Jeszcze na początku ubiegłego wieku Szamocin zamieszkiwali głównie Niemcy. Polaków było tam wówczas niewielu. Chociaż mieli swój kościół, należeli do oddalonej o ok. 7 km parafii w Margoninie. W kilka lat po zakończeniu I wojny światowej sytuacja znacząco się odmieniła. Powstała parafia, a ksiądz rezydował już na miejscu. Po II wojnie światowej nowe czasy przyniosły ze sobą nowy porządek ustrojowy, a wraz z nim trudności i szykany ze strony władzy ludowej. Dzisiaj czasy są jeszcze inne. I jak wszędzie, tak i tutaj odczuwalne są problemy natury społecznej, gospodarczej i ekonomicznej. Ale i z tymi trzeba umieć sobie radzić - mówią mieszkańcy Szamocina.
Parafia pw. NMP Wspomożycielki Wiernych w Szamocinie nie należy do wiekowych. W tym roku obchodzi 83. rocznicę powstania, a kościół parafialny jest tylko trochę starszy. Za kilka miesięcy mija bowiem 100 lat od zakończenia jego budowy i 55 lat od konsekracji. W Szamocinie jest jeszcze jedna świątynia, nieco większa od parafialnej, której patronują św. Piotr i Paweł. Zanim została przekazana Kościołowi katolickiemu w 1945 roku, służyła miejscowej wspólnocie ewangelickiej.
Spoglądając na nieodległą przeszłość miasta i parafii, trzeba w tym miejscu wspomnieć o śp. ks. Wacławie Kuszczelaku (proboszczu szamocińskiej parafii w latach 1965-1988), o którym pamięć wśród wiernych jest ciągle bardzo żywa. Mimo trudnych czasów, w których przyszło mu duszpasterzować, potrafił niezwykle skutecznie gromadzić w kościele i wokół spraw Kościoła wielu ludzi. Widział parafię jako wspólnotę, w której każdy powinien czuć się jak we własnym domu i o ten dom odpowiednio się troszczyć. Dlatego też wspólnie z wiernymi zrealizował szereg znaczących w tym czasie przedsięwzięć. Wśród nich warto wspomnieć o budowie dwóch kaplic, z których jedna znajduje się w nieodległym Heliodorowie.
Było trudniej, ale za to jaki duch w ludziach!
Te "dawne dzieje" dzisiaj już z lekkim uśmiechem na ustach wspominają mieszkańcy parafii. Ryszard Maciejewski, opiekujący się obecnie kaplicą w Heliodorowie, dokładnie pamięta dziesięć trudnych lat jej budowy. Tej historii - mimo że prawdziwej - słucha się niczym opowieści, która nie mogła wydarzyć się w rzeczywistości. - Żeby zdobyć cement na budowę kaplicy, rozpisywano go na potrzeby okolicznych gospodarzy - wspomina starszy dziś już pan. - Nie było wówczas możliwości, żeby Kościół mógł swobodnie uzyskać jakiekolwiek materiały budowlane. Ten przydziałowy cement zwożono na plac budowy kaplicy, a ta wznosiła się dosłownie centymetr po centymetrze i rosła z uporem z roku na rok, mimo niechęci i zakazów władz komunistycznych.
Drugą kaplicę wybudowano na cmentarzu w Szamocinie. W latach osiemdziesiątych była to najnowocześniejsza kaplica w regionie - z chłodnią, windą hydrauliczną i elektryczną dzwonnicą. Kolejni tutejsi duszpasterze: ks. Wojciech Ławniczak (1988-92), śp. ks. Edward Przybylak (1992-98) oraz ks. Zbigniew Sas (1998-2003) nie mniejszą troską otaczali parafialne świątynie, ich otoczenie i wyposażenie. Efekty tych starań są widoczne do dziś.
Każdy jest potrzebny
Parafia w Szamocinie - jak mówi jej obecny proboszcz ks. Leszek Marciniak - to prawdziwy "duszpasterski mechanizm", który pracuje na najwyższych obrotach. Tutejsze grupy duszpasterskie - niczym pojedyncze trybiki - perfekcyjnie współpracują ze sobą i doskonale się uzupełniają. W parafii działa Akcja Katolicka, parafialny oddział Caritas, duszpasterstwo osób starszych, róże różańcowe, dziecięce kółko św. Franciszka i schola dziecięca oraz aż pięć grup młodzieżowych. Aktualnie rozpoczyna swoją działalność schola młodzieżowa, a w nieodległej przyszłości w parafii powstanie także Stowarzyszenie Rodzin Katolickich. Nieocenioną pomocą w pracy duszpasterskiej są siostry serafitki, które zajmują się katechizacją oraz posługą wśród chorych. Pomagają również jako zakrystianki.
Swoistego rodzaju ciekawostką w Szamocinie jest działający od kilku lat parafialny zakład pogrzebowy, który, jak mówią miejscowi, po "ludzkich" cenach oferuje wszystko to, co jest potrzebne do godnego pochówku.
Pomagają, bo chcą...
Najbardziej boleśnie odczuwalnym dzisiaj problemem mieszkańców Szamocina jest bezrobocie oraz związane z nim zubożenie. Brak większych zakładów pracy sprawia, że mieszkańcy Szamocina w poszukiwaniu zarobku udają się nierzadko do dużych aglomeracji miejskich, a czasami wyjeżdżają nawet za granicę. Bardzo dobrze układa się współpraca z lokalnym samorządem. Miejscowe władze bardzo przychylnie patrzą na wszelkie parafialne inicjatywy. Dzięki ich wsparciu realizowane są wciąż nowe przedsięwzięcia.
- Trochę remontowaliśmy w ostatnim czasie... - mówi ks. Leszek Marciniak, który proboszczem parafii jest od 2003 roku. - Odnowiliśmy całe probostwo, a obecnie trwają kolejne etapy remontu wikariatu. Ponadto "uporządkowaliśmy" oświetlenie w dwóch kościołach, a w najbliższym czasie przymierzamy się do budowy kaplicy w pobliskim Laskowie. Planujemy również remont salek parafialnych, wymianę poszycia dachowego i pewną modernizację prezbiterium, związaną z lepszym dostosowaniem do potrzeb liturgii.
Ksiądz Marciniak nie narzeka na brak zajęć. Obowiązki proboszcza oraz zajęcia w szkole wypełniają większość kapłańskiego dnia. Cenna jest więc pomoc wikariusza, księdza Piotra Szymkowiaka. - W parafii mamy dużo chorych, około 60 osób, które regularnie odwiedzamy w pierwszą sobotę miesiąca - mówi ks. proboszcz. - Moim wielkim pragnieniem jest więc, aby w parafii powołany został nadzwyczajny szafarz Komunii św., który również odwiedzałby chorych. Będzie to dla nas ogromna pomoc. Jestem też przekonany, że posługę nadzwyczajnego szafarza wierni przyjmą ze zrozumieniem i radością.
Ks. Leszek Jan Marciniak, proboszcz parafii w Szamocinie:
- Dobry proboszcz musi umieć nawiązywać właściwe relacje z powierzonymi swojej pasterskiej pieczy wiernymi. Musi jednak pamiętać, że poprzez zażyłość z małą, wyróżnioną grupą ludzi może stracić zaufanie większego grona parafian. Trzeba być pasterzem dla wszystkich... Co najbardziej smuci w kapłańskiej posłudze? Fakt wszechobecnego plotkarstwa i "wciskania się" niektórych mieszkańców w życie innych. Co cieszy? Na pewno życzliwość wielu ludzi. Dlatego mimo tego, iż wraz z księdzem wikariuszem jesteśmy nieraz zmęczeni, czy po prostu brakuje nam sił, z radością przyjmujemy każdego, kto przyjdzie porozmawiać, kto serdecznie zagadnie na ulicy, kto da sygnał, że czuje się świadomym członkiem parafialnej wspólnoty. Te niepozorne małe gesty są doprawdy bardzo znaczące.
Tekst i zdjęcia: