Logo Przewdonik Katolicki

Zachwyt to podstawa!

Małgorzata Bilska
rys. Zosia Komorowska/PK

Rozmowa z abp. Adrianem Galbasem

14 grudnia odbył się ingres Księdza Arcybiskupa do archikatedry św. Jana w Warszawie. Boże Narodzenie i Nowy Rok będą już obchodzone w domu metropolity warszawskiego. Myślę o tym, jak gigantyczną, globalną zmianą było wcielenie Boga, Jego przyjście na świat w zapadłej „dziurze” gdzieś na marginesie Cesarstwa. Czy obchodzenie Bożego Narodzenia jest celebrowaniem zmiany, czy też – tradycji? Tego, co niezmienne?
– Jedno drugiemu nie przeczy. To relacja trochę taka jak między ramą obrazu a obrazem. Patrzenie na ramę byłoby bez sensu. Gdybyśmy koncentrowali się na ornamentyce świąt, nie widząc ich istoty, zgubilibyśmy ich treść. Rama dodaje więc dziełu piękna, choć jest tylko ramą… Nie należę do osób, które „pomstują” na zewnętrzną stronę przeżywania świąt, pod warunkiem że nie jest ona ich jedynym wymiarem. Istotą jest zachwyt nad tajemnicą wcielenia. Nad wysiłkiem Pana Boga, żeby dostać się do człowieka, zbliżyć się do niego mimo katastrofy w raju. Bóg nie zważa na żadne granice, decyduje się na zejście na ziemię. Chociaż jest nieskończony, wszechmogący, wieczny, doskonały, niematerialny, święty. Z innego świata.
Pani Redaktor przywołała moją sytuację. Decyzja papieża Franciszka, żeby po tak krótkim czasie pełnienia urzędu metropolity katowickiego przejść do Warszawy, była zaskoczeniem. O ile większym zaskoczeniem dla człowieka była decyzja Boga, żeby stać się człowiekiem! Po to, by spotkać się z nami twarzą w twarz! Świętowanie Bożego Narodzenia zaczyna się od zachwytu. Jak to możliwe, że Pan Bóg coś takiego zrobił? Jak bardzo Mu na mnie zależy! Dla mnie przełamał wszelkie granice! Z zachwytu bierze się wszystko inne. On jest podstawą. 

Boże Narodzenie było „szaleństwem miłości”! Co zrobić, żeby radość i zachwyt nie minęły nam w prozie życia? Te święta obchodzą ludzie wierzący, agnostycy, ateiści. Wszyscy lubią ich klimat. Nas, chrześcijan, ma wyróżniać promieniowanie zachwytem i miłością, żeby nas pytano: skąd oni to mają? Co to za Bóg, który ich przemienia?
– Przez zachwyt rozumiem coś więcej niż emocję, stan wewnętrznego samouniesienia. Dla mnie on oznacza przekonanie, że wcielenie Boga nadal trwa. Bóg także dziś robi wszystko, żeby ze mną być, w codzienności. W tym miejscu, w którym ja jestem, choć może się ono wydać jedynie bardzo prozaiczne. Z Bogiem niemożliwa jest już totalna samotność. 
Benedykt XVI powiedział kiedyś, że ten, kto wierzy w Boga, nigdy nie jest sam. Owszem, czasem człowiek może się tak czuć, subiektywnie, ale w rzeczywistości Bóg z nim jest. Jest Emmanuel. Bóg z nami. Ze mną. Z tobą. Jeżeli ta pewność we mnie jest (a bez niej trudno być chrześcijaninem), to chyba jakoś naturalnie ze mnie wypromieniowuje. Chrześcijan poznaje się po sile ducha, która pozwala znosić to, co trudne. Nie dają się totalnie pochłonąć przeciwnościom. One oczywiście są. Były też częścią życia Chrystusa. Nie dajemy im się jednak pochłonąć. Wiemy, że choć do końca „meczu” trochę zostało, mecz jest wygrany. Nigdy nie będzie już tak jak przed Betlejem.

Spotykamy Boga – Niemowlaka. Jego sposób przyjścia na świat nadał dziecku wyjątkową godność. Podmiotowość i szacunek dla dzieci nie był oczywisty – to jest duża zdobycz XX w. Ksiądz Arcybiskup jako dziecko był „ponadprzeciętnym rozrabiaką”, nie był ministrantem. Ja nie byłam dziewczynką w kokardkach z buzią w ciup – dlatego się nawróciłam. Miałam odwagę szukać, ryzykować. Co te święta nam mówią o stosunku do dzieci?
– Przede wszystkim to, że dziecko jest całkowicie bezbronne. Jezus jest maluśki – śpiewamy w kolędach. Został powierzony sercu, dłoniom, Maryi i Józefa. Jego życie zależało od ludzi dorosłych. On – będąc Bogiem – nic nie mógłby zrobić, gdyby przyszło im do głowy Go skrzywdzić. To jedno z przesłań, jakie daje nam Bóg przez przyjście na świat w ten sposób. Dzieci są nam w zaufaniu powierzone. Mamy się o nie troszczyć, by były szczęśliwe, a nie – żeby miały bolesne wspomnienia. Bo dzieci nie są własnością rodziców. Traktowanie ich jak swojej własności prowadzi do największych cierpień, jakie można zadać człowiekowi. Rany z dzieciństwa boleśnie osłabiają, a nieraz niszczą zdolność do zbudowania dojrzałej miłości, prowadzącej do szczęścia. Skutki tego są więc straszne. 

Z okazji Bożego Narodzenia życzę Księdzu Arcybiskupowi dziecięcej radości, która zmienia świat – i błogosławieństwa na wyzwania w 2025 r.!
– Dziękuję bardzo. Tego samego życzę Pani i Wszystkim Czytelnikom: Dziecięctwa Bożego, a nie naiwnej dziecinady…

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki