Logo Przewdonik Katolicki

Niemowlę, które chodzi i mówi

Monika Białkowska
Cicha Noc, Kateryna Dmyterko | fot. Kateryna Dmyterko

Boże Narodzenie w apokryfach wygląda zupełnie inaczej niż w Ewangeliach. Pełne jest nadzwyczajności, cudownych znaków i wielkich słów. Nawet jeśli cenimy piękno i powściągliwość Ewangelii i wiemy, że to w nich jest prawda, to poznanie wyobrażeń ze świata apokryfów pozwala zachwycić się miłością dawnych wieków do Bożego Narodzenia.

Apokryfy z pewnością nie są prawdziwą historią Bożego Narodzenia. Są starożytnymi pismami, które z różnych powodów nie zostały uznane za kanoniczne, czyli natchnione. Albo rodziły się w środowiskach, które w swoim rozumieniu Jezusa popełniały znaczące błędy, później potępione. Albo zwyczajnie były wytworem fantazji, sposobem na wypełnienie luki informacyjnej o wydarzeniach, o których ludzie wiedzieli niewiele, a koniecznie chcieli wiedzieć. Kierowała jednak nimi nie zła wola, ale ciekawość i pobożność.
Apokryfy nie są najlepszymi opowieściami o Bożym Narodzeniu – ale innych opowieści nie mamy. Choć nie można czytać ich jako historycznego świadectwa o wydarzeniach w Betlejem, z pewnością są one świadectwem tego, jak starożytni wyobrażali sobie te chwile, kiedy Jezus przychodził na świat. 

Maryja i Ewa
Ormiańska ewangelia dzieciństwa jest bardzo późna, powstała dopiero w XII wieku, więc traktować ją można jedynie jako legendę. 
Po tym, jak Józef z Maryją dotarli do groty, Józef poszedł na poszukiwania położnej, która mogłaby pomóc Maryi w porodzie. Wtedy zobaczył nadzwyczajne zjawiska natury. Ziemia podniosła się, a niebo się obniżyło. Wiatr i powietrze były nieruchome. Ptaki przerwały swój lot. Stada zwierząt stały w miejscu. Świat wyglądał, jakby zakrzepł w ruchu, ze wzrokiem skierowanym ku górze. 
Józef poszedł dalej i wówczas spotkał kobietę idącą w jego stronę. Ta pierwsza wiedziała, że ma iść do niewiasty, która właśnie urodziła w grocie. Kobieta przedstawiła się jako Ewa, pierwsza matka wszystkich ludzi. Wyjaśniła również, że przyszła zobaczyć na własne oczy odkupienie, które się właśnie dokonało. 
Zanim oboje dotarli z powrotem do groty, byli świadkami kolejnych cudownych wydarzeń. Oto otworzyło się niebo i z góry spłynęło silne światło. Usłyszeli wtedy śpiew aniołów i padli na twarze. Potem Ewa weszła do groty, wzięła Jezusa na ręce i błogosławiła Bogu, „gdyż niemowlę było bardzo piękne, jaśniejące, pogodne i uśmiechało się”. Potem Ewa opuściła grotę. 
W tym apokryfie wyraźnie zilustrowana jest teologiczna interpretacja wcielenia Jezusa Chrystusa. Oto Maryja jako Nowa Ewa odpowiedziała Bogu „tak”. Jej posłuszeństwo przynosi na świat uwolnienie od grzechu i śmierci, które pierwsza Ewa sprowadziła przez swoje nieposłuszeństwo. Choć Ewy oczywiście przy narodzeniu Jezusa nie było i być nie mogło, to z pewnością apokryficzna opowieść dopisuje w plastyczny sposób ważny i znany również nam teologiczny sens Bożego Narodzenia. 

Dzieciątko głoszące
Apokryf ujgurski z IX wieku opowiada o wizycie magów, którzy przynieśli Dzieciątku dary. To ciekawa historia, choć trudno się przy niej nie uśmiechnąć. Jezus urodził się jako prawdziwy człowiek, więc był niemowlęciem, jak każde inne. W apokryfie jednak, kiedy magowie podają Mu złoto, kadzidło i mirrę, wystawiają Go na próbę. Mówią między sobą: „Jeśli jest Synem Bożym, weźmie mirrę i kadzidło, jeśli jest królem, weźmie złoto, jeśli jest lekarzem, weźmie lekarstwa”. Tymczasem Jezus – niemowlę leżące w żłóbku – zaskakuje ich, bo wybiera wszystkie trzy dary. Na dodatek mówi: „Wy przyszliście z trzema różnymi myślami. Jestem zarówno Synem Bożym, jak również jestem królem, a także jestem lekarzem. Idźcie, wyzbywszy się najmniejszych wątpliwości”.
Jakby nadzwyczajności było mało, ów Nowonarodzony odkruszył od kamiennego żłobu kawałek kamienia i podał magom, a oni nie byli w stanie go udźwignąć. Wrzucili go do studni, a wtedy ze studni podniósł się płomień, sięgający nieba. Wtedy dopiero zrozumieli i zaczęli się kajać, że dostali skarb, który wyrzucili. 
To z jednej strony miało być wyjaśnienie i uzasadnienie kultu ognia wśród Persów, skąd pochodzić mieli magowie. Z drugiej strony jednak mamy zaprzeczenie prawdziwego człowieczeństwa Jezusa, który w pierwszych tygodniach czy miesiącach po narodzeniu przemawia z Bożym autorytetem i jak dorosły człowiek. 

Dziecko z chmur
Protoewangelia Jakuba powstała wcześnie, bo już w drugiej połowie II wieku. Opisuje ona narodziny i młodość Maryi, zwiastowanie, narodzenie Jezusa, a wreszcie ucieczkę Świętej Rodziny do Egiptu. 
W tym tekście, podobnie jak w późniejszym apokryfie ormiańskim, Józef szuka położnej dla rodzącej Maryi i obserwuje zastygający w nagłym bezruchu świat. Tu położna nie ma jednak imienia, za to obserwuje cudowne ukazanie się Dzieciątka w czasie, kiedy Maryja osłonięta jest ciemną chmurą. Położna wybiegła zaskoczona z groty i spotkała drugą kobietę, Salome. Tu wypadałoby przeprosić wszystkich wrażliwych, ale tekst apokryfu z II wieku jest bezwzględny – opisuje bowiem, że kobiety własnoręcznie sprawdziły, czy ta, która urodziła właśnie dziecko, nadal jest dziewicą. Po tym teście ręka Salome odpadła jak palona ogniem. Oczywiście po wyrażeniu żalu i uczczeniu Dzieciątka Jezus Salome wróciła do zdrowia, a anioł jej przykazał, by nikomu nic nie opowiadała, dopóki dziecko nie dorośnie i nie pójdzie do Jerozolimy. 
To oczywiście kolejny fantastyczny tekst, który z jednej strony stawia pod znakiem zapytania prawdziwe narodzenie Jezusa, który zjawia się gdzieś z obłoku, choć jednocześnie całkiem po ludzku zaczyna ssać pierś matki. Z drugiej strony z pobożnych pobudek apokryf ten za wszelką cenę stara się opisać, uzasadnić, wręcz udowodnić cudowne dziewictwo Maryi. 

Uschnięta ręka
Ewangelia Pseudo-Mateusza, czyli inaczej „Księga o Narodzeniu Maryi oraz o dzieciństwie Zbawiciela”, opiera się na wspomnianej wcześniej Protoewangelii Jakuba, a w średniowieczu, dzięki temu, że włączona została do Złotej legendy, stała się jednym z głównych źródeł cykli obrazów z życia Maryi. W zasadzie wszystko, co się o Maryi opowiada, a co nie jest zawarte w Ewangeliach (a zawarte jest tam przecież niewiele), pochodzi właśnie z tego apokryficznego tekstu.
Apokryf powstał dość późno, prawdopodobnie na przełomie VI i VII wieku, w kręgach rodzącego się monastycyzmu benedyktyńskiego. 
Rodząca Maryja w tym tekście weszła nie do groty, a do podziemnej jaskini bez światła, ale w sposób cudowny miejsce zostało rozświetlone Boskim światłem. Kiedy Jezus się urodził, natychmiast stanął na własnych nogach. Wówczas Józef przyprowadził dwie położne. Pierwsza z nich, Zahel, zbadała Maryję i uznała, że nie tylko pozostała ona dziewicą, ale że dziecko przyszło na świat bez odrobiny krwi, a Maryja nie odczuwała żadnego bólu. Zaskoczona była również tym, jak bardzo pełne mleka były jej piersi. Druga położna, Salome, nie dowierzała Zahel i chciała dziewictwo Maryi sprawdzić osobiście – więc również w tej wersji opowieści uschła jej ręka. 
Dopiero trzeciego dnia po porodzie Maryja z Dzieciątkiem wyszła z jaskini i poszła do groty, gdzie złożyła Jezusa w żłobie. 
Dzięki temu tekstowi wiemy między innymi, że w czasie, gdy powstawał, wiara w dziewictwo Maryi była już mocno ugruntowana. Mamy tu też do czynienia z dojrzalszą teologicznie myślą o Jej ludzkim macierzyństwie – choć mocno uwznioślonym przez brak bólu. Brak bólu zresztą również miał swoje teologiczne uzasadnienie i wiązał się z wiarą w wolność Maryi od grzechu pierworodnego. Skoro bóle porodowe zostały dane człowiekowi dopiero po wygnaniu z raju, to Maryja wolna od grzechu pierworodnego według wielu przekonań teologicznych mogła być od nich wolna. 

Józef, który nie milczy
Interesujący jest również anonimowy apokryf odkryty w 1927 roku, a powstały prawdopodobnie w czasach karolińskich. Jego źródła według niektórych badaczy sięgać mogą nawet pierwszych wieków i kręgów judeochrześcijańskich. Ciekawe w nim jest to, że stosunkowo niewiele uwagi poświęcone jest Maryi, a dużo więcej – Józefowi. Znajdują się w nim ślady doketyzmu, czyli błędnych poglądów teologicznych z II wieku, według których Jezus tylko pozornie był człowiekiem i nie miał prawdziwego, fizycznego ciała ludzkiego. Pogląd ten został potępiony jako herezja na pierwszym soborze nicejskim w 325 roku. Oprócz jednak cienia doketyzmu, tu również mamy do czynienia z interesującymi wyobrażeniami tego, czego historycznie poznać nie możemy. 
Głównym bohaterem tego apokryfu jest Józef, który zostawia Maryję ze swoim synem Symeonem i sam wchodzi do miasta Betlejem, swojej ojczyzny. Po wejściu do miasta stanął pośrodku i powiedział: „Nie ma nic słuszniejszego jak miłość rodzinnego miasta. Ono bowiem jest wytchnieniem dla każdego człowieka, wśród swego szczepu niech każdy szuka odpoczynku. Ja zaś, o Betlejem, dobry domu króla Dawida i proroka Bożego, oglądam cię po długim czasie nieobecności”. 
Tu już można mieć wątpliwość i pytanie o rzekomego syna Józefa, który nie pojawia się w żadnych kanonicznych opowieściach ani ustnych tradycjach. Józef też, co warto zauważyć, zdecydowanie nie jest człowiekiem milczącym.
Potem Józef obszedł miasto i znalazł stajnię na uboczu. Zobaczył, jak powoli zbliżają się drogą Maryja z Symeonem. Skarcił Symeona, że idą tak powoli, ten zaś przerzucił odpowiedzialność na Maryję: trudno jest spieszyć się z kobietą, która lada chwila może urodzić. 
Później Maryja weszła do groty. Symeon przyniósł wodę i obmył jej stopy. A ona przez cały czas się modliła, co mocno zdziwiło Symeona. Miał nawet pytać Józefa: „Ojcze, jak sądzisz, co może trapić tę dzieweczkę, że stale ze sobą rozmawia?”. Na co Józef odpowiedział: „Nie może z tobą rozmawiać, bo jest zmęczona podróżą. Dlatego ze sobą rozmawia, dzięki składając Bogu”. 

Światła, zapachy, rosa
W tym apokryfie, gdy Maryja zaczyna rodzić, Józef zostaje przy niej, a do miasta po położną posyła syna. Ten nie chce iść: odmawia, twierdząc, że nikt w mieście go nie zna, ale Bóg z pewnością przyśle odpowiednią pomoc. 
Rzeczywiście w tym samym czasie przy stajence pojawiła się położna Zahel ze specjalnym krzesłem, których używano do pomocy rodzącym. Ona i jej mistrzyni zostały tam przysłane przez tajemniczego młodzieńca. Dalej znów powtarza się opowieść, którą znamy. „Kiedy po kilku godzinach Maryja pozwoliła położnej zbadać się, ta głośno zawołała: Panie Boże wielki, zmiłuj się, bo tego jeszcze nikt nigdy nie słyszał ani nie widział, ani też nawet nie przypuszczał, by piersi dziewicy były pełne mleka, a narodzony syn świadczył o tym, że ta dziewica jest jego matką. Krew w najmniejszym nawet stopniu nie skalała noworodka, a rodząca nie cierpiała bólu. Jako dziewica poczęła, jako dziewica porodziła i po zrodzeniu dziewicą pozostała”. 
Tu również Maryja nie doświadczała bólów porodowych, zaraz po narodzeniu Syna trwała za to nieruchomo na modlitwie, z oczami skierowanymi ku niebu. Tu również świat się zatrzymał: ucichło szemranie rzek i wiatry, znieruchomiały liście na drzewach, uspokoiło się morze i ludzie zamilkli. „Samo zaś Dzieciątko wielce zajaśniało wokół niczym słońce, gdyż oto właśnie pojawił się pokój łagodzący wszystko. W chwili Jego narodzin słychać było głosy niewidzialnych istot razem wołających: «Amen». Światłość, która się narodziła, pomnażała się i blaskiem swoim przyćmiła blask słońca. Ta zaś jaskinia napełniła się oślepiającym światłem i najsłodszym zapachem. Światłość owa pojawiła się tak, jak spada z nieba na ziemię rosa, woń zaś przewyższała wszystkie zapachy olejków (…) Nie było na Dzieciątku jakiegokolwiek brudu, było natomiast czyste na całym ciele, jakby skąpane w rosie Boga Najwyższego, lekkie do niesienia, cudowne do oglądania. Gdy dziwiłam się, że nie płacze, jak to zwykle czynią niemowlęta, trzymając Je na rękach, wpatrywałam się w Jego twarz, uśmiechnęło się do mnie słodko i otworzywszy oczy, spojrzało na mnie uważnie. I wtedy z oczu Jego błysnęło światło niby błyskawica” – zdawała relację położna Symeonowi. 

Miłość nadgorliwa
Nie można czytać tych tekstów jako świętych i natchnionych, bo takie z pewnością nie są. Nie można ich również traktować jak źródeł historycznych, bo tej roli także w żaden sposób nie spełniają. Warto jednak patrzeć na nie jak na ślad ludzkiej miłości, która temu, co kocha, nadaje najpiękniejsze i najcudowniejsze imiona: choć zwykle bywała to miłość w swoich wyobrażeniach mocno nadgorliwa. Nawet jeśli apokryfy nie są żadnym świadectwem samego Bożego Narodzenia, to z pewnością są śladem ogromnej miłości dla tajemnicy Boga, który urodził się człowiekiem. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki