Logo Przewdonik Katolicki

Niedźwiedzia przysługa

Piotr Zaremba
Piotr Zaremba, publicysta „Dziennika Gazety Prawnej” i „Polski Times” | fot. Magdalena Bartkiewicz

To ciąg dalszy wieloletniej narracji środowisk dawnej liberalnej opozycji, obwołującej samą siebie jako depozytariuszkę nie tylko „inteligenckości”, ale także smaku i stylu

Polskę obiegła wypowiedź Aleksandry Pawlickiej – dawnej dziennikarki „Newsweeka”, dziś komentatorki telewizji publicznej – o Rafale Trzaskowskim jako „reprezentującym klasę inteligencką, niepasującym do Polaków”. Na przegranie przez Trzaskowskiego sekwencji zdarzeń związanych z debatami prezydenckimi TVP zareagowała serią audycji przekonujących, jaką ten kandydat jest znakomitością. Pawlicka opowiadała, jak wielkość Trzaskowskiego-inteligenta kontrastuje z przaśną, ludową Polską w audycji, gdzie podobne zdanie prezentowała Renata Grochal (kiedyś „Gazeta Wyborcza”, dziś radio publiczne) i europoseł Lewicy Marek Belka. Z kolei w programie Tomasza Sekielskiego zafundowano nam opowieść nie tylko o inteligencie, ale i o człowieku, który najlepiej nosi garnitury.
To, że publiczna TVP obsługuje w tak nieskomplikowany sposób kandydata rządzących, nie jest niczym nowym. Za poprzedniej władzy telewizja Jacka Kurskiego robiła to samo. Bardziej uderza podejrzenie, że akolici Trzaskowskiego raczej mu szkodzą niż pomagają. Czy bezpieczne dla polityka jest orzeczenie, że pasuje do elit, a nie do zacofanego narodu? Po czymś takim Polacy powinni się od niego odwrócić na dobre, w każdym razie ich większość.
Jest to ciąg dalszy wieloletniej narracji środowisk dawnej liberalnej opozycji, obwołującej samą siebie jako depozytariuszkę nie tylko „inteligenckości”, ale także smaku i stylu. To kontynuacja narzekań celebrytów na to, że po ustanowieniu 500 plus muszą cierpieć „prostaków” na wakacjach w niegdyś ekskluzywnych miejscowościach. To rozwinięcie krasomówstwa Krystyny Jandy (którą skądinąd cenię jako właścicielką dwóch dobrych warszawskich teatrów), która za czasów PiS narzekała w wywiadach, że przez tę partię zmniejszającą bezrobocie nie może znaleźć pani do sprzątania w jej domu. Oczywiście ta „nowa arystokracja” nie kandydowała, ale kojarzona z obozem Rafała Trzaskowskiego, pociągała swoich ulubieńców w dół. Może nie w Warszawie, gdzie masy aspirują do bycia elitą, ale w Polsce powiatowej z pewnością. Przynajmniej do momentu, kiedy PiS można było złapać na większych grzechach niż środowiskowa pycha.
Chór „pań Pawlickich” został paradoksalnie wsparty przez samego kandydata. Dopiero co opowiadał, że jest chłopakiem z podwórka, a teraz wydano wywiad-rzekę z nim, w którym robi wszystko, aby podkreślić swoje związki z elitami, głównie artystycznymi. Pomińmy już megalomańskie opowieści o swojej własnej dzielności, sprawności i popularności. Przykład o odwadze każącej nie bać się rekinów przywołał Krzysztof Stanowski, szef kanału Zero, i oto mamy temat dla setek memów. Gorzej, że polityk nie umiał znaleźć swoich związków z jakimikolwiek prostymi ludźmi i zwykłymi sprawami. Że nie zauważyła tego przeprowadzająca z nim wywiad Donata Subbotko, dziennikarka „Wyborczej”, niegdyś w podobnym stylu obsługująca snobizmy Janusza Palikota, to mnie nie dziwi. Ale że sztab złożony z zawodowców tego nie zauważył?
Przy okazji cisną mi się wszakże dodatkowe myśli. Rozumiem, że prawica z tego korzysta. Konserwatywne media nagłaśniają i książkę, i wywody Pawlickiej. Byłoby jednak źle, gdyby odpowiedzią na owe popisy była równie bezrefleksyjna fala antyinteligenckości. Karol Nawrocki zdążył już wyśmiać Muzeum Sztuki Nowoczesnej jako świadectwo „dziwactw Trzaskowskiego”. To również skrajność.
No i ciekawe, co będzie znaczyło, jeśli Trzaskowski wygra, pomimo tych wpadek? Czyżbyśmy stawali się w swojej większości „narodem pawi i papug”? Przywołuję w ten sposób dawną metaforę Juliusza Słowackiego, o czym wiem jako – chyba – inteligent.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki