Logo Przewdonik Katolicki

Dziecko miarą demokracji

Magdalena Guziak-Nowak
Model płodu, zdjęcie z wysłuchania publicznego projektów ustaw dotyczących aborcji w Sejmie, 16 maja 2024 r. Fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News

Sejm. Obywatele zabrali głos w sprawie aborcji. Główne media pokazały awanturę o nazistów i Hitlera. Ale to nie jest prawda o tym spotkaniu.

Wysłuchanie publiczne projektów ustaw dotyczących aborcji odbyło się 16 maja w Sali Kolumnowej Sejmu – tak zdecydowała sejmowa komisja nadzwyczajna, powołana do ich rozpatrzenia. Wysłuchanie publiczne to bardzo ciekawy instrument demokracji – zgłaszają się na nie chętne organizacje, ale też osoby indywidualne. Te pierwsze miały po cztery minuty na wypowiedź, obywateli niezrzeszeni – po dwie minuty. Podczas rozpoczęcia wysłuchania przewodnicząca komisji, Dorota Łoboda z Platformy Obywatelskiej, przypomniała obowiązujące zasady: nie przekraczamy czasu, mówimy na temat, nikogo nie obrażamy, niedopuszczalne jest też komentowanie cudzych wypowiedzi i zadawanie pytań.
Na spotkanie zapisało się 30 organizacji i ponad 300 osób indywidualnych. To bardzo dużo. Nie dziwi, że temat jest nośny społecznie – to aborcja, obok „odsunięcia PiS-u od władzy” dała Lewicy, Platformie Obywatelskiej i Trzeciej Drodze władzę. Niemal natychmiast po październikowych wyborach parlamentarnych zaczęły wpływać projekty spełniające żądania najbardziej radykalnej części elektoratu.

Kontrowersyjne projekty
O czym rozmawia nadzwyczajna komisja i co komentowali obywatele? Przedmiotem sporu są cztery projekty ustaw. Wszystkie proponują znaczące osłabienie prawnej ochrony dziecka nienarodzonego. Pierwsze dwa złożyła Lewica już 13 listopada 2023 r. Wniosła o nowelizację Kodeksu karnego, zakładającą tzw. depenalizację aborcji. Osoby przeprowadzające aborcje byłyby wyłączone z odpowiedzialności karnej. W praktyce oznaczałoby to legalizację przerywania ciąży w prywatnych gabinetach, czyli de facto wprowadzenie aborcji na życzenie tylnymi drzwiami. Taka konstrukcja prawna pozwoliłaby otwierać w Polsce kliniki aborcyjne, jakie znamy z Zachodu, czyli miejsca wyspecjalizowane w odbieraniu życia nienarodzonym dzieciom.
Drugi projekt Lewicy to nowelizacja Ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży, formalnie i marketingowo nazwany Poselskim projektem ustawy o bezpiecznym przerywaniu ciąży. Projekt ten jest w swych założeniach podobny do Poselskiego projektu ustawy o świadomym rodzicielstwie autorstwa Koalicji Obywatelskiej. Obydwa proponują aborcję na życzenie do 12. tygodnia ciąży pod płaszczykiem ochrony zdrowia psychicznego. W przypadku występowania dużego prawdopodobieństwa, że dziecko urodzi się nieuleczalnie chore, aborcja miałaby być dopuszczalna do końca 24. tygodnia ciąży. Z kolei w przypadku podejrzenia, że wykryta choroba lub wada uniemożliwi dziecku samodzielne życie poza organizmem matki, przerwanie ciąży miałoby być dopuszczalne także po 24. tygodniu ciąży, a to należy interpretować: aż do porodu, bez ograniczeń. Projekty te zawierają wiele innych skrajnych pomysłów, m.in. zniesienie klauzuli sumienia dla lekarzy, zrywanie kontraktów NFZ ze szpitalami, które nie wykonują aborcji na swoich oddziałach lub u „podmiotów zewnętrznych” (czyli w klinikach aborcyjnych), a także wykreślenie z Ustawy o Rzeczniku Praw Dziecka art. 2, stanowiącego, iż dzieckiem jest osoba od poczęcia do uzyskania pełnoletności. Aborcja eugeniczna miałaby być wykonywana tylko na podstawie „badań obrazowych” (czyli USG), nie byłoby konieczne potwierdzenie wątpliwych wyników dokładniejszą diagnostyką.
Do tego wszystkiego w lutym br. wpłynął czwarty projekt proaborcyjny, złożony przez Trzecią Drogę. Zakłada on przywrócenie tzw. kompromisu aborcyjnego, czyli aborcji eugenicznej. Nie jest to jednak powrót do stanu sprzed orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, ale znów pójście kilka kroków „naprzód”.

Co pokazały media?
Spotkanie w Sali Kolumnowej rozpoczęło się o godz. 10.30 i trwało do wieczora. Poza kilkoma ekscesami przebiegało spokojnie. Zdarzyło się kilka razy, że przewodnicząca przywoływała mówców do porządku, jednak – szczerze pisząc – zgłaszając się na wysłuchanie publiczne, spodziewałam się dzikich awantur. Nic takiego nie miało miejsca, choć niektórzy przedstawiciele zarówno z lewa, jak i z prawa najwyraźniej tylko czekali na zwarcie. „Hej, hej, hej, aborcja jest OK” – skandowały zwolenniczki aborcji. „Mordercy” – odpowiadali przeciwnicy. Straż Marszałkowska interweniowała m.in. podczas wystąpienia Marty Lempart, gdy przeciwnicy aborcji podnosili kartki z grafiką „Piekło dzieci”. Oraz kiedy Mariusz Dzierżawski z Fundacji Pro – Prawo do życia zaczął cytować pisma Adolfa Hitlera, a następnie porównał aborcyjne aktywistki do zbrodniarzy wojennych i te wybiegły na korytarz. I na tę chwilę czekała większość dziennikarzy. Tam Natalia Broniarczyk z Aborcyjnego Dream Teamu oświadczyła: „Nie będziemy rozmawiać i negocjować warunków naszego zdrowia, życia, tego, czy możemy o sobie decydować z osobami, która nas nienawidzą”. I dalej: „Wychodzimy pomagać w aborcjach, a nie rozmawiać z osobami, które chcą nas zabijać”. Wraz z innymi aktywistkami przekonywała, że one po prostu po wyborach miały mieć aborcję załatwioną i nie będą wysłuchiwać bzdur przez 12 godzin.
Tu mamy sedno – organizacje i aktywiści proaborcyjni byli w Sejmie w przytłaczającej mniejszości. Bardzo precyzyjną statystykę zaprezentowała Legalna Aborcja. Wyliczyła, że 265 na 359 osób, które wzięły udział w wysłuchaniu, to konserwatyści. 20 spośród 30 organizacji broniło życia. Wnosiło o odrzucenie procedowanych projektów lub o dołączenie do grona członków komisji przedstawicieli organizacji prorodzinnych. Także 112 na 120 mężczyzn obecnych wówczas w Sejmie prezentowało poglądy pro-life. Aktywistki wyszły z wysłuchania z poczuciem porażki, bo nie dość, że to głos pro-life zabrzmiał donośniej, to jeszcze jako pierwsza przemawiała Kaja Godek, której szczerze nie znoszą. I to pokazuje, kto był bardziej zdeterminowany, by bronić swojego stanowiska – o kolejności wystąpień decydowała kolejność zgłoszeń.
A media znane z popierania proaborcyjnego kursu nagrały awanturę o Hitlera i… pojechały. Lub przemilczały wysłuchanie publiczne, nie wspominając o nim ani słowem – a przecież takiego wydarzenia nie było od lat. Niestety, PiS nie miał wystarczająco dużo odwagi, aby podobne zorganizować.

Jak bronić życia?
Wraca zasadnicze pytanie: jak mówić o ochronie życia? „Naziści” są chwytliwi, pożyteczni do telewizyjnej setki, czyli parosekundowego nagrania. Zresztą, czy to porównanie nie jest słuszne? – ktoś zapyta. W wyniku aborcji zginęło więcej ludzi niż podczas wszystkich wojen i konfliktów zbrojnych – ktoś odpowie. I ma rację. Popatrzmy jednak na skutki narracji wojennej. (Wiem, że są ludzie, których taki mocny przekaz nawrócił). Szkoda, wielka szkoda, że ruch pro-life znowu, po raz kolejny sprowadzono do Norymbergi i Adolfa Eichmanna. Przecież my – jestem częścią tego ruchu – mamy więcej do powiedzenia! Ale fenomenalne wystąpienia lekarzy, prawników, diagnostów laboratoryjnych, farmaceutów, naukowców, społeczników znajdą już tylko zdeterminowani (np. na www.pro-life.pl). Tylko najbardziej wytrwali odszukają rzetelne badania postaw Polaków – a te od ponad 20 lat prowadzi CBOS. Aborcji na żądanie nie popiera 70 proc. obywateli, jak mówiły jej zwolenniczki, ale 29 proc. Jedynie dociekliwi poznają najnowsze osiągnięcia perinatologii, dowiedzą się o psychologii i pedagogice prenatalnej, które kilkadziesiąt lat temu zaczęły się rozwijać nie za oceanem, ale tutaj, u nas, w Polsce. Dziś tak wiele wiemy o rozwoju w łonie matki. Podziały komórkowe, organogeneza (tworzenie narządów wewnętrznych), ból płodu – można czerpać garściami. Dalej, nieliczni poczytają o nowoczesnej, na światowym poziomie terapii płodu, którą oferuje za darmo, na NFZ, pięć polskich ośrodków. I pewnie tylko garstka osób dotarła do wystąpienia Marty i Andrzeja oraz ich pełnoletniego syna z zespołem Downa, Szymona, który powiedział tyle, ile dał radę: „Jestem szczęśliwy. Kocham mamę i tatę”.
Wysłuchanie publiczne jest instrumentem demokracji – dobrze, że po niego sięgnęliśmy. A dziecko nienarodzone to miara demokracji. Już 13 maja 1989 r., w przededniu pierwszych wolnych wyborów, Tadeusz Styczeń SDS pytał: „Kto wskaże nam i zagwarantuje autentyczny kształt demokracji, gdy nadejdzie dzień wielkiej odpowiedzialności, dzień, w którym sami będziemy mogli o tym kształcie zdecydować? Kto może nas ustrzec od popełnienia błędu, który popełnili inni? Może to uczynić jedynie on, Nienarodzony. Tylko wtedy, kiedy nikt z najmniejszych nie będzie się musiał lękać naszej demokracji, my nie będziemy się musieli lękać o kształt naszej demokracji. To jedyny dla niej niezawodny test prawdy”.

---

MAGDALENA GUZIAK-NOWAK
Dziennikarka, autorka kilku książek, w tym Dzieci z serca o rodzicielstwie zastępczym i adopcyjnym. Dyrektor ds. edukacji i sekretarz zarządu Polskiego Stowarzyszenia Obrońców Życia Człowieka. Zajmuje się pozytywną edukacją pro-life, organizuje konkursy dla dzieci, młodzieży i studentów, konferencje popularnonaukowe, webinary, wydaje materiały drukowane.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki