Logo Przewdonik Katolicki

Jak spędza święta ksiądz?

ks. Michał Szymandera
fot. Wojciech Stróżyk/Reporter/East News

Najpierw sprawują dla wiernych roraty, siedzą długimi godzinami w konfesjonale, udają się z Komunią do chorych. Pomagają przygotować się wiernym do świąt. A jak sami się do nich przygotowują i je przeżywają? Czy szewc w dziurawych butach chodzi?

Bardziej wolę Adwent niż Boże Narodzenie – powiedział mi jeden z księży. Inny, proboszcz w dużym mieście, zauważył: – Adwent przeżywam bardzo, nie tylko organizacyjnie. To jeden z najlepszych okresów duchowego mobilizowania się. 
Co do Adwentu księża są zgodni. Ten czas ich mobilizuje. Opowieść zmienia się, gdy zaczynamy rozmawiać o tym, jak spędzają moment, do którego się przygotowywali.

W parafii bywa różnie
Jedną ze zmiennych decydujących o tym, jak przeżywa się czas świąt Bożego Narodzenia, jest to, jaką pełni się funkcję w parafii. Inaczej święta spędza proboszcz, inaczej wikariusz, inaczej rezydent. Inaczej, gdy jest się na jednoosobowej parafii, inaczej, gdy pracuje w niej większa liczba księży. Zresztą, ma to znaczenie nie tylko od święta. 
– Nasz rektor w seminarium powiedział kiedyś, że parafia to nasz dom. Dopiero później mama i tata – wspomina ksiądz, będący kilkadziesiąt lat po święceniach. – Pierwsze lata kapłaństwa były trudne, później to zrozumiałem. Brakowało mi rodzinnego ciepła, normalności – dodawał. Zapytany, czy jest możliwość stworzenia w parafii atmosfery rodzinnej w święta, bez zastanowienia odpowiedział: – Jakkolwiek byśmy się starali, parafia domu nie zastąpi. Tęsknota do domu rodzinnego jest zawsze obecna. 
W każdej parafii zasady są inne. W niektórych miejscach wigilijny posiłek odbywa się przed południem albo kilka dni wcześniej, żeby w wigilijny wieczór można było pojechać do rodziców. Nie  zawsze jest jednak możliwość, by spokojnie i bez nerwów wrócić na Pasterkę, która w większości parafii jest wcześniej niż o północy. Część duchownych, ze względu na odległość od rodziny albo brak najbliższych, spędza wieczór w domach swoich parafian. Niektórzy duszpasterze decydują się w ten wieczór zostać w parafii i zorganizować wieczerzę dla samotnych i z nimi świętować przyjście Jezusa na świat. Jeszcze inni zostają po prostu sami. – W jednej parafii, w której było więcej księży, wszyscy wyjechali, a proboszcz został sam – opowiada mi jeden z księży. – Nie wiem, jak sobie z tym radził. Nigdzie nie jechał. Miał rodzinę, ale nie chciał. Mam świadomość, że taka sytuacja, że zostanę w Wigilię sam, może w przyszłości i mnie spotkać.

Podsumowanie 
całorocznych relacji
Inną zmienną, która wpływa na podejście księży do przeżywania świąt Bożego Narodzenia, jest ich doświadczenie z pierwszych lat kapłaństwa. Podejście zależy więc od przeżytych lat w kapłaństwie, spotkanych proboszczów, ludzi posługujących w parafiach, wiernych. – Pamiętam, jak w pierwszych latach kapłaństwa, będąc na parafii, chciałem jechać do rodziców, ale proboszcz naciskał na mnie i mówił, że parafia jest pierwsza. Zostałem. Zjedliśmy szybką wieczerzę, dał mi butelkę wina i życzył wszystkiego najlepszego. Sam poszedł do zaprzyjaźnionych parafian. Przepłakałem cały wieczór – wspomina jeden z proboszczów.
Wspólne przeżywanie świąt między księżmi nie jest oczywiste. Czasami to właśnie w święta księża pracujący razem w parafii ciągle się mijają. W wielu parafiach, w których pracuje więcej niż jeden duchowny, panuje zasada, w myśl której każdy może w jedno świąteczne popołudnie wyjechać, chwilę odpocząć. Jednak atmosfera świąt na plebaniach zależy, podobnie jak w przypadku rodzin, od poszczególnych osób. – Z mojego doświadczenia jako wikariusza, później proboszcza, wiem, że to wszystko zależało od proboszcza – dzielił się ksiądz z wieloletnim doświadczeniem pracy duszpasterskiej. – Zdarza się jednak, że księża nie chcą się ze sobą w tym czasie spotkać. Święta są jakby podsumowaniem całorocznych relacji. Nie da się stworzyć atmosfery na zawołanie – konkluduje. 

