma wątpliwości, że zamordowano go z nienawiści praktykowaną także dzisiaj w niektórych rejonach świata okrutną metodą, jaką jest kamienowanie. Co więcej, zbrodnię popełniono przy aprobacie ówczesnych elit religijnych, reprezentowanych przez Szawła.
Ciasny żłóbek i niezmierzone niebo
Wiadomo, że postać św. Szczepana Kościół wspominał zaraz po obchodach Narodzenia Pańskiego już w IV w. na Wschodzie i w V w. na Zachodzie. Jak tłumaczono wiernym takie zestawienie? Żyjący na przełomie V i VI stulecia mnich i biskup Fulgencjusz z Ruspe tak to wyjaśniał: „Wczoraj święciliśmy doczesne narodzenie naszego wiecznego Króla, dziś obchodzimy chwalebną mękę Jego bojownika. Wczoraj bowiem nasz Król, przybrany we wspaniałą szatę ciała, wyszedłszy z dziewiczego łona, raczył nawiedzić świat, dziś bojownik, wyszedłszy z namiotu ciała, z triumfem dostał się do nieba” (cytat za IV tomem serii Ojcowie żywi). Kontynuując to zestawianie, zaliczany do ojców Kościoła Fulgencjusz nie zawahał się sięgnąć do obrazu Chrystusa owiniętego w pieluszki, by skonstatować: „dziś Szczepan jest przez Niego przybrany w szatę nieśmiertelności”. Przywołał nawet „ciasny żłóbek”, który nosił Chrystusa-dziecię, aby stwierdzić, że „dziś niezmierzone niebo przyjęło triumfującego Szczepana”.
Kilkanaście wieków później ks. Wincenty Zaleski SDB w książce Rok kościelny pośród sugestii homiletycznych zamieścił m.in. taką: „Kościół umyślnie w liturgii swojej tego dnia wprowadza ten kontrast, aby nam pokazać, jak miłości Boga, posuniętej aż do żłóbka, wychodzi naprzeciw miłość człowieka, posunięta aż do męczeńskiej śmierci”.
Pożytek przysporzony przez nienawiść
Męczeństwo św. Szczepana to niejedyna zbrodnia wspominana w czasie oktawy Narodzenia Pańskiego. Dwa dni później, 28 grudnia, Kościół obchodzi święto Świętych Młodzianków, męczenników. To wspomnienie ofiar masowego morderstwa dokonanego – jak podaje Mateusz Ewangelista – na polecenie Heroda (dziś znanego z przydomkiem „Wielki”). Wiele wskazuje na to, że ten zręczny polityk bał się utraty władzy w Judei, którą sprawował dzięki uległości wobec Rzymian. Był pełnym podejrzliwości despotą, gdy więc usłyszał o zagrożeniu, nie zawahał się poświęcić życia, jak obliczono, kilkudziesięciu małych chłopców, aby zapobiec ewentualnym problemom.
Chrześcijanie już w II, a może nawet w I stuleciu po narodzenia Chrystusa wspominali to tragiczne wydarzenie i oddawali cześć dzieciom, które wówczas poniosły śmierć. Wspomnieli o tym w swych pismach św. Ireneusz, urodzony w 130 r., a także św. Cyprian, który urodził się najprawdopodobniej siedemdziesiąt lat później. Żyjący na przełomie IV i V w. św. Augustyn w poświęconej im homilii mówił: „Niech się raduje Kościół, płodna matka tylu bojowników niebieskich i tak wspaniałych dziwów. Oto ów wróg bezbożny [chodzi o Heroda – ks. A.S.] nigdy nie byłby zdolny przez najtkliwszą życzliwość tyle pożytku przynieść tym błogosławionym Młodziankom, ile im przysporzył przez swoją nienawiść”. Tę zaskakującą argumentację uzupełnił wyjaśnieniem, że święto ku ich czci poucza, że „w jakiej mierze na błogosławione Niemowlęta rzuciło się zło, w takiej też obfitości spłynęło na nich błogosławieństwo”. To św. Augustyn nazwał zamordowane przez Heroda dzieci „kwiatami męczenników” i „pierwszymi pąkami Kościoła rozwiniętymi wśród niewiary”.
Jest coś fascynującego w fakcie, że chrześcijanie już od pierwszych wieków odczuwali potrzebę łączenia radości Wcielenia Bożego Syna ze świadomością brutalności i okrucieństwa świata, w którym Boży Syn się narodził. Można odnieść wrażenie, że ten jaskrawy kontrast w naszych czasach jest zacierany i łagodzony. W ilu parafiach obchód święta Młodzianków odbywa się bez śpiewu radosnych kolęd i pastorałek? Chyba byłoby niedobrze, gdyby ten nieprzypadkowy dysonans w czasie oktawy Narodzenia Pańskiego został całkiem rozmyty.