Logo Przewdonik Katolicki

Świętowanie w różnorodności

Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka, psychoterapeutka
il. Agnieszka Sozańska

Zdarza się, że wigilijne spotkanie to czas dyskusji światopoglądowych – jednak ważne, by nie były one nasycone wzajemną pogardą. A kiedy w rodzinie obecna jest miłość i autentyczna troska, „zmieszczą” się w niej także osoby z różnymi przekonaniami.

Myśląc o chrześcijanach podczas Bożego Narodzenia, większość z nas od razu przywołuje w wyobrażeniach katolików. Jednak Polska – choć pod względem religijnym raczej mało zróżnicowana – nie składa się tylko z chrześcijan wyznania rzymskokatolickiego. Również w ramach poszczególnych rodzin funkcjonują czasami osoby różnych konfesji – a tego rodzaju różnorodność ma wpływ na celebrację kościelnych świąt.

Obrządek i terminy
Biorąc pod uwagę laicyzację polskiego społeczeństwa, należy zauważyć, że zazwyczaj różnica wyznań w rodzinach naszych rodaków oznacza to, że… część rodziny identyfikuje się jako osoby wierzące, a część – nie. Liczba ateistów i agnostyków w ostatnim dziesięcioleciu gwałtownie wzrosła – a niemała część osób określających się jako wierzące nie jest przywiązana do określonej religijnej dyscypliny: wielu Polaków, zwłaszcza młodych, wierzy w „Kogoś” lub „Coś” więcej, natomiast nie podejmuje praktyk religijnych, a zatem nie przeżywa okresu Bożego Narodzenia tak, jak zaangażowani we wspólnotę religijną chrześcijanie. Czy jednak można powiedzieć, że rodzina, której jedną „gałąź” stanowią osoby wierzące i praktykujące, a inną – ateiści lub osoby obojętne religijnie, to rodzina wielowyznaniowa? W jednym z ujęć filozoficznych: tak, ponieważ ateizm też jest rodzajem wiary (oznacza wiarę w to, że Bóg nie istnieje). W sensie psychologicznym: również tak, ponieważ wówczas przy świątecznym stole spotykają się osoby o różnych światopoglądach i rozumieniu danej tradycji, co może stanowić wyzwanie we wzajemnej komunikacji.
– Do wspólnoty charyzmatycznej dołączyłam trochę z ciekawości, a trochę dlatego, że szukałam odpowiedzi na pytania o sens życia – opowiada Maria, 19-letnia zaangażowana katoliczka. – Z czasem dołączyła Ania, moja młodsza siostra. Rodzice byli zdziwieni, bo sami są niewierzący – choć nas ochrzcili. Dzięki ludziom ze wspólnoty odkryłam zupełnie inny wymiar Bożego Narodzenia: chodzę na roraty, modlę się o pokój w Ziemi Świętej, a podczas kolacji w Wigilię dwa lata temu po raz pierwszy zaproponowałam, że przeczytamy Ewangelię. Rodzice i dziadkowie się tego nie spodziewali. Moja siostra nawet zapytała ich, po co w ogóle świętują cokolwiek, skoro nie wierzą w Boga. Ja nie sądzę, żeby takie pytania prowadziły do dobra, więc nie zaczynam takich dyskusji. Ale ważne jest dla mnie, żeby w święta być blisko Jezusa – zauważa Maria. – Dwa lata temu rodzice nie pozwolili nam iść na Pasterkę, bo uważali, że to niebezpieczne, żebyśmy we dwie szły po nocy. A rok temu mama poszła z nami. Powiedziała, że przypomniała sobie, co znaczy urok kolęd śpiewanych w kościele. W tym roku chyba też pójdzie. Szkoda, że nie ma u nas w rodzinie tradycji wspólnej modlitwy, ale cieszę się, że rodzice nie wyśmiewają tego, w co razem z Anią wierzymy, i że mama jest wspierająca – dopowiada.
Nie tylko więc odejście od wiary, ale także jej odnalezienie może oznaczać zmiany w rodzinie i jej sposobach celebrowania ważnych wydarzeń.

Dwa razy święta, raz post
Najbardziej powszechnym wyznaniem jest w Polsce rzymski katolicyzm – według CBOS przynależność do Kościoła rzymskokatolickiego deklaruje 88,8 proc. Polaków. Nieco ponad 7 proc. nie utożsamia się z żadną religią, zaś około 1 proc. respondentów deklaruje przynależność do wyznania innego niż rzymskokatolickie. Spośród tej grupy – statystycznie niewielkiej – najliczniejsi są wyznawcy prawosławia, protestanci oraz świadkowie Jehowy (Religijność Polaków w ostatnich dziesięcioleciach, komunikat z badań, maj 2024). Ci ostatni nie obchodzą Bożego Narodzenia – protestanci i prawosławni owszem, choć w celebracji świąt przez nich i przez katolików występują pewne różnice, które – w przypadku rodzin wielowyznaniowych – przekładają się na wspólne celebrowanie pamiątki narodzin Jezusa. We wschodniej części Polski, gdzie żyje najwięcej osób wyznania prawosławnego, nie brakuje rodzin, w których jedna część rodziny należy do Kościoła katolickiego, zaś druga – do Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego. Pierwszym wyzwaniem, które „rzuca się w oczy” w przypadku katolicko-prawosławnego świętowania, jest kwestia terminu – przedstawiciele obu wyznań obchodzą Boże Narodzenie w innym czasie. Nie jest to jedyna różnica, o czym opowiada Urszula, młoda mężatka z Podlasia. – U nas, na Podlasiu – ale też na Lubelszczyźnie – rodziny dwuwyznaniowe nie są wcale rzadkością. Przed wojną byli tutaj też Żydzi – obecnie katolicy i prawosławni. Mój mąż jest prawosławny, tak samo jak prawie cała jego rodzina, choć nie wszyscy są bardzo ortodoksyjni. Ja jestem katoliczką, tak samo jak moi rodzice i dziadkowie – podobno gdzieś w poprzednich pokoleniach były związki mieszane, ale na ten temat niewiele wiem. Święta obchodzimy dwukrotnie. Prawda jest jednak taka, że to święta u mojej części rodziny są tymi „głównymi” – po prostu ja jestem bliżej z rodzicami niż mój mąż ze swoimi. Jednak zawsze w styczniu – bo tak jest według kalendarza, którym posługują się prawosławni – jeździmy do jego rodziny, żeby świętować. Chodzę z mężem do cerkwi, a on z moją rodziną do kościoła. Nigdy nie było w tej sferze żadnych problemów. Jedyną trudnością jest to, że moja mama ma urodziny w drugiej połowie grudnia – a rodzinę mojego męża i jego samego obowiązuje wtedy post filipowy. Mój mąż uczestniczy w spotkaniu z tej okazji, rodzice mojego męża zwykle „wpadają” tylko na chwilę, składają życzenia, ale nie zostają długo i nie piją alkoholu. Szanujemy to, nie namawiamy do niczego. Nie mamy jeszcze dzieci, ale jak się pojawią, to na pewno będę chciała, żeby znały rytuały cerkiewne. To dwukrotne świętowanie można traktować tak, jakby to były w rodzinie dodatkowe urodziny czy rocznica – to dobrze, że możemy się spotkać i coś ważnego razem celebrować. To nas nie dzieli, tylko łączy.
Opowieść Uli o rodzinnym wielowyznaniowym świętowaniu zawiera w sobie istotny wątek: to, jak świętujemy, związane jest nie tylko z tradycją religijną i osobistymi przekonaniami, ale również z relacjami i „układami” w rodzinie. Czasami to właśnie kwestie więzi i bliskości wysuwają się na pierwszy plan – różnice wyznaniowe nie są w tym kontekście najistotniejsze.

Domowe wojny religijne
Zarzewiem poważnego kryzysu w rodzinie może być natomiast sytuacja, w której jedna ze stron chce obchodzić – w dowolnym obrządku – Boże Narodzenie, zaś druga absolutnie się na to nie godzi. Taka sytuacja jest codziennością (czy raczej „dorocznością”) Ewy i Mariusza, których syn jako osoba dorosła dołączył do Świadków Jehowy – ich zdaniem zrobił to za namową swojej dziewczyny, obecnie żony. Starsza para nie świętuje więc Bożego Narodzenia z synem, synową i wnukami, co jest dla niej prawdziwym cierpieniem. Ewa tłumaczy, że jej święta od lat są przepełnione smutkiem. – Ja już nie pytam nawet Sebastiana, czy będzie u nas na święta. Świadkowie w ogóle Bożego Narodzenia nie obchodzą. Nie  ma choinki, nie ma kolęd, żadnych takich tradycji – opowiada Ewa. – Wigilię spędzamy z dwoma pozostałymi synami, ale żaden z nich nie ma jeszcze dzieci. Sebastian nie jest fanatyczny – życzenia przyjmie, podziękuje, powie dobre słowo, ale mowy nie ma, żeby uczestniczył w wieczerzy – jego żona i jej rodzina bardzo się temu sprzeciwiają. Jednak człowiek wszystko zrobi, żeby mieć namiastkę domu, w którym wszyscy są razem. Mamy taki zwyczaj, że zaraz po świętach, w pierwszą albo drugą niedzielę po nich, zapraszamy wszystkich synów – w tym Sebastiana – oraz synowe i wnuki. Dajemy dzieciom prezenty, że niby ot tak, niech mają coś od dziadków. Synowej się to za bardzo nie podoba, ale na tyle „świętowania” jakoś oko przymyka. Ja i mąż mamy tylko takie życzenie, żeby kiedyś móc pokazać wnukom tradycyjną polską wigilię. Nie jesteśmy bardzo konserwatywni, zdarzają się nam odstępstwa – każdego roku coraz więcej potraw zamawiamy, zamiast robić samodzielnie – ale jednak uważam, że to, co dzieje się w polskich domach w tym czasie, jest piękne i warto tego uczyć młodsze pokolenia. Może kiedyś będzie taka możliwość – kto wie, może same wnuki, kiedy dorosną, zdystansują się od przekonań swoich rodziców? Choć nie wiem, jak przyjęłaby to moja synowa… Nie na moją głowę są takie przewidywania. Trudne to wszystko i ktoś, kto w takiej sytuacji nie był, chyba tego nie pojmie.
Święta mogą być zatem przeżywane także jako czas oczekiwania na ponowne połączenie rodziny w tych szczególnych dniach.

Zgoda na różnorodność w rodzinie
Współświętowanie z osobami odmiennego wyznania zazwyczaj pociąga za sobą pewne trudności – tam, gdzie spotykamy Innego, niemal zawsze istnieje pewne napięcie. Nie oznacza to bynajmniej, że z perspektywy rozwoju członków rodziny taka sytuacja nie może wiązać się również z korzyściami. Przede wszystkim – spotkanie z osobami odmiennego wyznania może nauczyć nas (a zwłaszcza dzieci) szacunku do różnic i do osób, które inaczej postrzegają nie tylko sprawy religijne, ale także całą rzeczywistość społeczną. Czy tego chcemy, czy nie, nasze dzieci prędzej lub później spotkają się z osobami o diametralnie różnych poglądach – jeśli pierwsze takie spotkania mają miejsce w kochającej się rodzinie, młody człowiek ma szansę nauczyć się na żywym przykładzie, że możliwe jest zgodne funkcjonowanie w różnorodnym otoczeniu, a różne tradycje mogą się nawzajem uzupełniać. Prawosławne pieśni religijne mogą uświetniać świętowanie również w tych domach, w których większość stanowią katolicy – i vice versa. Rodziny wielowyznaniowe mogą być niezwykle blisko ze sobą związane – a odmienność wyznania czy światopoglądu nie musi być przeszkodą w miłości. Może być nią natomiast rywalizacja o to, kto jest najbardziej ortodoksyjny i oddany swoim przekonaniom – wówczas łatwo jest zmienić rodzinne spotkanie w męczącą konfrontację. Rodzina raczej nie skorzysta na sytuacji, w której świąteczne spotkanie stanie się pretekstem do wzajemnych ocen i rozliczeń – duchowy wzrost i emocjonalny dobrostan możliwy jest wtedy, gdy mimo dzielących nas różnic umiemy darzyć się szacunkiem i rozmawiać ze sobą tak, by nie unieważniać uczuć i przekonań drugiej strony. Nie znaczy to, że wigilijne spotkanie nie może być czasem dyskusji światopoglądowych – jednak kluczowe jest to, by pokój, w którym spożywamy pierogi i makowce, nie zmienił się w oktagon i przestrzeń nasyconą wzajemną pogardą.
Kiedy w rodzinie obecna jest miłość i autentyczna troska, „zmieszczą” się w niej także osoby z różnymi przekonaniami. Paradoksalnie – im silniej jesteśmy ze sobą związani, tym więcej robi się w naszych domach przestrzeni na różnorodność – nie tylko tę związaną z duchowością.
---
Niektóre imiona i szczegóły zostały zmienione.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki