Katarzyna obejrzała trzy lata temu w okresie świątecznym w telewizji reportaż. Przesłanie było jasne. Potrzeba małżeństw, które stworzą dzieciom prawdziwą rodzinę, które dadzą im dom.
Trudne szczęście
– Nie udawało nam się przez dziewięć lat mieć własnych dzieci, choć bardzo chcieliśmy. Dlatego w styczniu 2008 r. zdecydowaliśmy… – mówi mąż Katarzyny. Zdecydowali, że chcą zostać rodziną zastępczą, chcą dać miłość dzieciom, które są w potrzebie. – Wszystko zainicjowała żona, ale decyzja była wspólna – dodaje Piotr. Kasia chwyciła za słuchawkę i dzwoniła do wielu ośrodków. Chcieli jak najszybciej rozpocząć półroczny kurs przysposobienia do rodziny zastępczej. Potem czekali na dzieci, żeby je uszczęśliwić. Uszczęśliwić? To słowo w tym wypadku jest użyte trochę na wyrost. Zawiodą się ci, którzy myślą, że przyjęcie dzieci daje od razu szczęście dzieciom i potencjalnym rodzicom… Chyba najtrudniej osiągnąć szczęście samym dzieciom. – Na początku było bardzo trudno. Zdarzało się, że Damian i Natan świadomie robili nam problemy. Pewnie chcieli sprawdzić, czy naprawdę i mimo wszystko ich nie zostawimy, czy mogą mieć pewność, że ten dom będzie dla nich bezpieczny – opowiadają rodzice.
Prawo a dzieci
Sytuacja prawna dzieci, które przyjęli Piotr i Katarzyna była uregulowana, co ułatwiło wiele spraw. Biologiczna mama Natana i Damiana zmarła, gdy mieli kolejno 4 i 6 lat, a ojciec został pozbawiony praw rodzicielskich. Stali się zatem od razu opiekunami prawnymi. Zanim jednak chłopcy zamieszkali z nimi, doszło do kilku spotkań. Pierwsze odbyło się 1 grudnia 2008 r. Potem spędzili razem święta, a trzy miesiące po pierwszym spotkaniu, po orzeczeniu sądu, zgodnie z literą prawa Piotr z małżonką stali się za nich w pełni odpowiedzialni. Piotra irytuje jednak opieszałość sądów i niektóre procedury, które spowalniają przywracanie dzieciom normalnych domów i które dają im mniej praw niż tym, którzy je krzywdzili. Małżeństwo otrzymało na kursie odpowiednie przygotowanie do pełnienia nowej roli. Jednak po tym jak chłopcy do nich trafili, brakowało osoby, która doradziłaby, pomogła w tej nowej dla rodziny sytuacji. Z jednej strony dużo się słyszy, że potrzeba rodzin zastępczych, ale jak do tej pory z wszystkich małżeństw, które ukończyły wraz z nimi kurs przygotowujący do bycia rodziną zastępczą, tylko oni dostali taką szansę.
Dziecko bez głosu
Jest też wiele przeszkód zamykających dzieciom drogę do rodziny zastępczej. Zostają w pogotowiu opiekuńczym lub trafiają do domów dziecka, bo ich sytuacja prawna jest niewyjaśniona. Najczęściej rodzice nie zrzekają się praw do dziecka. Dziecko ma też obowiązek spotkania z biologicznymi rodzicami niezależnie od tego, czy wyraża na to chęć. Podczas spotkań z biologicznymi rodzicami lub innymi opiekunami z rodziny pada wtedy wiele obietnic, a dzieci obdarowywane są prezentami. Są obietnice, że niedługo wszystko wróci do normy, a w rzeczywistości osoby te znikają i znowu pojawiają się za dwa, trzy miesiące albo lata. A dzieci cierpią. To biologiczni rodzice decydują również, czy rodzina zastępcza lub potencjalna rodzina zastępcza może wziąć ich dziecko na wakacje, na weekend.
Czwarta rodzina
Wchodząc do domu państwa Zdankiewiczów na jednym z krakowskich osiedli, Damian i Natan zerkali na mnie ze swojego pokoju. Uśmiechnięci chłopcy sprawiali wrażenie bardzo zadowolonych. Zresztą, dlaczego miałoby być inaczej? Choćby dlatego, że jak opowiada Piotr, to ich czwarta rodzina. Pierwsza to rodzina biologiczna, druga to wujek ze swoją dziewczyną, trzecia to pogotowie opiekuńcze, gdzie przebywali kilkanaście miesięcy, a czwarta to ta, do której trafili przed dwoma laty. – Przyjęliśmy kilkuletnich chłopców. Musieliśmy ich poznać, nauczyć się ich reakcji, przyszli przecież z bagażem doświadczeń. Od początku traktowaliśmy ich, jako nasze własne dzieci, jako dar od Boga. Nigdy nie było zwątpienia, nawet podczas trudnych początków. – opowiadają rodzice.
Można psuć
Gdy Damian i Natan pojawili się w domu, okazało się, że trzeba było wprowadzić pewną dyscyplinę i nałożyć chłopcom obowiązki. Oboje musieli nauczyć się szanować swoje rzeczy, bo wcześniej wszystko było wspólne albo za dużo dostawali. – Doszło nawet do tego, że przed 6 grudnia popsuli swoje zabawki, bo wiedzieli, że św. Mikołaj przyniesie im nowe. Przyzwyczaili się, że Mikołajów mieli wielu – dodaje Piotr. Damian musiał solidnie podejść do nauki, bo zaczął dostawać same jedynki. Okazało się, że wcześniej jego nauczycielka traktowała go ulgowo, bo znała sytuację dziecka. W nowej szkole nie było już taryfy ulgowej. Większym problemem było to, że wcześniej dorośli faworyzowali jednego z chłopców. W nowym domu chłopcy musieli szybko się nauczyć, że oboje będą traktowani jednakowo. Zdarzało się też, że u dziadków jedli „na zapas”. Jak się potem okazało, czasem nie mieli co jeść. A inne problemy? Standardowe, jak w każdej normalnej rodzinie. Najważniejsze, że w chłopcach widać zmianę. Teraz się częściej uśmiechają.
Ustaliliśmy…
Co się zmieniło w waszym domu? – pytam małżonków. Teraz ten dom nie jest już pusty jak kiedyś. – Zmieniło się też trochę nasze życie, ale kombinujemy, żeby gdzieś czasem wyjść – mówi Katarzyna. Można powiedzieć, że Piotr i Katarzyna zostali mamą i tatą. Dokonało się to w piękny sposób i dość szybko. Podczas którejś z wizyt, gdy Damian i Natan zapoznawali się jeszcze z nową rodziną przedstawili swoje ustalenia nowym rodzicom. Piotr dowiedział się o nich w samochodzie, a Kasia w domu. Chłopcy przekrzykując się, przemówili jakby jednym głosem: „Mamy dla (chwila przerwy)…dla mamy niespodziankę. Ustaliliśmy, że będziemy mówić mamo i tato”. – Ale jak się obrazili, gdy zrobiliśmy coś nie po ich myśli, to mówili ciociu i wujku – wtrąca mama.
Szachy z tatą
Jacy są? Damian to bardziej artysta. Pani w szkole odkryła w nim zdolności teatralno-komiczne. A „trzyma” bardziej z mamą. Natan lubi wychodzić z tatą, gdy ten ma coś do załatwienia. Dzieci same odkryły do kogo są podobne. Najważniejsze w tygodniu są niedziele. Wtedy rano chłopcy mogą wskoczyć rodzicom do łóżka i się wygłupiać do woli, choć Damian jest coraz starszy i robi to już z mniejszą chęcią niż kiedyś. Jeśli zadania są skończone czasem można namówić tatę na pojedynek szachowy. - W końcu to on sam zaraził nimi dzieci. Tata nauczył ich też jeździć na łyżwach – mówi Katarzyna.
Trudny rok
Małżonkowie wpatrują się w siebie i zdają się mówić: „Kto by pomyślał, że kiedyś nas to wszystko spotka”. Zaczęło się od tego, że ktoś im podrzucił walentynki, tak jakby oni sami do siebie je pisali. Żart sprawił, że zaczęli zwracać na siebie uwagę. Katarzyna podkreśla, że mąż zmotywował ją w życiu w wielu dziedzinach. Skończyła zawodówkę. Już po ślubie ukończyła liceum, a potem mąż zachęcił ją, żeby rozpoczęła studia. Ukończyła je w tym roku. Ale ten rok przyniósł też trudne doświadczenia. Okazało się, że ciało odmówiło posłuszeństwa i zabieg, który miał być koniecznością za 20, może 30 lat, trzeba wykonać już teraz.
Mimo wszystko jest dla kogo żyć. Dom nie jest już pusty. Damian lat dziesięć, Natan osiem. Wkrótce święta z mamą i tatą. Tak jak ustalili: z mamą i tatą…