Ile w papieżu było z jezuity?
– Widzę w nim bardzo dużo rysów jezuickich. Przede wszystkim zwróćmy uwagę na herb papieża. To błękitna tarcza z symbolem zakonu jezuitów, czyli z monogramem IHS. Są to trzy pierwsze litery imienia Jezus w języku greckim na tle złotego, rozpalonego słońca, które ma promienie i proste, i zakrzywione. Podkreśla ono, że światło Chrystusa wskazuje kierunek drogi, a zarazem ogrzewa, obdarza czułością oraz bliskością. Papież Franciszek ciągle nam mówił, że taki jest obraz Boga. Bóg jest nam Miłosierdziem, Współczuciem i Bliskością. Zatem jezuickość została mocno podkreślona już na poziomie zewnętrznego znaku. Jeśli natomiast chodzi o styl bycia chrześcijaninem, papież jezuita był prorokiem. Miał profetyczną wizję Kościoła i kultury przyszłości. Taka wizja profetyczna jest typowa dla zakonników, a zwłaszcza dla jezuitów. O ile papież Benedykt XVI był bardziej typem nauczyciela, to papież Franciszek – typem proroka.
Co to znaczy w naszych czasach? Tradycja judeochrześcijańska stoi na prorokach, ale za ostatniego z nich Kościół uznał Jana Chrzciciela. Wraz z przyjściem Jezusa czas proroków w znaczeniu biblijnym się skończył. Więc chodzi o bycie prorokiem w sensie świeckim, a nie stricte biblijnym?
– Prorok to ktoś, kto jednoczy w sobie dwa elementy. Po pierwsze, bliskość Boga, który mówi do ludzi danej epoki za pośrednictwem proroka. To wymaga modlitwy. Franciszek podczas audiencji środowych wygłosił ponad 40 katechez na temat modlitwy. Twierdził, że ona jest oddechem duszy. Modlitwa była dla niego podstawą codziennego funkcjonowania i po prostu życia. Traktował ją tak, jak oddychanie. Bliskość Boga to typowa cecha proroka, chociaż nie jedyna.
Drugą cechą jest znajomość ludzkich spraw, świata, w którym ma prorokować. Franciszek dążył ze wszystkich sił do tego, aby zaproponować nowy ład na świecie. Wiele w tym było prorockiej intuicji. Przykłady to ekonomia Franciszka, globalny pakt edukacyjny, globalny pakt dla rodziny. Papież nie tylko wykazywał dobrą znajomość problemów współczesnego świata, ale potrafił otworzyć szeroką płaszczyznę refleksji i współpracy ludzi z różnych kultur, religii, krajów; rozmaitych profesji, którzy zajmowali się konkretnymi problemami. Mogli współdziałać dla dobra ludzkości. Wydaje się to bardzo ważne, bo papież znacznie tu wykraczał poza Kościół. Patrzył globalnie, na dobro wspólnego domu, jakim jest nasza planeta. Przykładów papieskiej intuicji prorockiej jest dużo więcej.
Franciszek za swoim patronem, Franciszkiem z Asyżu, szczególną troską otaczał ubogich.
– Wyrazem tego jest m.in. fakt, że w trzydziestą trzecią niedzielę roku wprowadził w Kościele Światowy Dzień Ubogich. Ustanowił też Międzynarodowy Dzień Braterstwa Ludzkiego, obchodzony 4 lutego. Wielokrotnie spotykał się z wielkim imamem Ahmadem al-Tayyebem, którego uważał za brata. Podpisał z nim wspólny dokument O ludzkim braterstwie, dla światowego pokoju i współistnienia. Pozostawił nam wezwanie do zaangażowania w budowę pokoju na świecie i w lokalnych społecznościach. O pokój zaapelował w czasie błogosławieństwa Urbi et orbi w Niedzielę Wielkanocną. W trzecią niedzielę obchodzimy dzięki niemu Niedzielę Słowa Bożego. Papież często nas zachęcał do tego, żeby w kieszeni czy torebce nosić ze sobą małe Pismo Święte, bo katolik powinien stale je czytać.
W pełni popieram. Nie da się być autentycznym chrześcijaninem bez lektury Ewangelii. A jeśli chodzi o charyzmat jezuitów, widzi Ojciec coś w stylu tego pontyfikatu?
– Tak, papież przejawiał dużo typowych cech charyzmatu zakonu św. Ignacego Loyoli. Na przykład rozeznawanie.
Nie wiedziałam, że to jest jezuickie! Franciszek nie bał się sytuacji skomplikowanych czy trudnych, wywołując konsternację księży. Uczył, że mają towarzyszyć i rozeznawać każdą sytuację oddzielnie, w tym – osób rozwiedzionych. Dla księży przyzwyczajonych do ocen, do skryptów, był to przymus myślenia. A on widział ból każdego konkretnego człowieka.
– Rozeznawanie zawsze było obecne w Kościele, jednak w pewien sposób stanowiło „sekret”, ważny może szczególnie dla jezuitów. Papież uprzystępnił je całemu Kościołowi jako zwykłą metodę pracy z człowiekiem. Był bardzo długi cykl katechez, opracowanych i wydanych potem w książce (która ukazała się też po polsku: Rozeznawanie. Boży głos w sercu, WAM 2023), dotyczących właśnie rozeznawania. W kluczu rozeznawania został zorganizowany Synod Biskupów. Nie było to jednorazowe wydarzenie, tylko początek procesu, w którym uczestniczy cała wspólnota Kościoła.
Każdy katolik ma słuchać Ducha Świętego, przez każdego z nas Bóg może mówić. Dlatego musimy słuchać siebie nawzajem?
– Oczywiście. Dzięki synodowi taka metoda stała się dostępna dla każdego ochrzczonego. To nie jest tak, że rozeznaje tylko ksiądz czy biskup. To też potwierdza, że ten pontyfikat był prawdziwie prorocki.
Już rozumiem, w jaki sposób Franciszek czytał znaki czasu. One wymagają rozeznawania, co w danej zmianie jest z Ducha Świętego, co jest zgodne z Objawieniem, a co pochodzi „ze świata”. Czy rozeznawanie stanie się katolickim podejściem do znaków czasu?
– Tak. Bardzo ważne słowa na ten temat Franciszek napisał w bulli Spes non confundit (Nadzieja zawieść nie może), ogłaszającej jubileusz zwyczajny roku 2025: „Oprócz czerpania nadziei z łaski Bożej jesteśmy wezwani do odkrywania jej także w znakach czasu, które daje nam Pan”. Znaki czasu domagają się przekształcenia w znaki nadziei. To jest ważne wezwanie skierowane do nas wszystkich. Oczywiście znaki czasu jako takie – ich właściwe odczytanie – są bardzo potrzebne. Dzięki nim odkrywamy Boga na nowo w naszej współczesności, gdyż poznajemy Go w procesie dziejów, w ludzkiej historii. Ale jeszcze ważniejsze jest to, żeby znaki czasu stały się znakami nadziei.
Znakiem czasu jest choćby sposób myślenia młodych, którzy cenią autentyczność, chcą być sobą, odrzucając udawanie i fikcję. Działają w świecie cyfrowym. Potrzebują dyskretnego i mądrego towarzyszenia, zaufania im. Powierzenia zadań i części odpowiedzialności w dziele ewangelizacji. Papież Franciszek był w tym prawdziwym mistrzem.
Papież miał w sobie entuzjazm wiary typowy dla młodych, bez goryczy patrzył w przyszłość.
– Znakiem czasu na pewno jest dziś odejście wielu ludzi od Boga i Kościoła. Kryzys wiary powoduje często utratę sensu życia. Do Kościoła wprowadza tęsknotę za tym, co było, ale też zamykanie się w swoim bezpiecznym kręgu. Ten kryzys jest poważnym znakiem czasu, który warto przekuć w znak nadziei.
Dla papieża nadzieja nie jest sprawą taniego optymizmu, temperamentu czy pogody ducha. Dobrze, jeśli to jest. Ona bierze się jednak z trzymania za rękę Pana Boga. Chrześcijanie nadzieję noszą w sobie. To nie jest nadbudowa, dodatek. Jesteśmy cali utkani z nadziei. Odejście papieża w święto Zmartwychwstania (jesteśmy w oktawie) jest tego dowodem.
Można powiedzieć, że odszedł Prorok Nadziei?
– Tak, to jest bardzo trafne określenie. Odszedł Prorok Nadziei.
---
Krzysztof Ołdakowski SJ
Jezuita, w zakonie od 1980 r.; przez wiele lat kierował redakcjami programów katolickich w Polskim Radiu i Telewizji Polskiej. Był też szefem Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego. Od czerwca 2023 r. jest proboszczem jezuickiej parafii pw. Najświętszego Imienia Jezus w Łodzi