Logo Przewdonik Katolicki

Przedsionka zamiast Pasterki

Mateusz Filipowski OCD
Józef Krasnowolski, Na pasterkę, z cyklu Przedwojenne pocztówki bożonarodzeniowe, korespondencja z 1918 r. | fot. Krystyna Bartosik Collection/East News

Nie przyszedł na salony w świetle jupiterów, nie urodził się w pałacu, jak na króla przystało. Nie powiadomił możnych tego świata o swoim nadejściu i nie wysłał zaproszeń, aby ludzie mogli się zgromadzić na Times Square do hucznego odliczania momentu Jego narodzenia.

Pominął nawet kapłanów i całą religijną hierarchię, czyniąc z ich nosów świąteczną harmonijkę. Ludziom pobożnym i sprawiedliwym nie dał żadnego znaku, nawet nie mignął im przez chwilę roratnym lampionem. Wszystkich, których należałoby powiadomić o swoim nadejściu, po prostu pominął.

Pod śmietnikową wiatą
A my dalej siedzimy w naszych złotych klatkach dobrych manier i błogiego samopoczucia, oczekując, że w końcu ten spragniony wędrowiec zapuka do naszych drzwi, aby zasiąść przy przygotowanym pustym miejscu przy stole. A co, jeśli jednak tej nocy zapuka, niszcząc nie tylko błogi nastrój rodzinnych pieleszy, ale również burząc moje własne mniemanie o sobie, że wcale go nie oczekiwałem, że ten talerz to przecież proforma, taka dawna i pobożna tradycja? A w sumie po co i ona, na przyszły rok już talerzyka nie postawimy, co by nie mierzwił naszych oczu zapatrzonych we własny świąteczny komfort. 
Narodził się w grocie, która w naszych głowach zapewne miała pięć gwiazdek i dość pokoi gościnnych, aby nas uradowanych przyjąć na wakacyjny all inclusive. A przecież tak naprawdę grota ta mogłaby być raczej dobrze nam znaną wiatą śmietnikową pod naszym blokiem. W niej zaś Maryja wciśnięta między dwa kontenery, położona przez Józefa na kartonach po naszych sprzętach RTV, aby choć trochę nie ciągnęło zimno od ziemi. W oknach mieszkań blask świątecznego nastroju, Bóg zaś gotuje się do pierwszej epifanii, do wygłoszenia swojej niemej preambuły, którą później rozwinie w swych ewangelicznych mowach.

Dlaczego pierwsi byli pasterze?
Dlaczego pominął tak wielu i nie zaprosił ich na swoje urodzinowe przyjęcie?
Ponieważ Syn Człowieczy przyszedł odnaleźć to, co zgubione, przyszedł zbawić grzeszników, a nie sprawiedliwych i zadowolonych obywateli krain własnej nieskażonej moralności. Lekarza potrzebują chorzy, a nie zdrowi. Nie czekał więc ani chwili, nie po to bowiem przyszedł na ziemię, aby czekać, aż grzeczne dzieci ustawią się do świątecznego Mikołaja po prezenty za dobre sprawowanie. Już od pierwszych oddechów ziemskim powietrzem zechciał ratować najlichsze spośród dzieci tego świata. Posłał więc, aby do śmietnikowej wiaty przybyli wszyscy okoliczni pasterze. Dla nich bowiem przyszedł i z nimi pragnie przeżyć pierwszą liturgię Kościoła. Liturgię pasterską, liturgię ubogich i wykluczonych z naszych codzienności.
Posłał po pasterzy, którzy w tamtym czasie nie byli miłymi chłopcami z naszego rodzimego Podhala, zaganiającymi śnieżnobiałe owieczki do zagrody. Pasterz to gatunek przeznaczony na powolne i kontrolowane wyginięcie, a przynamniej na odsunięcie sprzed oczu, aby nie szpecił naszych rynków i obejść domowych. Pastwiska zaś to jego rezerwat, w którym odsunięty od społeczności, miał żyć pod osłoną nocy, zanurzony we mgle naszej niepamięci. 
Każde czasy i cywilizacje, kultury i społeczności mają swoich pasterzy, na których patrzy się krzywo, z dystansem, wzgardą i politowaniem. Również pasterze betlejemscy byli tymi, którzy nie mogli się cieszyć względami ludzkimi. Niewykształceni, niepobożni, nieznający przepisów prawa, a więc poza oficjalną religią, poza kręgiem zbawionych, przeznaczeni na samoistne potępienie. Zapewne i wśród nich byli ludzie zaburzeni psychicznie, obarczeni różnymi chorobami genetycznymi, może szpetni i nieprzystosowani do życia społecznego. Ludzie grzechu, poczęci pod ciemną gwiazdą. Pewnie byli i tacy, co stali się rodzinnymi banitami, bo przecież wstyd rodziny nie pozwalał, żeby mieszkał z nami pod jednym dachem i spał na jednym klepisku. Jesse miał synów, z których był dumny. Byli wspaniali, piękni i rośli. No, poza jednym – Dawidem. O nim Biblia mówi, że był rudy i miał pociągający wygląd. I wcale nie był to komplement, lecz zwykły hejt, powód nie do dumy, lecz wstydu. Dawid stał się więc banitą rodzinnego domu. Stał się pasterzem, który przynajmniej jakąś pożyteczną pracę wykona, a przy okazji zniknie sprzed oczu rodziny jak z obrazka. 

Bóg odwraca reguły gry
Posłał więc Bóg swoich aniołów do wykluczonych pasterzy tamtych czasów. Wyraźniejszego znaku nie trzeba, by zobaczyć, że odwraca On dotychczasowe reguły gry. Wielcy stają się mali, ostatni stają się pierwszymi, cichym przywraca się głos, a wypchniętych na margines społeczny przywraca się do wspólnoty obywatelskiej. Władców strąca się z tronów, a wywyższa pokornych i ubogich tego świata. Wyłączeni nabywają szczególnych przywilejów, zaś Bóg swoje Królestwo oddaje tym wszystkim, którzy znajdują się poza zasięgiem naszego wzroku. Potwierdzi to potem, gdy wołać będzie do faryzeuszy i uczonych w piśmie, iż celnicy i prostytutki wchodzić będą przed nimi do Królestwa Niebieskiego. Cała Ewangelia, a więc życie Jezusa uchwycone w konkrecie, będzie potwierdzało to, co dokonało się tej właśnie nocy. Albowiem: przywilej królewskiego homagium otrzymali mędrcy nie z Izraela, lecz z dalekiego i pogańskiego Wschodu, apostołowie zostali powołani z nieczystej Galilei pogan (oprócz Judasza, który pochodził z wybranej Judei), laudacja na cześć największej wiary w Izraelu została wygłoszona przez Jezusa nie wobec kobiety izraelskiej, lecz pogańskiej Syrofenicjanki. Stał się przyjacielem celników i grzeszników oraz skierował swoją pochwałę nie dla kapłanów i pobożnych lewitów, lecz dla miłosiernego Samarytanina, który dla wybranych i nieskazitelnych Izraelitów stał w hierarchii niżej od psa. Pod koniec zaś życia krzyż Chrystusa niesie nie jeden z bliskich apostołów, lecz przypadkowy Szymon z libańskiej Cyreny. Pierwszy zaś do raju wstępuje wyklęty i wyszydzony łotr. Wszyscy dalecy w naszych oczach, stali się źrenicą w oku Boga.
Posłał więc Bóg dobrą nowinę do pasterzy wszystkich czasów, aby przyszli do śmietnikowej wiaty na spotkanie z Tym, który przygarnia utrudzonych i umęczonych życiowo wędrowców i koczowników, którzy utracili dom i osobistą godność. Do nich właśnie w pierwszej kolejności przyszedł. Czy nadal więc będziemy uporczywie trwać w pełnym samozadowoleniu, że oto bożonarodzeniowy żłóbek jest przeznaczony dla nas, ludzi wybranych o wypieszczonych sumieniach naszej praworządności?

Współcześni pasterze u żłóbka
Tośka Szewczyk, osoba skrzywdzona seksualnie w Kościele, w ostatnim czasie jest również głosem – jak sama określa – osób z przedsionka. Pisze przepiękne felietony o ludziach, dla których nie znalazło się miejsce w nawie głównej Kościoła. Stoją w przedsionku, są pasterzami współczesnych czasów. A wśród nich zapewne znajdziemy: osoby skrzywdzone seksualnie oraz osoby w spektrum autyzmu; tych, którzy są w związkach nieregularnych, single i singielki oraz osoby LGBT+; samotnie wychowujące matki, zdradzonych mężów i wiecznie pobite żony; uchodźców, migrantów oraz bezdomnych, którzy koczują na ulicach; więźniów, Romów i osoby z przeróżnymi poglądami politycznymi. Przedsionek jest więc pełen współczesnych pasterzy, z którymi nam nie po drodze. Lecz nie tylko dla nich narodził się Chrystus, ale również do nich pierwszych posłał swe niemowlęce uśmiechy oraz ewangelijne szczebioty. Oni są pierwsi! Na nich pierwszych skierował swoje miłosierne spojrzenie. Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie. Nie zabraniajcie! Nie zabraniajcie!
Rok temu napisałem Tośce, że marzy mi się zorganizowanie i odprawienie „Przedsionki”. Ona na to: „A co to jest?”. Msza dla ludzi z przedsionka, którym użyczasz głosu w swoich felietonach. Msza dla braci i sióstr, dla których zabrakło miejsca przy stole. Dla tych, z którymi nikt nie chciał przełamać wigilijnego opłatka. Dla tych, co kolejną noc wigilijną przeżyją, ocierając łzy samotności, zapomnienia i odrzucenia. Dla tych, którzy w barach spędzają wigilijne rozradowanie. Dla tych wszystkich, co miejsca nie mogą znaleźć dla siebie w tym wszechświecie. „Przedsionka” na pamiątkę pierwszej liturgii na tej planecie, pod rozpostartą płachtą nieba nad przybyłymi do groty pasterzami. „Przedsionka”, na której również nie może zabraknąć kolęd, bo czym są święta bez kolęd? A na wejście zaśpiewamy Kolędę odrzuconych, którą znajdziecie na YouTube, a której słowa brzmią tak: 

Nie taki bóg się rodzi w Betlejem
Jakiego ci, co nienawidzą, głoszą
Bóg z ich transparentów żłobu nie wybierze
Nie przygarnie wszystkich, którzy o to proszą

Bóg tęczowych, Bóg odrzuconych
Bóg samotnych, Bóg pobitej żony
Bóg uchodźców i śpiących pod niebem
Bóg miłości się rodzi w Betlejem 

To nie bóg z zielonych sztandarów
Za przyjaciół życie da na męce
To nie bóg z kazań purpuratów
Na Krzyżu gotów wyciągnąć swe ręce

Bóg głodujących, nagich i spragnionych
Bóg wyśmiewanych i dzieci gwałconych
Bóg ubogich, tych za ogrodzeniem
Bóg miłości przychodzi na ziemię

Bóg cierpiących i wszystkich płaczących
Bóg zagubionych i Bóg wątpiących
Bóg szukających nie wroga, lecz drogi
Bóg miłości żyje wśród ubogich 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki