Majowa radość święta najpiękniejszej Królowej ostro kontrastuje z Ewangelią, która prowadzi nas na Golgotę. Tu, w krwawej męce Bożego Syna dokonało się nasze zbawienie. Tutaj cierpiał Jezus i cierpiała Jego Matka – Niewiasta wiary, która przeszła jedną z najcięższych prób, przed jakimi staje człowiek: próbę bezradności wobec niewyobrażalnego bólu i odchodzenia ukochanego Syna.
Mogła poczuć się opuszczona przez Boga i ludzi. W tej godzinie łez i cierpienia mogła zastanawiać się, czy Ten, który obiecał, że Jej Dziecko będzie nazywane Synem Najwyższego i obejmie panowanie nad światem, nie zakpił z Niej sobie okrutnie. Skąd brała siłę do wiary, że ta opowieść skończy się dobrze? Na jakiej skale opierało się Jej Serce, gdy patrzyła na konanie Umiłowanego Syna?
Jest tylko jedna skała, która pozwala przetrwać próbę wiary. To miłość silniejsza niż śmierć. Misja Maryi nie zakończyła się na towarzyszeniu Jezusowi w chwili umierania. Golgota nie była ostatnią stacją Jej życia, podsumowaniem Jej macierzyństwa, końcem historii. W akcie synowskiej miłości Jezus powierzył Maryję Janowi, a Jej powierzył losy uczniów i wspólnoty, która dzięki ich głoszeniu i świadectwu rozrośnie się na cały świat, tworząc Kościół, którym jesteśmy.
Świętując dziś królowanie Maryi w naszej ojczyźnie, nie możemy więc tracić z oczu podstawowego faktu, że jest Ona przede wszystkim naszą Matką, a to oznacza, że Jej królestwem jest dom. Dom ojczyzny, dom Kościoła.
Jej dom, Jej królestwo to przestrzeń bliskości i braterstwa, wypełniona miłością dzieloną przez ludzi zjednoczonych i solidarnych, jak w rodzinie. Królestwo Maryi powinno być domem zamieszkałym przez ludzi, którzy nie są sobie obojętni, bo łączą ich więzy silniejsze niż wszelkie przeciwności losu, różnice poglądów i zapatrywań na otaczającą nas rzeczywistość. Jesteśmy siostrami i braćmi między sobą, ale także najbliższymi krewnymi Jezusa.
Zadajmy sobie pytanie, czy ten opis odpowiada prawdzie o naszych domach? Czy jesteśmy sobie bliscy w Kościele, ojczyźnie, parafii, rodzinie? Nie wystarczą najbardziej podniosłe akty oddania Maryi, nie wystarczą najpiękniejsze nabożeństwa ku Jej czci, jeśli na co dzień wyrzekamy się bliskości z Chrystusem i braterstwa z bliźnimi, jeśli wciąż nadszarpujemy nasze rodzinne więzy obojętnością, brakiem zaangażowania, niedostatkiem miłości, konfliktami.
Maryja jest Królową. Ale Jej królowanie jest szczególne, podobnie jak królowanie Jezusa – nie z tego świata. Co to właściwie oznacza? Jest to królowanie według reguł całkowicie odmiennych od reguł rządzących w społeczeństwach. Spełnia się nie w politycznych rozgrywkach, nie w czerpaniu korzyści z władzy, lecz na kolanach, w służbie drugiemu.
Maryja jest Królową, bo jest służebnicą Pana. To służba, która dla Niej rozpoczęła się w Nazarecie od uważnego wsłuchania w słowo Boga i zgody na nie, a później wypełniła przez wpatrzenie w krzyż Jego Syna. Nie ma dla Kościoła innej drogi niż ta – służba płynąca z posłuszeństwa słowu Boga i zgody na cierpienie krzyża.
Do życia w wieczności nie idzie się drogami na skróty, wygodnymi trasami przywilejów i panowania. Maryja uczy nas, że zmartwychwstanie dzieje się w naszym życiu przez trudy i służbę, która prędzej czy później prowadzi pod krzyż Jej Syna. Taki przede wszystkim jest sens władzy w Kościele, w naszych wielkich i małych wspólnotach. Kto tego nie rozumie, nie rozumie Ewangelii albo fałszuje ją, próbując dostosowywać do ludzkich mechanizmów rządzenia.
Na Golgocie Jezus powierzył nam swoją Matkę nie tylko po to, byśmy Ją otaczali czcią, na jaką zasługuje każda matka, ale przede wszystkim po to, byśmy Ją naśladowali, byśmy z Jej niełatwego życia czerpali nadzieję, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, byśmy nie ustawali w drodze, byśmy nigdy nie stracili z oczu Jej Syna.