Zostałam poproszona o opinię o byłym pracowniku, który szukał możliwości powtórnego zatrudnienia. W opinii zawarłam zarówno pozytywy, jak i negatywy. W gruncie rzeczy nie chciałam jednak, by ten człowiek powrócił do pracy, bo jako kierownik nie miałam o nim dobrego zdania. Nie zatrudniono go. Czy postąpiłam słusznie? Może powinnam napisać same dobre rzeczy, by dostał drugą szansę? Dręczą mnie wątpliwości i wyrzuty sumienia, że być może skrzywdziłam go i w oczach Boga zrobiłam źle.
Anna
Stanowisko kierownicze związane jest z możliwościami wykazania się, rozwoju zawodowego i lepszego wynagrodzenia, ale odpowiedzialność, którą ponosi szef, jest też elementem życiowego krzyża. Jednym z jej wymiarów jest opiniowanie pracowników, zarówno podczas pracy, jak i po jej zakończeniu.
Wystawiając opinię o drugim człowieku, nie można kierować się uczuciami. Ani sympatia, ani też niechęć nie mogą mieć wpływu na ostateczny jej kształt. Pierwszym kryterium, jakim należy się kierować jest prawda – a więc nakreślenie sylwetki człowieka tak, jak się nam jawi – podając jego osobowościowe oraz zawodowe atuty, a także braki. Opinia taka zawsze może spotkać się z zarzutem jednostronności. Należy jednak się starać, by była ona najbliższa obiektywnej.
Drugim kryterium, jakim należałoby się kierować, jest stosowna życzliwość wobec opiniowanego. Jej brak mógłby spowodować przerysowanie wad i w konsekwencji fałszywą opinię. Jednak także nadmiar życzliwości nie wpływa na obiektywność sądu, bo może wykreować idealny, a nie realny obraz osoby.
Rzeczowa i życzliwa opinia, nawet jeśli jest w ostatecznym wydźwięku negatywna i wiąże się na przykład z odmową zatrudnienia, nie jest jednak związana z winą moralną, jaką zaciągamy przed Bogiem. Słowo Boże zakazuje fałszywego świadczenia o człowieku, ale nie wystawiania opinii w ogóle (por. Wj 20, 16).