Logo Przewdonik Katolicki

Słowa i gesty

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Stopień konsensusu wokół przyzwolenia na brutalność w polityce jest tak wielki, że gest posła Zalewskiego w Polsacie wydaje się pozbawiony sensu

Poseł Paweł Zalewski z Polski 2050 – niegdyś polityk PiS, potem PO, dziś wiceminister obrony i kandydat do europarlamentu – wyszedł z telewizyjnego studia podczas audycji. Był to popularny polityczny show Bogdana Rymanowskiego w Polsacie. Co do zasady, nie mam nic przeciw takim demonstracjom. Politykom zarzucam raczej brak godności, co prowadzi do poddawania się żenującym nieraz sytuacjom. Ludzie prawicy znoszący złe traktowanie prowadzących w TVN czy ludzie obecnej koalicji godzący się na impertynencje w Telewizji Republika zawsze mnie dziwili. Najwyraźniej taka cierpliwość jest częścią ich fachu. Akurat w audycji Rymanowskiego o złych manierach czy stronniczości prowadzącego nie ma mowy. Ale pozostaje dla mnie kwestią otwartą, czy polityk powinien znosić każdy akt brutalności swoich konkurentów. Obejrzałem ten fragment dyskusji, który doprowadził do wyjścia Zalewskiego (skądinąd mojego kolegi ze studiów). Rymanowski dzięki swoim niezwykłym umiejętnościom zwykle potrafił utrzymać spokój nie tylko własny, ale i swoich gości. Tym razem nawet on nie podołał. Wiele już razy zamęczałem czytelników tych felietonów narzekaniem na upadek politycznych obyczajów. Kiedy ogłaszamy, że zostały pobite kolejne rekordy chamstwa i brutalności, okazuje się, że ktoś puka spod dna.
Może i budzi się we mnie sympatia do decyzji polityka, że nie będzie uczestniczył w bezładnej bijatyce. Zarazem nie uważam tej decyzji posła za całkiem klarowną. Oburzył się tym, że były minister z PiS Przemysław Czarnek obraził Roberta Biedronia, polityka Lewicy. Nazwał go „człowiekiem zdegenerowanym”. Rażą mnie tego typu zagrywki. Czarnek bywa zawodnikiem bijącym oponentów poniżej pasa. Tyle że cała ta debata miała swoją dynamikę. Wcześniej poseł Biedroń skłamał, twierdząc, że za czasów PiS-u wprowadzano na terenie Polski „strefy wolne od LGBT”. Prawicowe samorządy podejmowały niekiedy takie uchwały, ale nie oznaczało to niewpuszczania przedstawicieli mniejszości seksualnych na dany teren, a tak to przedstawiano za granicą. Ten temat był z kolei pochodną innego: prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski zakazał wieszania w urzędach krzyży. Wybuch emocji wokół tej sprawy jest autentyczny. Ludzie wierzący mają wrażenie, że ich świat się kończy, że niebo wali im się na głowy. Czy Czarnek jest jednym z tych zrozpaczonych, czy tylko używa tej rozpaczy do budowania sobie poparcia? Trudno orzec.
Ale też mam niemiłe wrażenie, że poseł Zalewski wybrał sobie na zimno tę akurat sytuację do demonstracyjnego „oburzingu”. Polska 2050 w tej sprawie nie mówi całkiem jednym głosem z Tuskiem i Trzaskowskim. Zarazem wciąż obowiązuje w tej koalicji doktryna: PiS to najgorszy wróg. Polityk owej koalicji, kandydujący do Parlamentu Europejskiego, mógł liczyć na to, że jego demonstracja spodoba się jakimś wyborcom, że go zapamiętają jako kogoś, kto postawił się znienawidzonemu na centrolewicy Czarnkowi.
Oczywiście nie mogę też wykluczyć, że Zalewski się naprawdę oburzył. Tylko że taki pojedynczy akt sprzeciwu wobec brutalnego języka jawi się jako mało logiczny. Dopiero co premier Tusk nazwał polityków PiS z sejmowej trybuny „Płatnymi Zdrajcami Pachołkami Rosji”, co jest pomówieniem tyleż strasznym, co wyssanym z palca. Tak się kiedyś mówiło na PZPR. Czy Zalewski wyszedł wtedy z sali na znak protestu? A może powinien wyjść z polityki? Stopień konsensusu wokół przyzwolenia na brutalność jest tak wielki, że gest posła w Polsacie wydaje się odrobinę pozbawiony sensu. No chyba, że to początek jakiejś jego szerszej krucjaty. Ale przecież wiemy, że nie.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki