W politycznej grze są cztery proaborcyjne projekty: dwa Lewicy, jeden Koalicji Obywatelskiej i jeden Trzeciej Drogi. Celem każdego z nich jest znaczące obniżenie prawnej ochrony dla dzieci nienarodzonych. Od dyskusji o aborcji nie da się uciec. Czasem rozgorzeje w pracy, innym razem w gronie znajomych lub u cioci na imieninach. A już na pewno nie warto i nie wolno uciekać od niej wtedy, gdy z trudnym pytaniem przychodzą do nas dorastające dzieci. Tym, co pomoże nam rozmawiać, będą: wiedza, prawda, zainteresowanie, prawdziwe historie oraz szukanie tego, co nas łączy, a nie dzieli.
Uzgodnij definicje
Żeby rozmowa na temat aborcji nie przerodziła się w jałową przepychankę, warto szukać z naszym rozmówcą punktów wspólnych: czy są sprawy, co do których się zgadzamy? Jeśli mamy jakąś „bazę”, łatwiej budować porozumienie. Warto uzgodnić pojęcia, czyli wyjaśnić, co mamy na myśli, kiedy mówimy „aborcja”. Możemy posłużyć się prostą definicją: aborcja, nazywana inaczej sztucznym poronieniem, to przerwanie życia dziecka w jego prenatalnej fazie, od poczęcia do urodzenia. Definiowanie pojęć pomaga sprowadzać nasze rozważania do konkretów. Pomaga zrozumieć, że nie jest to filozoficzna dysputa na wysokim poziomie abstrakcji, ale dyskusja, w której mamy co najmniej dwa podmioty – kobietę-matkę i dziecko.
Potem warto doprecyzować, jakie w Polsce obowiązuje prawo. Czterech na pięciu nastolatków, z którymi rozmawiam, uważa, że aborcja jest w naszym kraju całkowicie zakazana. Denerwują się, że nie jest legalna np. w sytuacji zagrożenia życia kobiety. Można wtedy pokazać konkretny akt prawny, który mówi, że jest inaczej. Oraz wyjaśnić, że w przypadku zagrożenia życia (!) kobiety lekarz ma nie tylko prawo, ale obowiązek ją ratować, nawet kosztem życia dziecka. Pomocne jest tutaj odwołanie się do zasady podwójnego skutku. I uspokojenie, że z sytuacjami, gdy faktycznie lekarz musi wybierać, współczesna medycyna – dzięki fenomenalnemu postępowi w perinatologii – ma do czynienia rzadko.
Dowiedzmy się także, co nastolatek wie o metodach przeprowadzania aborcji. Pamiętam licealistkę, która z wielkim przekonaniem broniła tzw. praw kobiet. Na debatę ze mną przyszła – wydawało się – świetnie przygotowana. Cytowała Petera Singera, który postuluje „aborcję postnatalną” (po narodzinach) i odwoływała się do stanu prawnego w innych krajach, ale równocześnie powtarzała frazesy z czarnych marszów. Kiedy zapytałam, czy wie, w jaki sposób przeprowadza się aborcję, krzyknęła: „Oczywiście! Wieszakiem!”. To nie było zabawne, ona naprawdę tak myślała. Warto więc w paru zdaniach omówić aborcję chirurgiczną, farmakologiczną (najpopularniejszą) i przez poród indukowany (najczęstszy sposób wykonywania aborcji na dzieciach z podejrzeniem wad rozwojowych).
Cenna może być rozmowa o rozwoju prenatalnym. Co medycyna i biologia XXI wieku wiedzą o życiu embrionalnym i płodowym człowieka? Podczas zapłodnienia zostaje zdeterminowana jego płeć, kolor oczu i włosów, dominujące cechy charakteru dziecka. Od 21. dnia życia bije jego serce. Dowiedziono, że dziecko reaguje na bodźce zewnętrzne wywołujące ból. W 11. tygodniu zachodzą zmiany strukturalne w korze mózgowej, które decydują o przewadze intelektualnej człowieka nad światem zwierząt. To suche fakty, nie mają żadnego zabarwienia ideologicznego. Lub inaczej – możemy pokazać dziecko nienarodzone jako pacjenta, omawiając, na czym polega terapia płodu. W Polsce działa pięć specjalistycznych ośrodków, w których operuje się dzieci nienarodzone, lecząc tak skomplikowane wady jak np. rozszczep kręgosłupa, wytrzewienie, syndrom podkradania w ciąży bliźniaczej, wady układu moczowego. Za darmo, na NFZ.
Szukaj tego, co łączy
„Dziecko”. Tu możemy napotkać opór. „To nie jest dziecko, to płód” – słyszymy. Nie zgadzajmy się na prześmiewczą „amebę” czy „galaretę”, ale zamiast od razu się oburzać, przestawmy się na terminologię medyczną – do dziewiątego tygodnia życia prenatalnego mówimy o rozwoju embrionalnym, potem już do końca ciąży – o rozwoju płodowym. Nastolatki z różnych powodów mogą preferować te „zamienniki”, np. fotografie dzieci nienarodzonych na wczesnym etapie życia wydają im się zbyt naturalistyczne. Ale też możliwe, iż faktycznie sądzą, że to tylko „treść z macicy”. Spróbujmy wyjść im naprzeciw: „Czy zgodzisz się ze mną, że życie tej osoby – nie nazywajmy jej jeszcze dzieckiem – już się rozpoczęło? Że pewne procesy wystartowały? Że zachodzą podziały komórkowe, że ten organizm ma własny zestaw genów?”. Na tak postawione pytanie nie da się odpowiedzieć „nie”. Zresztą, nawet osoby zaangażowane w ruch proaborcyjny uczciwie przyznają, że ludzkie życie rozpoczyna się od poczęcia. Osią współczesnego sporu o aborcję nie jest bowiem pytanie o początek życia człowieka – to fakt biologiczny, obecnie już niepodważalny. Ta oś przebiega dziś po linii innego pytania: od którego momentu przyznamy dziecku bezwarunkowe prawo do życia?
A kiedy zgadzamy się, że tak, pewne procesy, które świadczą o życiu owego organizmu, już zachodzą, zgodzimy się też co do definicji aborcji. Bo jeśli istnieje życie, to może je przerwać jedynie śmierć. Aborcja to śmierć tego nowego organizmu. Człowieka, gdyż z ludzkiej matki i ludzkiego ojca nie może „powstać” ktoś lub coś innego niż dziecko.
Gdy mamy jakikolwiek fundament, co do którego jesteśmy zgodni, próbujmy na nim budować.
Mów prawdę
Co to znaczy „mówić prawdę”? To znaczy… mówić prawdę. Przyłapani na kłamstwie, kręceniu, naginaniu faktów, tracimy zaufanie, na które – wiadomo – trudno zapracować. Ale prawdy nie możemy traktować jak młotka, którym chcemy drugą osobę skrzywdzić, pokazując, że tylko my wiemy, jak go używać. Prawdę można podać z miłością, ale można też nią… zabić. Kiedy widzę dziewczynę albo kobietę udręczoną konsekwencjami aborcji, czy wolno mi – no właśnie – rzucić prawdą między oczy: „zabiłaś dziecko”? Nie, nie wolno mi. I wcale nie chodzi o rozmiękczanie, szukanie usprawiedliwienia czy udawanie, że jest dobrze. Po prostu nie każdy i nie na każdym etapie swojego życia jest w stanie udźwignąć ciężar swojej winy. Kobieta, która cierpi po aborcji, zwykle wie, co jest źródłem tego cierpienia. Nie muszę jej o tym co chwilę przypominać. Tu bardzo ważne są moje intencje – czy ja chcę pomóc temu człowiekowi się podnieść, zrozumieć, przebaczyć sobie i innym, czy zależy mi tylko na tym, żeby wyszło na moje?
„Mówić prawdę” to także rzetelnie korzystać ze źródeł naukowych. Trafiłam kiedyś na badania pokazujące psychiczne konsekwencje aborcji. Wyniki były przerażające. Niemal wszystkie badane kobiety cierpiały na depresję, ponad połowa miała myśli samobójcze, nocne koszmary, dręczenia. Około trzech czwartych respondentek popadało w uzależnienia, cierpiało na zaburzenia seksualne, czuło niechęć do żyjących dzieci itd. Mimo że znałam już wiele podobnych opracowań, to zestawienie statystyczne było najbardziej dojmujące. Potwierdzające tezy środowisk pro-life – że aborcja nie jest jak wyrwanie zęba. Jednak po głębszej analizie doszłam do wniosku, że badania – choć bardzo „by się przydały” – nie nadają się do cytowania ze względu na niedociągnięcia metodologiczne. Autorzy prowadzili je na kobietach, które zgłosiły się na terapię po przebytych aborcjach – było więc jasne, że już odczuwały przykre konsekwencje swojej decyzji – ale wyniki ekstrapolowali na wszystkie kobiety z doświadczeniem aborcyjnym.
Kilkadziesiąt i jeszcze kilkanaście lat temu głównymi źródłami wiedzy dla nastolatków byli rodzice, nauczyciele, koledzy, szkolne podręczniki, książki z biblioteki. W porównaniu z dzisiejszym dostęp do informacji był reglamentowany. Ktoś powie: obecnie młodzież może przeczytać wszystko, ale większość z tego to bzdury i fejki. Zgoda, nie wszyscy schodzą w głąb. Wielu wyrabia sobie opinie na chwytliwych nagłówkach i w dodatku sądzą, że myślą niezależnie. Ale są też nastolatki, które szukają, porównują, analizują, chcą wiedzieć. Mają prawo dostać od nas przekaz rzetelny, jasny. Nie ma potrzeby podkręcać go „na prawo”, jak to często bywało w ostatnich tygodniach. Lewica kłamie, przekonując, że tabletki „dzień po” nie działają wczesnoporonnie. Ale i prawica czasem manipuluje, gdy pisze, że zawsze przerywają poczęte życie. Tymczasem owe środki mogą zadziałać w różny sposób w zależności od różnych zmiennych, m.in. dnia cyklu miesiączkowego, w którym zostaną zażyte. Prawda się obroni. Mataczenie rodziców i wychowawców, żeby młody dorosły za wszelką cenę przyjął nasz punkt widzenia – nigdy.
Pytaj „dlaczego?”
Dlaczego sądzisz, że aborcja jest OK?”. Bo kobiety powinny mieć wybór, bo nie wolno zmuszać do rodzenia dzieci, bo lekarze nie mogą ratować życia matki, bo po co te chore dzieci mają cierpieć, bo to oznaka demokracji i tak dalej… Proszeni o uzasadnienie swoich proaborcyjnych poglądów, młodzi ludzie powtarzają hasła z czarnych protestów. Naszym największym błędem jest skwitowanie: „Zmanipulowane bzdury” i urwanie rozmowy, bo właśnie nadszedł najlepszy moment, żeby znowu zapytać: „dlaczego?”. Dlaczego sądzisz, że lekarz nie może ratować kobiety, której życie jest zagrożone? Co masz na myśli, kiedy mówisz, że demokracja bez aborcji nie istnieje? Jakie doświadczenia sprawiły, że jesteś zwolennikiem/zwolenniczką tzw. wyboru? Czy chcesz mi o tym opowiedzieć? Czy zgodzisz się tym podzielić?
Kiedy zamiast na bieżąco komentować – słucham, kiedy zamiast pospiesznie oceniać – po raz szósty pytam „dlaczego?”, dochodzę do sedna. Owszem, część młodego pokolenia wybiera aborcję, bo nie lubi dzieci, nie chce ich mieć, dzieci nie pasują do ich pomysłu na życie itp. Jednak wielokrotnie częściej – takie jest moje doświadczenie – w tle pojawiają się trudne, poplątane historie: cioci w ciąży, która trafiła do fatalnego szpitala; sąsiadów wyczerpanych opieką nad chorym dzieckiem; przemocy seksualnej; doświadczeń, które ukształtowały w młodzieży fałszywy wizerunek Pana Boga. Ich „wybór” tak naprawdę wcale nie jest poparciem dla aborcji, bo w głębi serca nie chcą jej ani dla siebie, ani dla swoich bliskich. Wiedzą, że to zło, mają fenomenalną intuicję, jakie mogą być jej skutki dla zdrowia fizycznego, psychicznego, duchowego. Ich pseudopoparcie dla aborcji to wyraz pokoleniowego buntu, sposób na pokazanie niezgody na rzeczy, które często nie mają z nią wiele wspólnego. W takich sytuacjach nastolatki potrzebują, by pokazać im, jak mogą zbuntować się konstruktywnie. Być może przyznają nam rację, ale musimy spełnić najważniejszy warunek – tu nie ma miejsca na udawanie zainteresowania. Młody człowiek czuje, czy jego sprawy i punkt widzenia rzeczywiście są dla mnie ważne, czy tak naprawdę wcale mnie nie obchodzą i jedynie czekam, aż skończy o nich opowiadać, żebym ja mogła rozpocząć swój wywód. Czy jestem przy nim, gotowa wysłuchać i spróbować zrozumieć, czy jednak nad nim, niby jak koleżanka, ale gdy przychodzi co do czego, to oferuję przekaz ex cathedra, bo jestem starsza, mądrzejsza, bardziej doświadczona, więcej widziałam i słyszałam?
Pokazuj historie
Zwolennicy aborcji mówią: wy macie te swoje argumenty i badania, ale to my mamy historie, to my mamy emocje kobiet, dla których urodzenie dziecka byłoby końcem świata. Tymczasem i my mamy „swoje historie”. O powikłaniach i cierpieniu kobiet po aborcji, o syndromie ocaleńca, o nawróconych członkach ruchu anti-life, o ojcach walczących w sądach o prawo do życia dla swoich nienarodzonych dzieci, o kobietach u schyłku życia, które do końca swoich dni niosą ten ciężar, często samotnie. Bo tak, to prawda, że często tuż po aborcji czują ulgę. Uwierzyły przecież, że tzw. zabieg rozwiąże ich realne problemy. Refleksja nierzadko przychodzi później, czasami po długich latach. Bardzo ważne, żeby szczególnie w rozmowach z młodzieżą nie pomijać realnych rozterek kobiet. Prawa kobiet – jakkolwiek je rozumiemy – wydają się nastolatkom czymś bardziej namacalnym niż prawa nienarodzonego dziecka, tym bardziej jeśli nigdy w życiu nie miały na rękach noworodka, jeśli w bliskim otoczeniu nie ma maluchów. Nie proponuję odejścia od nazywania rzeczy po imieniu – to jasne, że pierwszą ofiarą aborcji zawsze jest niewinne, bezbronne dziecko, którego my, dorośli, nie potrafiliśmy albo nie chcieliśmy ochronić. Jednak ruchowi pro-life – i naszym rozmowom z młodymi dorosłymi – przysłuży się postawienie obok dziecka jego matki. Bo przecież starając się o jak największą ochronę prawną dla poczętego życia oraz o budowanie kultury pro-life, chcemy ocalić od aborcji nie tylko dziecko, ale i jego mamę. Ich oboje.
---
MAGDALENA GUZIAK-NOWAK
Dziennikarka, autorka kilku książek, w tym Dzieci z serca o rodzicielstwie zastępczym i adopcyjnym. Dyrektor ds. edukacji i sekretarz zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka. Zajmuje się pozytywną edukacją pro-life, organizuje konkursy dla dzieci, młodzieży i studentów, konferencje popularno-naukowe, webinary, wydaje materiały drukowane.