Logo Przewdonik Katolicki

Pamiętajmy o zwierzętach

Karolina Sternal
fot. Karol Porwich/East News

W czasie Bożego Narodzenia pomyślmy o tym, jak traktujemy zwierzęta. Często zapominamy, że tak samo jak my, powstały z miłości Boga. A jeżeli nie potrafimy zrezygnować z jedzenia mięsa, przynajmniej nie marnujmy go w te święta.

Świat zwierząt to nieprawdopodobna różnorodność i bogactwo. Troska o nie wcale nie oznacza – jak często stawia się tę sprawę, także w Kościele – braku troski o ludzi lub wręcz bycia przeciwko ludziom. Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska uważa, że mówienie głośno i wyraźnie o tej sprawie jest pilne, zarówno z perspektywy etycznej, jak i z powodu dewastacji środowiska powodowanego masową hodowlą i eksploatacją zwierząt. Sprawę ich traktowania powinniśmy wiązać z chrześcijańską wiarą, do czego są podstawy w Piśmie Świętym i nauczaniu Kościoła.
„Wszelkie stworzenie jest przedmiotem czułości Ojca, który wyznacza mu miejsce w świecie. Nawet życie istoty najbardziej efemerycznej, najbardziej nieznaczącej, jest przedmiotem Jego miłości, a w tych kilku sekundach istnienia otacza je swą miłością” – pisze w swojej encyklice Laudato si’ papież Franciszek, a Katechizm Kościoła katolickiego naucza, że: „Zwierzęta są stworzeniami Bożymi. Bóg otacza je swoją opatrznościową troską (Por. Mt 6, 26). Przez samo swoje istnienie błogosławią Go i oddają Mu chwałę (Por. Dn 3, 57–58). Także ludzie są zobowiązani do życzliwości wobec nich. Warto przypomnieć, z jaką delikatnością traktowali zwierzęta tacy święci, jak św. Franciszek z Asyżu czy św. Filip Nereusz”.

Tradycja z PRL-u
Już za chwilę usiądziemy do wigilijnej wieczerzy. Następnego dnia przyjdzie czas na świąteczny obiad, który płynnie przejdzie w obfitą kolację. To, co w tym czasie jemy, jest ściśle związane z naszą tradycją obchodzenia Bożego Narodzenia. Obejmuje ona także kulinaria, a chyba jej najważniejszym symbolem jest karp. Co roku trafia na polskie stoły około 10 mln karpi. Zanim zamienią się w świąteczne dania, czeka je nierzadko wiele cierpienia. Choć dzięki społecznym akcjom sposób transportowania, zabijania i sprzedaży tych ryb się zmienia, to nadal nie jest idealnie.
– To boli, kiedy widzimy duszące się w plastikowych torbach zwierzęta. Boli jeszcze bardziej, kiedy nic w odpowiedzi na to nie robimy, kiedy tolerujemy nieminimalizujące cierpienia zabijanie tych zwierząt, zarówno w sklepach, jak i w domach – mówi Barbara Niedźwiedzka ze Światowego Ruchu Katolików na rzecz Środowiska. – Nie możemy usprawiedliwiać się, że nie wiemy, nie mamy pewności, czy cierpią. Wiemy to i widzimy, tylko jesteśmy znieczuleni, obezwładnieni „tradycją”.
Tymczasem ta „tradycja” ma zaledwie kilkadziesiąt lat. Masowa sprzedaż, a co za tym idzie, powszechne jedzenie karpi na wigilię, ma swoje początki w PRL-u i wynikało z niedostatków tamtych czasów: niedoborów żywności, konieczności zaopatrywania się na zapas, braku pojemnych lodówek i samochodów-chłodni. Wprawdzie karpie hodowano w Polsce znacznie wcześniej, ale były one traktowane jako ryby gorszego gatunku. Po wojnie komunistyczne władze wobec problemów z dostępem do innych ryb słodkowodnych, takich jak okonie, szczupaki, liny, sandacze i węgorze, postawiły na masową hodowlę tanich karpi. Powstało nawet hasło: „Karp na każdym wigilijnym stole w Polsce”. Zaczęto więc zarybiać stawy, a karp stał się rybą dostępną w okresie przedświątecznym. Sprzedawano go żywego, w domu wpuszczano do wanny, a po kilku dniach najczęściej – co tu dużo mówić – w brutalny sposób zabijano. Dziś większość Polaków nie wyobraża sobie wigilii bez karpia, choć wielu zarzeka się, że go nie lubi.

Musimy reagować
Co my, chrześcijanie, możemy zrobić? – Nie tylko nie wolno nam kupować żywych karpi, ale powinniśmy bojkotować sklepy i targowiska, na których wciąż je się w ten sposób sprzedaje – odpowiada Barbara Niedźwiedzka. – Musimy reagować, jeżeli tylko chcemy być etycznymi ludźmi, jeżeli widzimy, że ryby przebywają w nadmiernym stłoczeniu, że nie mają dostatecznej ilości wody, że są poranione, sprzedawca łapie je za skrzela, kupujący przenosi je w siatce bez wody, to mamy obowiązek powiadomić policję, bo to jest przestępstwo. Przecież reagowalibyśmy, gdy ktoś podtapiał człowieka, a nawet psa czy kota.
Wynurzenie karpia z wody tylko na 30 sekund powoduje ogromny stres, a trzymanie go dłużej bez wody jest męczarnią. Karpie są płochliwymi rybami, reagują na zmianę natężenia światła i na hałas. Stresem dla nich jest transport w małych zbiornikach, w których kłębią się w ścisku. Przelewanie z pojemnika do pojemnika to dręczenie, maltretowanie żywych stworzeń. Ryba poza wodą się dusi, tak jak my dusimy się w wodzie.
Rozwiązaniem może być dostarczanie zabitych już karpi do sklepów. – Są zalecenia, jak ryba ma być zabijana. Przede wszystkim ma być nieprzytomna, czyli ogłuszona lub porażona prądem, dopiero później można ją zabić. Różnie z tym bywa i trudno sobie wyobrazić, aby wszyscy sprzedawcy byli właściwie przygotowani do umiejętnego zabijania ryb, minimalizującego cierpienie – dodaje Barbara Niedźwiedzka.
Świadomość społeczna się zmienia. Według badań CBOS-u, aż 86 proc. Polaków chciało zakazu sprzedaży żywych ryb. Wielkie sieci handlowe w większości z tego zrezygnowały, niestety nadal nie brakuje osób zainteresowanych kupnem żywych ryb. Mogą to zrobić głównie na targowiskach i w mniejszych sklepach. W ostatnich latach zapadło także kilka wyroków sądowych w sprawach niehumanitarnej sprzedaży i zabijania karpi. To bardzo ważne procesy, gdyż pokazały, że należy przedłożyć dobro czujących istot ponad zachcianki człowieka. Warto także pamiętać, że we współczesnym świecie każdy zakup ma aspekt etyczny.

Marnujemy na potęgę
Światowy Ruch Katolików na rzecz Środowiska apeluje, aby brać pod uwagę cierpienie wszystkich zwierząt, z których wytwarzane jest jedzenie trafiające na świąteczne stoły. Jeżeli nie potrafimy zrezygnować z mięsa, przynajmniej nie marnujmy go w te święta. A tak się niestety dzieje. Jak pokazuje najnowsze badanie przygotowane przez firmę Too Good To Go i pracownię Opinia24, którego wyniki opublikowała w grudniu „Rzeczpospolita”, aż 83 proc. Polaków w okresie świątecznym wyrzuca żywność. Łącznie to 61,7 tys. ton, czyli aż 1,6 kg jedzenia na osobę. Najwięcej – 9,2 tys. ton – marnuje się 24 grudnia, który gazeta określiła Dniem Świątecznego Marnowania Żywności. Na czele listy wyrzucanych produktów znajduje się mięso, którego Polacy marnują 10,9 tys. ton, co daje niemal 300 g na osobę, a także ryby – 7,6 tys. ton, czyli 200 g na osobę. Badania pokazują, że marnujemy znacznie więcej jedzenia, niż nam się wydaje, a deklaracje często różnią się od rzeczywistości.

---
Już niebawem kolejny raz narodzi się Jezus. Pamiętajmy, że Bóg nie narodził się wyłącznie dla nas, ludzi. Bóg narodził się dla całego Stworzenia. Czujące istoty żyją obok nas, są tak samo jak my stworzone z miłością przez Boga.
– Boże Narodzenie w naszej tradycji łączy się z okazywaniem miłości, z okazywaniem miłosierdzia potrzebującym, ubogim, samotnym, wykluczonym. Zwierzęta to najbardziej wykluczone istoty, bo nie dość, że zadajemy im ból i cierpienie, to zazwyczaj odmawiamy im prawa do odczuwania tego bólu. Nasze stoły będą się uginać od różnych potraw z ryb i mięsa innych zwierząt, choć tak łatwo możemy zastąpić je roślinnymi odpowiednikami lub wspaniałymi jarskimi potrawami. Skoro tak wciąż nie jest, to w tym szczególnym czasie szanujmy to jedzenie, które pochodzi z ich ciał, nie marnujmy daru z ich życia. Róbmy, co się tylko da, aby ich życie było dobre, aby ich umieranie było dobre – apeluje Barbara Niedźwiedzka.

---
Dr hab. Barbara Niedźwiedzka
Emerytowany pracownik Instytutu Zdrowia Publicznego UJ, liderka Grupy „Chrześcijanie dla Zwierząt – Polska”, animatorka Laudato si’ w Światowym Ruchu Katolików na Rzecz Środowiska. Prowadzi blog www.opowiedzzwierze.pl

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki