Logo Przewdonik Katolicki

Tu wyjątkowo łatwo o historyczne nieporozumienia

Jacek Borkowicz
Wejście do bazyliki Narodzenia Pańskiego w Betlejem. Od połowy lat 60. większość mieszkańców tego miasta stanowią już muzułmanie | fot. Zuzanna Szczerbińska/PK

Betlejem opisano już milion razy, ale przeważnie w ahistorycznym trybie. Dla chrześcijan nie liczyły się szczegóły dziejów, ale uniwersalna wymowa wydarzenia ze Stajenki. W ten jednak sposób, prawem paradoksu, Betlejem – jedno z kilku najbardziej znanych miast na świecie – jest miejscem o nieznanej szerzej historii.

Zacznijmy od samej nazwy. Beth-Lehem po hebrajsku i aramejsku znaczy „dom chleba”. Taką etymologię znajdziemy w prawie każdym popularnym opisie miejscowości. Język arabski tłumaczy to po swojemu: Bajt-Lahm to „dom mięsa”. Betlejem jest jednak miastem znacznie starszym od obecności Arabów w Palestynie, co więcej, starszym nawet od archaicznej kultury hebrajskiej. Przypomnijmy, że mówimy o terenie, na którym narodziły się pierwsze cywilizacje, zaś archeolodzy dokumentują istnienie miast już osiem tysięcy lat przed narodzinami Chrystusa.
Przed podbojem hebrajskim Betlejem należało do Kananejczyków, których bóstwem był Lahmu – pan obfitości, płodności i żyznej gleby. Otto Schroeder, niesłusznie zapomniany XIX-wieczny niemiecki filolog, jako pierwszy uznał, że nazwa miasta właśnie od tego bóstwa pochodzi. „Dom” znaczy tutaj „dom boga”, zatem Betlejem byłoby na początku miejscem, gdzie stała kananejska świątynia Lahmu.
Czyli fałszywy trop z tym „domem chleba”? Niezupełnie fałszywy. Już Księga Rodzaju, wspominając o śmierci i pochowaniu Racheli, żony Jakuba, wymienia Betlejem pod alternatywną nazwą Efrata, co znaczy „owocująca kraina”. To tutaj Rut zbierała z pola kłosy, pozostawione przez żniwiarzy, tutaj też zdjęty współczuciem gospodarz pola, Booz, zakochał się w dziewczynie. Booz i Rut to pradziadkowie Dawida, który właśnie w Betlejem urodził się i został namaszczony na króla. A z rodu Dawida, także w Betlejem, narodził się Jezus, co 570 lat naprzód zapowiedział prorok Micheasz.
Pod chlebowymi kłosami mamy zatem „owocowanie”, zaś jeszcze wcześniej – kult rodzącego się życia. A wszystko mieści się w opisie betlejemskiej kolebki Tego, który narodził się jako „droga, prawda i życie”. Geniusz następujących po sobie pokoleń wyrażał w tym miejscu zawsze to samo.

Miasto chrześcijan – ale jakich?
Od pierwszych wieków historii Kościoła Betlejem jako miejsce pielgrzymek z całego świata uznawane było za miasto chrześcijańskie. Ale skąd właściwie wzięli się tam chrześcijanie? Bo wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie wcale nie jest oczywista.
W momencie narodzin Jezusa była to część rzymskiej prowincji Judea, zamieszkanej przez Żydów. Czy zatem należy uznać, że wszyscy mieszkańcy Betlejem byli potomkami Hebrajczyków, przybyłych w te strony razem z Abrahamem, potem zaś z Mojżeszem, Aaronem i Jozuem? Niekoniecznie, a nawet – raczej nie. Prawowierni Żydzi byli elitą królestw Judy i Izraela, zaś pozostała ludność, wywodząca się od pierwotnych mieszkańców tych ziem, Kananejczyków, Edomitów i innych, nazywana am ha-arec, czyli ludźmi prostymi i mało biegłymi w sprawach oficjalnej religii, nadal pracowała na roli, by wyżywić prawowierną populację miast. Bo wspomniane w Biblii rzezie, jakich dopuszczali się Hebrajczycy przy podboju, dotyczyły głównie kananejskich miast, nie zaś wiejskiego zaplecza. A Betlejem, jak już wiemy, zawsze nosiło charakter wybitnie rolniczy.
Wydaje się, że ci właśnie ludzie – mieszkający tu od zawsze – przyjęli w Betlejem chrześcijaństwo i tak dotrwali aż do czasów kolejnych podbojów, tym razem arabskich. Pozostał po nich niski otwór wejścia do bazyliki Narodzenia, przez który każdy dorosły pielgrzym, wchodząc do środka kościoła, musi przejść nachylony. Legenda mówi, że zrobiono to specjalnie, aby do świątyni nie wjeżdżali konno beduińscy jeźdźcy. Drugą pamiątką po arabskim najeździe pozostał język arabski, który mieszkańcy Betlejem przyjęli w miejsce aramejskiego. Ale stało się to dopiero w jakieś tysiąc lat po podboju. 
Jakie wyznanie reprezentowali przez te wieki trwania? To kolejna nieoczywista kwestia. Niderlandzki podróżnik Jean Zuallart opisał ich w 1608 r. jako Sorani, czyli wyznawców monofizyckiego Kościoła syryjskiego. Z kolei amerykański misjonarz William Thomson, który odwiedził Betlejem w latach 50. XIX stulecia, opisuje ich jako „chrześcijan greckich”, to znaczy prawosławnych. Żeby było jeszcze dziwniej, przytoczmy relację filologa Alberta Socina, późniejszą o zaledwie 15 lat: według niego w miasteczku więcej było katolików niż prawosławnych. Dodajmy na koniec, że w 1948 r., w momencie podziału Palestyny na Izrael i części przypadłe Jordanii oraz Egiptowi, w Betlejem (wtedy należące do Jordanii) chrześcijanie, stanowiący 85 proc. populacji, to w większości prawosławni, rzymscy katolicy ustępowali im liczebnością.
Jaki z tego wniosek? Przecież ludność Betlejem pozostawała ta sama, prawie nigdy dotąd nie było tutaj masowych przesiedleń. Otóż miejscowi, potomkowie starożytnych am ha-arec, często szli za przykładem tego Kościoła, lub tego obrządku, który w okolicy zdobywał przewagę. Stąd częste przypadki zmiany wyznania.

Czy dotrwają Dnia Sądu?
Ale Betlejem było tylko chrześcijańską wyspą w muzułmańskim morzu. Od połowy lat 60. XX w. muzułmanie, do niedawna mało znacząca mniejszość w mieście, stanowili już w nim większość.
W tym samym czasie (konkretnie od 1967 r.) Betlejem i cały Zachodni Brzeg Jordanu zajęły wojska Izraela, który do tej pory te ziemie okupuje. Z biegiem lat wokół miasta powstawać zaczęły żydowskie osiedla: Har Homa, Gillo, Har Gilo, Newe Daniel, Giwat Hatamar, Giwat Hadagan, wreszcie Efrata (znamy już tę nazwę!). Ich wianuszek ściśle przylega do zachodnich rogatek starego miasta. Pobudowano je na gruntach mieszkańców Betlejem. Choć powstały jako nielegalne, nawet w świetle prawa Izraela, betlejemscy Palestyńczycy nie mają tam prawa wstępu, dusząc się w mieście jak Murzyni w bantustanie RPA za czasów apartheidu.
Żydowska ekspansja nastąpiła tu kosztem muzułmanów i chrześcijan. Ale sami chrześcijanie stali się obiektem prześladowań z dwóch stron – izraelskiego okupanta oraz muzułmańskiej większości miasta. Pod koniec XX w. Jaser Arafat, przywódca autonomicznej Palestyny, zajął na swoją rezydencję prawosławny monaster, mieszczący się tuż obok bazyliki Narodzenia. Chcąc trwale zmienić wizerunek etniczno-religijny miejsca, Arafat sprowadził tutaj palestyńskich, muzułmańskich uchodźców. Dzisiaj stanowią jedną trzecią populacji Betlejem i rzeczywiście to oni decydują o przygniatającej przewadze miejscowych wyznawców islamu.
Słowo „przygniatająca” jest tutaj jak najbardziej na miejscu. Nowi przybysze, razem z poczuciem krzywdy (której przecież doznali od Żydów, nie od chrześcijan), przynieśli tu nietolerancję. Chrześcijanie zaczęli z Betlejem masowo wyjeżdżać. W samym 2000 r., czyli w momencie wybuchu tzw. drugiej intifady, wyjechało ich z miasta prawie dwa tysiące. Dziś stanowią oni zaledwie 12 proc. ogółu mieszkańców, czyli mniej więcej tyle, ile do połowy XX w. liczyli sobie miejscowi muzułmanie.
12 proc. to dane z 2016 r., a osiem lat to dla Betlejem dużo, zważywszy na dynamiczną sytuację polityczną i demograficzną Bliskiego Wschodu. Można się obawiać, że dzisiaj chrześcijan w Betlejem, tym arcychrześcijańskim mieście, jest jeszcze mniej. Bo na pewno nie więcej. Czy ktokolwiek z nich lub ich potomków dotrwa tu, na miejscu, do zapowiedzianego dnia sądu ostatecznego?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki