Jak Ksiądz Kardynał odczytuje odejście Ojca Świętego Franciszka w Poniedziałek Wielkanocny? To bardzo wymowna data dla ludzi wierzących…
– Mówiłem o tym w poniedziałek wieczorem w łódzkiej katedrze na Mszy św. dziękczynnej za osobę i pontyfikat papieża. Słowo, zaczerpnięte z Dziejów Apostolskich, pokazywało Piotra, który wychodzi z Wieczernika, by głosić zmartwychwstanie Jezusa. Dokładnie to stało się dzień wcześniej, kiedy papież – Piotr dzisiejszy – wyszedł do ludzi, aby w Niedzielę Wielkanocną ogłaszać zmartwychwstanie. Wyjaśnić, jakie jest jego znaczenie. Ostatnia rzecz, jaką zrobił publicznie! Piotr zrobił to w dniu Pięćdziesiątnicy. Franciszek okazał się następcą św. Piotra do samego końca. Taki jego ostatni obraz zostanie nam w oczach.
Wczoraj wróciłam do papieskiej bulli Nadzieja zawieść nie może, bo w kontekście śmierci jej autora to dokument niezwykły. Jest o nadziei płynącej ze zmartwychwstania. Odejście Franciszka domknęło to, w jaki sposób żył – spójnie. Stworzył program nadziei! Nie bójcie się kryzysu, mroku. Czy to przemieni przerażenie końcem chrześcijaństwa w radość uczniów?
– To są pytania, które lepiej będzie zadać za rok albo dwa. Spójność papieża wzięła się stąd, że był człowiekiem bardzo głęboko ewangelicznym. Kardynał Franciszek Macharski mówił, że Ewangelia według św. Franciszka jest Ewangelią bez komentarzy. W taki sposób żył też Franciszek. Brał Ewangelię taką, jaka jest. W sytuacjach, kiedy nie widział od razu wyjścia czy odpowiedzi, stawiał sobie pytanie: Co by zrobił Jezus? Szukał wydarzenia ewangelicznego, analogicznego – i w ten sposób znajdywał rozwiązania. Był człowiekiem nawrócenia, radykalizmu ewangelicznego. Dlatego wzbudzał emocje i wiele dyskusji. Taka jest Ewangelia. Taki był Jezus. Spójność papieża wynikała z życia Ewangelią.
Imponuje mi jego sposób niesienia Dobrej Nowiny. Podkreślał, że chrześcijanin nie może być smutny, zgorzkniały. Była w nim radość. Nie osądzał, nie straszył. „Zarażał” radością wiary wbrew wszystkim.
– Wystarczy spojrzeć na tytuły jego dokumentów, zwłaszcza z pierwszej połowy pontyfikatu. W wielu jest radość w tytule, począwszy od adhortacji Evangelii gaudium, to znaczy Radość Ewangelii. Nazwał ją dokumentem programowym. Druga kwestia to używane przez niego często określenie „atrakcyjność świadectwa”. Głoszenie Chrystusa to nie ma być prozelityzm, nawracanie, lecz atrakcyjne świadectwo, które przyciąga. Nad tym wszystkim unosi się jeszcze słowo: misja.
Jednym z ulubionych słów papieża Franciszka było „nawrócenie”. Mówił: „nawrócenie misyjne”, „nawrócenie pastoralne”, „nawrócenie ekologiczne”, „nawrócenie relacyjne”. Ono jest bardzo ważne, bo oznacza, że jeśli chcemy coś w świecie zmieniać, trzeba zacząć od siebie. Zbyt wielu ludzi mówi o tym, jak złe są okoliczności, co jest złego wokół – czasami niestety chyba po to, żeby nie szukać przyczyn zła w sobie. Również środków i sposobów do zmiany sytuacji nie szukają w sobie. Nawrócenie daje zarówno rozeznanie problemu, pewną świadomość zła, które dzieje się we mnie, jak i rozeznanie możliwości przemiany, która ode mnie się zaczyna. Wtedy jest się człowiekiem nadziei! Jeśli patrzę tylko na zewnętrzne okoliczności, to albo stać mnie na rozpacz, albo na – mało racjonalny – optymizm. Nadzieja bierze się stąd, że coś ode mnie zależy i ja mogę coś z tym zrobić. Nie sam, oczywiście, ale z Bogiem – tak!
Poczucie wpływu to poczucie sprawstwa. Papież je miał, dzięki czemu mógł – i chciał – dać je innym. Dał je nam, ludziom świeckim, za co będę mu zawsze wdzięczna. A gdyby Ksiądz Kardynał miał wybrać trzy rzeczy kluczowe dla przyszłości? Nowych rzeczy było sporo.
– Nie jest łatwo wybrać. Zgadzam się, że wiele się działo, choć według mnie Franciszek nie tyle dawał nowe motywy, co bardzo twórczo kontynuował to, co już było. Na przykład „nawrócenie ekologiczne” to jest termin Jana Pawła II. „Cywilizację życia” wymyślił Paweł VI.
Ale „kultura troski” to papież Franciszek.
– Owszem, ale to bardzo twórcza, osobista droga kontynuacji. Weźmy ekologię – wpisał ją w nauczanie społeczne. Laudato si’ jest wielką encykliką społeczną. Papież w fantastyczny sposób poszerzył rozumienie nauki społecznej Kościoła. To jego wielki wkład.
Wymieniłbym trzy rzeczy, które z całą pewnością zostaną. Pierwsza to jest misja. Nie wierzę w to, że Kościół będzie mógł zajmować się głównie sobą po Franciszku. Ma iść do świata, jest w misji.
W permanentnej misji – jak mówił Franciszek.
– Wychodzi do człowieka. Kiedy zajmuje się sobą, traci sens. Drugą rzeczą, od której nie ma odwrotu, jest Kościół ubogi dla ubogich… (milczenie)
Kwestia kobiet? Tu kreatywnie realizował nakaz walki z dyskryminacją kobiet, zawarty w dokumentach Jana XXII, Pawła VI i Jana Pawła II.
– Wpisałbym ją w wizję Kościoła wspólnotowego. W synodalność, w tym upodmiotowienie świeckich. Synodalność to zainicjowany proces, będzie miał dalszy ciąg. Naprawdę trudno coś wybrać, gdyż papież nie tylko mówił ważne rzeczy, ale swoim przykładem je pokazał. Był papieżem-świadkiem. Mówił znakami. Nie da się ich nagle zestawić i uszeregować. Tym bardziej, że w danym momencie ważne może być to, a za jakiś czas co innego.
Franciszek wyznaczał priorytety… Jeśli papież w Wielki Czwartek nie przewodniczy Mszy krzyżma, lecz jedzie do więzienia – a tak się teraz stało – to odwraca nam w głowie priorytety. Nam się wydawało, że biskup musi przewodniczyć Mszy krzyżma! Franciszek był sobie w stanie wyobrazić to, że deleguje do tej – tak ważnej – liturgii któregoś z kardynałów. Żadnego nie delegował… do więzienia. Nad tym, co zrobił, nie sposób przejść spokojnie. Nawet jeśli ktoś się nie zgadza, musi się z tym zmierzyć. Znaki prowokują do myślenia. Bo są głęboko ewangeliczne.
---
KARD. GRZEGORZ RYŚ
Doktor habilitowany historii, metropolita łódzki (od 2017 r.), wcześniej biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej (2011–2017). Członek dwóch watykańskich dykasterii: Dykasterii ds. Biskupów oraz Dykasterii ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów. W 2023 r. mianowany przez papieża Franciszka kardynałem