Logo Przewdonik Katolicki

Do Ameryki bez wizy

Magdalena Guziak-Nowak
Fot.

Kraków stał się platformą wspólnego muzykowania artystów najwyższej klasy. Kolejna odsłona Sacrum Profanum była hołdem dla amerykańskiego minimalizmu.

 

  

11 września, w dziesiątą rocznicę zamachów terrorystycznych na World Trade Center, rozpoczęła się 9. edycja Festiwalu Sacrum Profanum. Na tygodniową muzyczną ucztę przybyły nie tylko konserwatywne, krakowskie gusta, ale goście z całej Polski i zagranicy. Starzy i młodzi. Panowie w smokingach i pod muszkami oraz panie w wieczorowych sukniach siedzieli na widowni obok młodzieży w wygodnych butach i bluzach z kapturami. Muzyka połączyła pokolenia. Zauważył to już Jonathan Harvey, jeden z najbardziej znanych kompozytorów brytyjskich, który w 2009 r. powiedział, że „organizatorzy Festiwalu Sacrum Profanum dokonali rzeczy wydawałoby się niemożliwej – zdobyli dla muzyki współczesnej młodego słuchacza”.

Międzypokoleniowe spotkania zasługują na coś więcej niż standardowa sala koncertowa. Ponieważ siła festiwalu tkwi nie tylko w doskonałej muzyce, ale i nietuzinkowej scenografii, organizatorzy zaadaptowali sale w Muzeum Inżynierii Miejskiej, Tetrze Łaźnia Nowa oraz, co zrobiło na mnie szczególne wrażenie, halę ocynowni ArcelorMittal w dawnej Hucie im. Tadeusza Sendzimira (w latach 1954–1990 był to słynny Kombinat Metalurgiczny Huty im. Lenina). Choć czasy swej świetności już dawno ma za sobą, działa do dziś. Dymiące rury, wielkie stalowe konstrukcje, ociężałe lokomotywy ciągnące niezliczone, puste wagony i opuszczone magazyny były scenerią dla dwóch najważniejszych koncertów – inauguracyjnego i zamykającego festiwal.

 

Ameryka z zacnym przewodnikiem

Tegoroczną edycję Sacrum Profanum otwierała doskonała interpretacja czterech utworów. Po polskim akcencie na początek (o którym za chwilę) na scenie pojawili się amerykańscy kompozytorzy, a wśród nich wyczekiwana gwiazda – Steve Reich, dwukrotny zdobywca nagrody Grammy, zaliczony przez „The Guardian” w poczet nielicznych kompozytorów, którzy zmienili bieg historii muzyki. W jego dziełach, stanowiących inspirację dla wielu popularnych artystów (jak np. David Bowie, Peter Gabriel), słychać nie tylko zachodnie, klasyczne akcenty, ale też nawiązania afrykańskie, dalekowschodnie i jazzowe.

Koncert inauguracyjny nawiązywał do tragicznych wydarzeń sprzed 10 lat. Atmosferę tamtych dni oddał utwór Daniel Variations, epitafium dla amerykańskiego dziennikarza i skrzypka Daniela Pearla, który zginął w 2002 r., uprowadzony przez terrorystów Al-Kaidy i zabity w Pakistanie przez Chaleda Szejka Mohammeda. Budzący grozę i momentami nieprzyjemny dla ucha utwór napisał Reich na zamówienie ojca Daniela.

Potem na scenie pojawił się Jonny Greenwood, gitarzysta legendarnego brytyjskiego Radiohead, a po nim sam Steve Reich, który z zespołem Ensemble Modern wykonał Music for 18 Musicians – utwór na wiolonczelę, skrzypce, dwa klarnety, cztery fortepiany, trzy marimby, głosy i… Grammy.

Równie monumentalne było zakończenie festiwalu. Pionier amerykańskiego minimalizmu postanowił obchodzić w Krakowie swoje 75. urodziny, więc na scenie nowohuckiej hali ocynowni złożono mu zasłużony hołd. Projekt Reich 75, dedykowany jubilatowi, stał się „wisienką na torcie 75-letniego kompozytora”. Jego własne utwory w nowych aranżacjach zaprezentowali m.in. Aphex Twin – mistrz elektroniki, Adrian Utley – gitarzysta jazzowy z triphopowego Portishead, Tom Verlaine – lider grupy Television, tworzącej nowojorski underground rockowy, Envee – polski DJ, współpracownik Fisza i Marii Peszek, oraz Leszek Możdżer, który na raz samodzielnie zagrał utwór na dwa fortepiany. Wystąpił także sam jubilat.

Między pierwszym a ostatnim, w programie Sacrum Profanum znalazło się pięć koncertów z cyklu Modern Classic, „stanowiących kapitalną retrospektywę dzieł stworzonych w różnych okresach twórczej aktywności Steve’a Reicha”. Ale nie było monotematycznie. Festiwalowa publiczność wysłuchała także muzycznych portretów cenionych amerykańskich kompozytorów, „wcieleń niespokojnego ducha inwencji twórczej”: Davida Langa, Julii Wolfe i jej męża Michaela Gordona oraz Terry’ego Rileya. W ich wykonaniach na dobre zatarły się różnice pomiędzy dwoma światami: klasyką i popkulturą.

 

Polskie akcenty

„Pięciu kultowych kompozytorów najmłodszej generacji. Pięć kultowych zespołów. Pięć światowych prawykonań w mistrzowskich interpretacjach. W hołdzie Miłoszowi. Tylko w Krakowie. Tylko na Sacrum Profanum”.

Pierwszym utworem zaprezentowanym podczas koncertu 11 września były Dwa wiersze Miłosza. Kompozycja Pawła Mykietyna z recytacją Mai Ostaszewskiej i Zygmunta Melanowicza była kolejną odsłoną projektu Made In Poland – Miłosz Sounds, zakładającego prezentację polskich kompozytorów. Kompozycje inspirowane wierszami Czesława Miłosza przygotowali, oprócz Pawła Mykietyna, Agata Zubel, Jagoda Szmytka, Aleksandra Gryka i Wojciech Ziemowit Zych.

 

Ambitny cel osiągnięty

Budżet Sacrum Profanum, popisowego krakowskiego festiwalu muzycznego, wyniósł 5 mln złotych. Niektórzy szybko przeliczyli to na liczbę nowych miejsc w przedszkolach i żłobkach, bo po co organizować tak drogie wydarzenia artystyczne, skoro zainteresują się nimi tylko koneserzy dobrego grania? Jeśli już trzeba tyle wydawać, to lepiej na disco polo na płycie Rynku Głównego, no i żeby bilety były za darmo, a nie karnet za 650 zł. Poza tym, Krakowskie Biuro Festiwalowe, które miało promować rodzimą kulturę, sprasza teraz Amerykanów, zamiast łowić talenty wśród swoich.

Władze miasta odpowiadały, że dzięki temu przedsięwzięciu do Polski, a dokładniej mówiąc – Krakowa – przyjeżdżają gwiazdy z najwyższej półki, które w innym przypadku nigdy by się nami nie zainteresowały. Po festiwalu stają się ambasadorami stolicy Małopolski na świecie, z czego podobno płyną jakieś korzyści. A z rodzimymi talentami to też nieprawda, bo przecież bywają debiuty. Ponadto, festiwalowe wydarzenia relacjonuje 160 dziennikarzy z Polski i zagranicy. Co więcej, dyrektorem artystycznym przedsięwzięcia jest Filip Berkowicz, zaproszony do udziału w projekcie Europejski Kongres Kultury. Notabene, samo Sacrum Profanum zostało wpisane do oficjalnego kalendarza polskiej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej.

Wspaniałe, zorganizowane na wysokim poziomie widowiska audiowizualne, które śmiało mogą konkurować ze światowymi wydarzeniami tego typu, uwikłano w polityczne przepychanki. Na szczęście, słuchacze potrafili wznieść się ponad to i nieważne, czy w smokingu, czy w krótkich spodenkach, delektować się wykwintną muzyką.

„Trudny festiwal”, jak mówili o nim organizatorzy, był wyzwaniem intelektualnym dla wyrafinowanego odbiorcy, który dobrze zna swój gust muzyczny i chce go skonfrontować w postindustrialnej przestrzeni miejskiej. Sacrum Profanum miał być odejściem od gotowego projektu, który łatwo sprzedać, a Kraków miał stać się miejscem wysiłku artystycznego mistrzów. Moim zdaniem cel został osiągnięty.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki