Rada Europy jest instytucją ciekawą. Z jednej strony ma niekwestionowany, pozytywny dorobek, z drugiej – często podejmuje tematy, najoględniej mówiąc, kontrowersyjne, a w wielu jej państwach członkowskich przestrzeganie praw człowieka (będące warunkiem przynależności do tej organizacji), też najoględniej mówiąc, pozostawia wiele do życzenia.
Czym naprawdę jest najstarsza i największa na naszym kontynencie tego typu organizacja, na forum której tak często dochodzi do spektakularnych starć o wartości? Radę Europy założyło w 1949 r. dziesięć państw-sygnatariuszy Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Ta umowa międzynarodowa, której podpisanie jest obecnie warunkiem członkostwa w Radzie Europy, w art. 1 nakłada na państwa-strony obowiązek przestrzegania praw człowieka, które wymienia w kolejnych artykułach: prawo do życia (art. 2), zakaz tortur (art. 3), zakaz niewolnictwa i pracy przymusowej (art. 4), prawo do wolności i bezpieczeństwa osobistego (art. 5), wolność myśli, sumienia i wyznania (art. 9), wolność słowa (art. 10) itd. Konwencja powołała też Europejski Trybunał Praw Człowieka i określiła zasady jego działania. Obecnie członkami Rady Europy jest 47 państw, jest to więc forum znacznie szersze od Unii Europejskiej, do której należy 27 państw; oprócz krajów Unii członkami Rady Europy są m.in. Rosja, Ukraina, Turcja, Gruzja, Armenia i Azerbejdżan.
Organami Rady Europy są m.in. Komitet Ministrów, skupiający ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich, i Zgromadzenie Parlamentarne, które tworzą parlamentarzyści wydelegowani z poszczególnych państw. Polskę reprezentuje 12 przedstawicieli (posłów i senatorów) i 12 ich zastępców; mam zaszczyt być przewodniczącym polskiej delegacji od czerwca 2009 r. Zgromadzenie obraduje na pięciodniowych sesjach zwoływanych w Strasburgu raz na kwartał. To na nich odbywają się najważniejsze i najgłośniejsze debaty polityczne i światopoglądowe. W tej pierwszej grupie bardzo często pojawiały się takie pilne tematy jak inwazja Rosji na Gruzję, problem Kosowa czy sytuacja na Białorusi. W tym tekście zajmę się drugą grupą, czyli debatami światopoglądowymi.
Europejski Trybunał Praw Człowieka
W pewnym sensie dzieckiem Rady Europy jest Europejski Trybunał Praw Człowieka. To właśnie jest tzw. Strasburg, w którym szukają sprawiedliwości ci, którzy we własnych krajach wyczerpali już wszystkie ścieżki sądowe albo nie mogą się doczekać rozpatrzenia swojej sprawy w rozsądnym terminie. Najwięcej skarg „do Strasburga” dochodzi z Rosji i Turcji, ale Polska, niestety, też zajmuje miejsce w pierwszej dziesiątce, głównie z powodu opieszałości sądów w naszym kraju. Trybunał nie podlega Radzie Europy i nie jest jej organem, ale jest z nią związany przez Europejską Konwencję Praw Człowieka, a także przez tryb wyboru sędziów, którego dokonuje Zgromadzenie Parlamentarne. Patrząc całościowo, rolę Trybunału trzeba ocenić pozytywnie. Jednakże nie da się tego samego powiedzieć o wszystkich jego werdyktach; wystarczy przypomnieć znany swego czasu w Polsce przypadek Alicji Tysiąc czy głośną ostatnio w całej Europie sprawę Lautsi przeciwko Włochom.
Poszerzanie granic
Począwszy od 2002 r. Soile Lautsi, Finka z włoskim obywatelstwem, walczyła z obecnością krzyży w salach szkolnych. Po wyczerpaniu wszystkich instancji włoskich procedur sądowych skierowała sprawę „do Strasburga”. 3 listopada 2009 r. Trybunał wydał bulwersujący werdykt, że obecność krzyża w szkole narusza Europejską Konwencję Praw Człowieka. Europa protestowała. 6 stycznia 2010 r., jako polski delegat do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, wysłałem do Komitetu Ministrów pisemne zapytanie o granice ochrony praw mniejszości, tak aby nie naruszać praw większości. Po dziewięciu miesiącach debat okazało się, że Komitet Ministrów nie jest w stanie uzgodnić wspólnej odpowiedzi. W międzyczasie Włochy odwołały się od listopadowego wyroku do Wielkiej Izby Trybunału. Rozprawa odbyła się w czerwcu 2010 r., a wyrok miał być ogłoszony jesienią. Ostatecznie został wydany dopiero 18 marca tego roku: Włochy wygrały, na razie więc krzyżom w szkolnych klasach nic nie grozi.
Zwyciężył zatem zdrowy rozsądek, ale sprawa Lautsi przeciwko Włochom dobrze ilustruje, w jaki sposób pod pozorem obrony praw człowieka może pojawić się dla nich zagrożenie. Mechanizm polega na poszerzaniu definicji „prawa człowieka” do takich granic, aby zaczęło się w niej mieścić również „antyprawo”. Gdyby nie było takiego zrównywania prawa z antyprawem, Trybunał skargę pani Lautsi musiałby odrzucić już na wstępie, bez rozpatrywania, gdyż Konwencja gwarantuje m.in. wolność uzewnętrzniania indywidualnie lub wspólnie z innymi, publicznie lub prywatnie, swego wyznania (art. 9 ust. 1).
Działanie tego mechanizmu jeszcze lepiej widać na innym przykładzie. Jako pierwsze, czytaj: najważniejsze, Europejska Konwencja Praw Człowieka wymienia prawo do życia. Dla środowisk skrajnie lewicowych nie stanowi to przeszkody w nazywaniu „prawem człowieka” swobody aborcji, mimo że takiego „uprawnienia” nigdzie w Konwencji nie ma. To dlatego co pewien czas pojawiają się próby wprowadzenia do dokumentów Rady Europy takich – poszerzających definicję – zapisów, które w przyszłości mogłyby stanowić furtkę dla proaborcyjnych orzeczeń bądź to samego Trybunału, bądź sądów krajowych.
Sprzeciw sumienia
Taką próbę stanowił ubiegłoroczny projekt rezolucji Zgromadzenia, która miała ograniczyć prawo lekarzy do sprzeciwu sumienia (np. odmowy dokonania aborcji lub eutanazji). Jednakże przygotowany przez brytyjską socjalistkę Christine McCafferty tekst zmobilizował deputowanych chadeckich i konserwatywnych. Grupa Europejskiej Partii Ludowej (EPP) pod przewodnictwem Włocha Luca Volontè (autor artykułu jest jednym z jego zastępców w Grupie) zgłosiła 90 poprawek zmieniających o 180 stopni istotę raportu McCafferty i przeprowadziła je w głosowaniu. (Miałem okazję być współautorem 10 najważniejszych poprawek). Na koniec zmienił się też tytuł rezolucji, który w ostatecznej wersji mówi o prawie lekarzy do sprzeciwu sumienia. W ten sposób klauzula sumienia, wbrew intencjom lewicowych inicjatorów rezolucji, została nie osłabiona a wzmocniona. (Nie sposób pominąć roli polskich parlamentarzystów w tej sprawie: wynik ostatecznego głosowania brzmiał 56:51, a po stronie klauzuli sumienia opowiedziało się ośmiu Polaków, w większości z grupy EPP. Bez nas ten wynik byłby odwrotny…).
Imponujący dorobek
Sprawa McCafferty pokazuje, jak łatwo antyprawo może stać się prawem. Radzie Europy zresztą przydarzały się różne wpadki, a tematy takie, jak: swoboda przerywania ciąży, tzw. małżeństwa jednopłciowe czy wręcz dyskusja o istnieniu więcej niż dwu płci, będą pojawiać się również w przyszłości. Z drugiej strony pozytywny dorobek Rady Europy jest naprawdę imponujący: skuteczna promocja demokratycznych standardów, ochrona dziedzictwa kulturowego, rzeczywista ochrona dyskryminowanych. Kiedy na początku bieżącego roku Unia Europejska przez kilka tygodni nie mogła uzgodnić wspólnego stanowiska wobec prześladowań chrześcijan na Bliskim Wschodzie, Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy (znów z inicjatywy Europejskiej Partii Ludowej i Luca Volontè) szybko przyjęło jednoznaczną i stanowczą rekomendację dla rządów państw członkowskich w obronie prześladowanych chrześcijan wraz z propozycjami konkretnych działań (np. uzależnienia pomocy finansowej dla krajów, w których do prześladowań dochodzi, od stanu przestrzegania w nich praw człowieka).
Spór wartości z antywartościami i walka prawa z antyprawem będą toczyły się nadal. Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy jest najszerszą na naszym kontynencie areną tego sporu. Dobrze, że od jakiegoś czasu widać większą niż dawniej determinację środowisk chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych uczestniczących w tym sporze.
Autor artykułu jest posłem i przewodniczącym delegacji RP do Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Jest też wiceprzewodniczącym chrześcijańsko-demokratycznej grupy Europejskiej Partii Ludowej (EPP) w Zgromadzeniu i wiceprzewodniczącym całego Zgromadzenia.