Logo Przewdonik Katolicki

Pokój jest darem Boga

Maria Łączkowska
Fot.

Rozmowa z Jego Ekscelencją Jeanem Benjaminem Sleimanem, Arcybiskupem Bagdadu, Sekretarzem Generalnym Biskupów Katolickich w Iraku oraz Komisarzem Pełnomocnym Caritas w Iraku Co oznacza dziś być chrześcijaninem w Iraku? - Odpowiadając na to pytanie, tytułem wstępu trzeba stwierdzić, że krytyczną sytuację Iraku chrześcijanie dzielą z innymi. Brak bezpieczeństwa wciąż jeszcze jest...

Rozmowa z Jego Ekscelencją Jeanem Benjaminem Sleimanem, Arcybiskupem Bagdadu, Sekretarzem Generalnym Biskupów Katolickich w Iraku oraz Komisarzem Pełnomocnym Caritas w Iraku


Co oznacza dziś być chrześcijaninem w Iraku?

- Odpowiadając na to pytanie, tytułem wstępu trzeba stwierdzić, że krytyczną sytuację Iraku chrześcijanie dzielą z innymi. Brak bezpieczeństwa wciąż jeszcze jest dominujący, mimo wysiłków, i trzeba to przyznać, pewnych pozytywnych kroków. Chrześcijanie cierpią jak inni, ale trzeba dodać, że ich strach jest jednak głębszy. Przekształca się łatwo w psychozę z prostego powodu, a mianowicie - chrześcijanie stali się prawdziwą mniejszością i to mniejszością, która, niestety, trochę straciła nadzieję. Mniejszością kuszoną emigracją za wszelką cenę. Wiele osób emigruje, nie wiedząc dokładnie, dokąd zmierzają, nie mając żadnego planu, nie znając kraju, w którym mogą ponownie rozpocząć życie. W ten sposób to, co dramatyczne dla wszystkich, staje się jeszcze trudniejsze dla chrześcijan.
Wracając do pytania, nie wiem, czy mogę odpowiedzieć w imieniu wszystkich, ale ja przede wszystkim postrzegam chrześcijaństwo irackie jako spuściznę apostolską. Oprócz Kościoła łacińskiego, relatywnie młodego, bo działającego tu od XVII wieku, także wspólnoty protestanckie i Kościoły irackie, zwłaszcza asyryjski i chaldejski, są Kościołami apostolskimi. W ich działalności można odnaleźć piękną epokę misyjną - ich misjonarze ewangelizowali między innymi Chiny, część Indii, Afganistan. Ale potem przyszły czasy prześladowań.
Myślę, że być chrześcijaninem dziś to przede wszystkim zachować tę pamięć, to także mieć odwagę, żeby zostać świadkiem w tym regionie. Chciałbym, aby chrześcijanie nie tracili nadziei, aby ich obecność w Iraku nie była obecnością z przypadku. To Opatrzność i misja. Czasy są trudne, ale nic nie jest wieczne na tym świecie, więc to może się zmienić. Ważne, aby ich misja została wypełniona w tym kraju. Oni są naprawdę świadkami, świadkami Boga, który jest Miłością, który jest Miłosierdziem. Są świadkami Boga, który jest Stwórcą i Zbawicielem, który jest bliski. I kiedy używam tych słów w takim kontekście, brzmią one mocno. Oto, co może przynieść chrześcijanin drugiemu człowiekowi, który również wierzy w Boga, ale który może mieć inne doświadczenie, inną wizję, inny wymiar w życiu.

Czy być arcybiskupem w Bagdadzie to oznacza głównie dodawać odwagi?

- Być arcybiskupem w Bagdadzie to przede wszystkim pozostawać w Bagdadzie, to żyć, jak najbardziej to możliwe, z ludźmi, zwłaszcza, że nie jestem Irakijczykiem. Kiedy ludzie widzą, że nie-Irakijczycy przybywają do Iraku i tu zostają, może to przynieść efekt - dodać odwagi - i jest to na pewno źródłem nadziei dla ludzi, ale oczywiście nie rozwiąże wszystkich problemów dotyczących nadziei i strachu.

Czy fakt bycia karmelitą pomaga Księdzu Arcybiskupowi w biskupiej posłudze? A jeśli tak, to w jaki sposób?

- Muszę przyznać, że tak. Trzeba zaznaczyć, że karmelici są od początków funkcjonowania Kościoła łacińskiego w Iraku. Pierwszymi misjonarzami w XVII wieku byli karmelici i pierwszymi biskupami również byli karmelici. A zatem historycznie jest to pewien rodzaj ciągłości i odpowiedzialności wobec tego dziedzictwa, ale jest także wymiar duchowy. Karmel to sposób na życie Ewangelią i nie trzeba szukać dalej. To sposób życia w bliskości Boga, w postawie, rzekłbym, przebywania zawsze przed Nim jak Eliasz, aby widzieć Jego wolę. A wola Boga to życie ludzi, to ich zwykłe życie po prostu, ale także szczęśliwe życie w Nim. W tym znaczeniu ten "background" duchowy daje dużo nadziei, dużo, powiedziałbym także, cierpliwości wobec trudności. Jest także trzeci element, który chciałbym dołączyć. Być karmelitą to mieć za sobą całą rodzinę na świecie, która modli się każdego dnia w tej intencji.

Jakie, zdaniem Księdza Arcybiskupa, są warunki dobrego dialogu między chrześcijanami a wyznawcami islamu?

- Kwestia dialogu to problem, moim zdaniem, szeroki. Uproszczę go, wybierając jeden poziom dialogu. Chciałbym mówić przede wszystkim o dialogu życiem. Istniał on w Iraku i kwitł, nawet bardzo mocno się rozwijał. Ten dialog oznacza dzielenie po prostu życia przez chrześcijan i muzułmanów. Dzielenie radości, cierpienia i odpowiedzialności. To, co dzieje się dziś, niestety, to pewien wpływ fundamentalistów, podkopujący ten dialog życiem. Jeśli nie będzie dialogu życiem, wszystkie inne poziomy dialogu będą trochę ograniczone, zneutralizowane. Do dziś ten dialog życiem istnieje, ale jest podważany w więcej niż jednym miejscu i na wielu płaszczyznach. Myślę, że jeśli powróci poczucie bezpieczeństwa, wspólne dzieła mogą być podjęte i realizowane.

Czy wspólna modlitwa chrześcijan i muzułmanów jest dziś możliwa?

- Jest możliwa, ale chodzi o to, żeby nie tylko była możliwa, ale także autentyczna, bo można się spotykać i spotykamy się, ale potrzeba autentyczności. Ona jest wewnętrzna, niewidzialna, może być zakamuflowana.

W jaki sposób chrześcijanie na świecie mogą zaangażować się bardziej w ten dialog?

- Uważam, że chrześcijanie mają ważną rolę, przede wszystkim zachęcając, mobilizując rządy swoich państw do dialogu z rządami innych państw. Uważam, że pokój w Iraku może być prawdziwie realizowany poprzez konsensus i także poprzez pokój między narodami, bo jeśli narody nie prowadzą wojny między sobą w sposób widoczny, mogą ją prowadzić w Iraku. Jest tu część tego napięcia związanego z niezgodą, z różnicami międzynarodowymi. Myślę, że to ważne. Oczywiście od początku do końca konieczna jest modlitwa. Pokój jest przede wszystkim darem, darem Boga, na który trzeba naprawdę zasłużyć.

Co mógłby Ksiądz Arcybiskup powiedzieć tym, którzy wciąż jeszcze zastanawiają się nad słusznością i zasadnością amerykańskiej interwencji?

- Na pewno decyzja o wojnie jest decyzją poważną. Kościół katolicki z Ojcem Świętym na czele sprzeciwił się wojnie. Nasze obawy w stosunku do każdej wojny pozostają silne. Wojna wywołuje dynamizmy, których nie da się kontrolować. Pozostawia ślady w duszach, podobnie jak na ciele i w dobrach materialnych. Te ślady potem bardzo trudno wymazać, zatrzeć. To pewne, ale trzeba być realistą. Nie jest użyteczne dziś skazywanie lub usprawiedliwianie wojny - pozostawmy to historykom. Ale stoimy wobec dramatycznej sytuacji w całości złożonej i uważam, że wszystkie wysiłki powinny zmierzać do stawienia czoła tej sytuacji, która na pewno jest wyjątkowa i w tej wyjątkowej sytuacji Amerykanie nie powinni zostać sami. Trzeba znaleźć środki dla osiągnięcia konsensusu między Amerykanami, ich przyjaciółmi i sojusznikami oraz innymi partnerami, którzy może niekoniecznie są sojusznikami USA, ale którzy mogą odegrać istotną rolę. Bo wierzę, że dla wszystkich ważne jest odbudowanie pokoju. Przywrócić pokój w Iraku - to także przywrócić go gdzie indziej. Byłoby dobrze, gdyby rozpoczęto od rozwiązania problemu izraelsko-palestyńskiego, to ułatwiłoby zmianę reżimów w Iraku i gdzie indziej. Nie tylko Irak potrzebował tej zmiany - są inne reżimy, bardzo podobne, pokrewne temu, który tak łatwo zmieciono, ale którego jeszcze nie udało się naprawdę zastąpić. A zatem konsensus wokół Iraku oznacza także być może w przyszłości konsensus wokół Ziemi Świętej. Wszystko to będzie źródłem większego pokoju dla Europy i reszty świata.

Jakie przesłanie chciałby Ksiądz Arcybiskup przekazać tym, którzy wydarzenia w Iraku śledzą z daleka?

- Moje przesłanie to przede wszystkim potrzeba modlitwy. Uważam, że w dzieło przywrócenia pokoju trzeba zaangażować samego naszego Pana. "To ja wam daję pokój" - mówi Chrystus, to nie jest pokój wynikający z równowagi sił ani z kompromisu, ale to jest pokój wewnętrznego pojednania. Uważam, że narody również potrzebują tego pojednania. Społeczeństwo irackie potrzebuje pojednania ze sobą. Wiele w tym społeczeństwie jest sprzeczności zwłaszcza na poziomie etnicznym, plemiennym, religijnym. Wszystko to musi być zatem ponownie przejrzane, nawet w pewnych sytuacjach egzorcyzmowane, bo są tam demony. I ważne jest, aby wszyscy włączyli się w to pragnienie pojednania wewnętrznego, bo potem ostateczny pokój jako rezultat pokoju relacji stanie się czymś łatwiejszym. Kiedy nie jest się pojednanym z sobą samym, zrzuca się na innych swoje własne problemy, własne obawy. Chciałbym, aby wszyscy kontynuowali wspieranie Iraku najpierw przez modlitwę. Modlitwa oznacza również sympatię oraz zrozumienie albo poszukiwanie zrozumienia drugiego człowieka, który jest tak inny. Na płaszczyźnie politycznej chciałbym, aby Irak nie został pozostawiony samemu sobie, dlatego ważne jest, aby opinia publiczna podtrzymywała to pragnienie.
Rozmawiała i tłumaczyła

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki