Jan Paweł II i Benedykt XVI na określenie formacji społecznych, kierującymi się podobnymi wartościami, uporządkowanych według nich w wielu dziedzinach życia, używali słowa „cywilizacja”. Pamiętamy wielką opozycję „cywilizacji życia” wobec „cywilizacji śmierci”. Jan Paweł II wzywał do budowania „cywilizacji miłości”. „Cywilizacja” jest terminem charakterystycznym dla europejskiego kręgu kulturowego. Wojtyła i Ratzinger, wyrafinowani intelektualiści, widzieli potrzebę budowania civitas christiana – jednoznacznej, duchowo głębokiej społeczności, w której szeregach można schronić się przed złem świata, choć otwartej na możliwość dialogu z nim. Dla Jana Pawła II owym złem był przede wszystkim materializm dialektyczny i komunistyczna programowa ateizacja. Benedykt XVI już pod koniec lat 60. XX w. rozpoczął budowanie opozycji do ruchów kontrkulturowych i materializmu kapitalistycznego. Ponieważ świat się nieustannie zmienia i pewne zjawiska potoczyły się nieco inaczej, niż przewidywali to dwaj wielcy papieże, Franciszek postanowił zaktualizować ich nauczanie i rozszerzyć je od „cywilizacji” do „kultury”.
Cywilizacja a kultura
Te rozważania mogą się wydawać nieco abstrakcyjne wobec konkretnych działań, do których wzywał nas Franciszek, ale pomagają nam one zrozumieć, najprościej mówiąc: „o co papieżowi chodzi”. W samym zadaniu takiego pytania kryje się kluczowa różnica między cywilizacją a kulturą. To, jak funkcjonuje cywilizacja, jakie są jej podstawy i założenia, jest nienegocjowalne, a w dużej mierze zamknięte w skostniałych formach, na przykład w przepisach prawa czy programowych tekstach. Z kolei gdy Franciszek mówił o kulturze, to, korzystając również z bogactwa swojego kręgu kulturowego, zapraszał do tego, by przyjrzeć się co przynosi ze sobą dany człowiek i jak w relacjach, w kontakcie wypracować to, co jest dla nas wspólne i co może być bazą do dalszego rozwoju i pogłębienia. Papież z Argentyny, mówiący sam o sobie, że był z końca świata, widział perspektywy innych kręgów kulturowych, poznał problemy tych, o których nie dyskutowano na posiedzeniach globalnych gremiów. Franciszek pojęcie kultury – z różnymi jej przymiotnikami: spotkania, wykluczenia, czułości, troskliwości, miłosierdzia, życia – wyprowadza wprost z ludu. Lud definiuje jednak nie jako zbiorowisko ludzi, masę uśrednioną i pozbawioną właściwości, ale jako żywy organizm, który sumuje potencjały wszystkich jego członków. Przykładowo: kiedy papież Franciszek mówi o kulturze spotkania, która ma przeciwstawiać się kulturze wykluczenia, to zadaje pytanie: jak ja, w moim środowisku, w mojej codzienności mogę sprawić, żeby ktoś nie czuł się samotny czy odrzucony. Mogę odwiedzić starszą sąsiadkę albo porozmawiać z seniorem na przystanku autobusowym, choćby się uśmiechnąć. Dotyczy to też działania w drugą stronę – czy sam potrafię przyjmować relacje, pomoc, dzielić z kimś swój czas. W potocznym rozumieniu kultura kojarzy nam się z wytwarzaniem na przykład dzieł sztuki. Można by ten obraz przyłożyć do tego, co napisałem, mówiąc, że franciszkowa kultura to tworzenie dzieł życia czy życia, które jest pięknym dziełem.
Kultura otwartości
Jak wspomniałem, takie myślenie jest aktualizacją myśli poprzednich papieży, jest też mocno osadzone we współczesności. Franciszek dostrzegał kulturę relatywizmu w świecie ogarniętym globalizacją. Mówił wprost o „płynnej nowoczesności”, inspirując się tezami Zygmunta Baumana, podkreślał potrzebę dialogu, budowania mostów w owym „płynnym społeczeństwie”, w którym wszystko wymyka się i wyparowuje; które nie potrafi przyswajać i integrować. Prowadzi ono do katastrofy, bo nie można w nim trwać i harmonijnie się rozwijać. Stąd zachęta papieża Franciszka do budowania kultury otwartości: na migrantów, przybyszów, na ludzi z peryferii, na ubogich, na tych, których wypchnęliśmy na margines społeczeństwa. Bo nie jest sztuką ich tam wypchnąć, ale prawdziwą sztuką jest ich przyjąć i zintegrować. Franciszek nie opuszcza Watykanu tylko po to, by sprawować celebracje dla milionów ludzi. On wychodzi także na przedmieścia, by uścisnąć rękę kilku ubogim. On otwiera, rękami kard. Krajewskiego, bezpieczne schronienie dla bezdomnych i ubogich. Biskup Rzymu nie może się już zamknąć w murach swojego pałacu – jest gotowy spotkać się nawet z tymi, którzy myślą inaczej. Chęć spotkania sprawia, że papież taktownie zwraca się do kultur (a czasem nawet je odwiedza), w których o Chrystusie nie słyszano lub gdzie Kościół postrzega się wrogo, jak np. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich czy Mongolii. Ignoruje z kolei wszystkie przejawy szowinizmu i sojuszu tronu z ołtarzem, wciąż niestety obecnego w niektórych państwach. Potrafi za to wypomnieć bezsilność Europy wobec zła i globalizacji, by zaraz potem wskazać jej siłę, wypływającą z europejskiej wspólnoty.
Powołani do budowania mostów
W homilii skierowanej 16 lutego br. do artystów i ludzi sztuki Franciszek pokazywał, co jest praktycznym wymiarem kultury: „Widzę w was strażników piękna, które potrafi pochylić się nad ranami świata, które potrafi wysłuchać krzyku ubogich, cierpiących, zranionych, więźniów, prześladowanych, uchodźców. Widzę w was strażników Błogosławieństw! Żyjemy w czasach, gdy wznosi się nowe mury, a różnice zamiast być okazją do wzajemnego ubogacenia, stają się pretekstem do podziałów. Ale wy, ludzie kultury, jesteście powołani do budowania mostów, tworzenia przestrzeni spotkania i dialogu, do oświecania umysłów i rozpalania serc”. Ludźmi kultury mogą być przecież nie tylko ci, którzy ją tworzą „zawodowo”. W kulturze chodzi właśnie o to, że kiedy z niej korzystamy, to ją tworzymy. Na próżno budowano by mosty, którymi nie dałoby się pokonać rzek, dróg, które donikąd nie prowadzą, przestrzeni dialogu, z których nikt nie korzysta. W tej samej homilii papież podkreślał, że sztuka, kultura nie są czymś opcjonalnym, ale są potrzebą ducha, wzięciem odpowiedzialności za to, co nas otacza. W innym miejscu pisał Franciszek: „Apeluję: w tym czasie kryzysu porządku światowego, wojny i wielkich polaryzacji, sztywnych paradygmatów, poważnych wyzwań klimatycznych i ekonomicznych potrzebujemy genialności nowego języka, potężnych historii i obrazów, pisarzy, poetów, artystów zdolnych wołać światu przesłanie ewangeliczne, aby pokazać nam Jezusa”.
Ekonomia na miarę człowieka
W 2021 r. włoski pisarz Maurizio Maggiani ujawnił fakt, że w drukarni, w której drukowane są jego książki, w sposób poniżający traktowano pracujących tam obywateli Pakistanu i wyzyskiwano ich dla osiągnięcia jak największych zysków. Maggiani napisał list otwarty do papieża Franciszka, opublikował go w dzienniku „La Stampa”, tłumacząc wstyd i rozczarowanie, jakiego doświadczył po informacjach na temat owej drukarni. Franciszek na ten tekst odpowiedział, mówiąc między innymi, że jeśli jesteśmy świadomi, to powinniśmy czasem zrezygnować, odpuścić – „nie z literatury i kultury, ale z przyzwyczajeń i zysków, które w wyniku perwersyjnych mechanizmów niszczą godność naszych braci i sióstr. Powiedzieć trochę «nie» w imię większego «tak». By zaświadczyć, że ekonomia na miarę człowieka jest możliwa”.
Taka refleksja potrzebna jest nie tylko na niwie kultury – zobaczmy, w jakich sytuacjach myślenie o tym, czyja praca stoi za konkretnymi działaniami, może otworzyć nasze oczy na ludzką krzywdę i niesprawiedliwość. Takie ostrzeżenie kierował papież także do Kościoła, ostrzegając przed banalizacją języka, za którym nie kryje się troska o drugiego człowieka: „Kościół musi uważać, aby nie wpaść w pułapkę banalnego języka, mechanicznie i zmęczonymi frazami” – pisał w 2023 r. we wstępie do książki Boska fabuła. Jezus w kontraświetle autorstwa o. Antonio Spadaro.
W ostatnich dniach sporo przypominano wyjątkowych spotkań papieża Franciszka, także z artystami, myślicielami, a nawet komikami, podczas których wykładał on to spojrzenie na kulturę. Do studentów mówił, że uniwersytet i kultura to miejsce, gdzie „myśl rodzi się, rozwija i dojrzewa otwarta i symfoniczna. Jest «świątynią», w której wiedza ma wyzwolić się z ciasnych ram posiadania i dysponowania, aby stać się kulturą, czyli «uprawą» człowieka i jego podstawowych relacji: z tym, co transcendentne, ze społeczeństwem, z historią, ze stworzeniem”. Od relacji rozpoczął się ten pontyfikat i szerzenie franciszkowej kultury: od modlitwy za biskupa i jego lud. To było dwanaście lat znaczących gestów, pozostających w pamięci i wyznaczających kamienie milowe w relacjach międzyludzkich. Był to pontyfikat sprawowany przez człowieka rozumiejącego kulturę i potrafiącego korzystać z jej narzędzi: odnosił się często do literatury, napisał nawet list o jej roli w formacji księży, a także o poezji, przypominając, że pozwala ona być człowiekiem. Równocześnie pokazywał, że kultura jest dla wszystkich.
Radiowe słuchowisko
W najnowszej autobiografii Nadzieja papież Franciszek opisywał swoją młodość, a także pewien zwyczaj jego domu, w którym nie było telewizora, tylko jedno radio: „W każdą sobotę o drugiej po południu w radiu publicznym (Radio del Estado) nadawano jakąś operę. Mama zwoływała wtedy naszą trójkę starszych dzieci i z najdrobniejszymi szczegółami opowiadała nam libretto, opisywała postacie, tłumaczyła różnice głosów. Pełna złych przeczuć Desdemona właśnie przygotowuje się do snu, kiedy przez ukryte drzwi wchodzi Otello. Podchodzi do żony, całuje ją, ale… Uwaga: teraz ją zabija! Aż podskakiwaliśmy z emocji”.
Myślę, że można to czytać nie tylko jako przyjemną anegdotę, ale też jako coś bardzo pouczającego. Matka Franciszka nie była intelektualistką, nie fantazjowała na temat opery. Dzieliła się z dziećmi swoją pasją, uruchamiała ich wyobraźnię, kształtowała emocje, stawiała przed nimi dobre przykłady. Nie było to wyjście do opery, by zobaczyć divy na koturnach. Matka Franciszka nauczyła go, że dzięki kulturze można przyjrzeć się swojemu wnętrzu i podzielić się nim ze światem. Franciszek uczy nas, że dzieła sztuki poruszają nas, byśmy mogli tworzyć dzieło życia.