Kwintesencja samotności
Do tego dochodzi jeszcze temat samotności. W czasie, w którym na każdym kroku, również przy okazji głoszonych homilii, podkreślana jest wartość rodziny, sami duchowni dotkliwiej odczuwają ten aspekt swojej posługi. – Święta to kwintesencja samotności. Każdy chce być kochany, obecność drugiej osoby jest wyrazem miłości – wyjaśnia jeden z rozmówców posługujący od kilku lat w tej samej parafii. 
Inny mówi mi o zazdrości, która czasami mu towarzyszy, gdy patrzy na ludzi w święta. Zapytany, jak sobie z tym radzi, odpowiada krótko: – Czasem przez łzy.
Nie wszyscy jednak w takim samym stopniu przeżywają trudności związane z brakiem rodziny w święta. – Nie przeszkadza mi to, bo to jest kwestia mojego wyboru – jasno stawia sprawę jeden z proboszczów, wspominając jednocześnie maksymę innego duchownego: „Co by nie było, na końcu ksiądz zostaje zawsze sam. Trzeba to sobie poukładać”. 
Czas adwentowy i świąteczny to w przypadku księży okres wzmożonego wysiłku fizycznego i organizacyjnego. Próba zaplanowania wszystkiego, co ze  świętami jest związane, może przytłoczyć. Wystrój kościoła, więcej ludzi do spowiedzi, głoszenie rekolekcji. – Ten rytm posługiwania ludziom, żeby weszli w święta duchowo, sprawia, że w same święta nie mam już siły – dzieli się swoim doświadczeniem jeden z kapłanów. – Dla mnie święta kończą się w noc wigilijną. Kiedy się Jezus narodził, wiem, że zrobiłem, co do mnie należy – dodaje z uśmiechem. 
Wbrew pozorom, to właśnie przestrzeń posługi drugiemu człowiekowi, pragnienie nauczenia wiernych duchowego przeżywania świąt nadaje wielu księżom, pomimo wspomnianych trudności, prawdziwy sens ich życia. – Cieszę się, jak są ludzie wyspowiadani, jak były kolejki do konfesjonału w przedświątecznym czasie. Żadne prezenty mnie tak nie cieszą – podsumowuje jeden z pytanych księży. – Im jestem bardziej zmęczony, tym mam świadomość lepiej przeżytych świąt – dodaje inny. 
Można zadać sobie pytanie, czy w przeżywaniu świąt przez księży jest miejsce dla Pana Boga, czas na spotkanie się z tajemnicą Bożego Wcielenia, które zmieniło bieg historii. Okazuje się, że część duszpasterzy szuka czasu dla swojego duchowego rozwoju jeszcze przed Adwentem, uczestnicząc w rekolekcjach, które są dla nich dedykowane. Inni przez brak możliwości wyjechania na kilka dni z parafii szukają w każdym dniu chwili do osobistego spotkania z Bogiem. 

Wiem, po co to wszystko
Może się wydawać, że księża w święta przez samotność, brak rodziny, nierzadko posługiwanie ponad siły w parafii nie są ludźmi szczęśliwymi. Z całą pewnością może to być i bywa dla niektórych trudne doświadczenie. Niemniej przeżywanie świąt, bez znaczenia czy jest to Boże Narodzenie, czy Wielkanoc, jest w przypadku duchownych po prostu inne. Na samym końcu pozostaje zrozumienie blasku ukrytej nadziei, jak zaznaczył jeden z proboszczów, mówiąc mi o radości świąt: – Jako ludzie wiary mamy łatwiej w święta, bo wiemy, po co to wszystko. 
Przyjście Jezusa na świat nie było przepełnione wiwatami i świętowaniem ludzi tamtych czasów. W jednej z kolęd śpiewamy: „Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony”. Wcielenie Syna Bożego nie ma nic wspólnego z chwałą w naszym ludzkim rozumieniu. Zbawienie przyszło przez pokorę, cichość, doświadczenie samotności. Można się zastanowić, czy przeżywanie świąt Bożego Narodzenia w dyskomforcie, czasem w towarzystwie łez, które nie są przez nikogo zauważone, nie jest najpełniejszą próbą zjednoczenia się z Nowonarodzonym. Wybór życia w samotności przez księży może stać się przestrzenią na spotkanie z tymi wszystkimi, którzy w świąteczny czas samotności nie wybierali, a muszą się z nią zmierzyć. To z nimi księża mogą się duchowo w swoim cierpieniu łączyć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki