O kazuje się, że całkiem sporo. Dane te znajdują się zresztą nie tylko w pismach tego autora, ale pojawia się on także w Liście do Kolosan św. Pawła i pismo to potwierdza przesłanki, jakich dostarcza grecki tekst Ewangelii. Zacznę więc od tej właśnie warstwy – języka i sposobu konstruowania opowieści.
Elegancko i z klasą
Z czterech Ewangelii to właśnie Łukaszowa jest napisana najlepszą greką. Nadto autor doskonale wiedział, jak wykorzystać język do przekazania tego, co chciał powiedzieć. Jest to zresztą opinia nie tylko współczesnych specjalistów, ale już św. Hieronima, dla którego ten język nie był ani martwy, ani egzotyczny. Zresztą misterność tych dwóch dzieł nie kończy się na tym. Łukasz, z jednej strony, już we wstępie do Ewangelii oświadcza, że postanowił wszystko zbadać dokładnie i opisać po kolei (Łk 1, 3), z drugiej – świadomie rezygnuje z przedstawienia działalności Jezusa w sposób stricte historiograficzny, a robi to, aby oddać istotę Jego dzieła – zbawienie świata. W tej Ewangelii działalność Chrystusa trwa zaledwie rok (o tym, że były to trzy lata, wiemy przede wszystkim od św. Jana) i cała jest jedną wielką drogą do Jerozolimy. Mamy więc do czynienia z narastaniem napięcia do momentu katharsis, którym jest Pascha Pana, po czym w Dziejach z tego właśnie miasta Kościół rozprzestrzenia się na cały świat. Zresztą Łukasz, jak się zdaje – świadomie, nie zamyka Dziejów Apostolskich. Mają one otwarte zakończenie, jakby zapraszające do tego, by pisać ciąg dalszy.
Tego typu podejście do opowieści było jednym z przyjętych wówczas sposobów pisania historii. Można było napisać coś w rodzaju kroniki albo położyć nacisk na sensie wydarzeń. Dlatego Łukaszowa deklaracja z prologu Ewangelii jest całkowicie poprawna, co więcej – wskazuje na to, że deklarujący doskonale wiedział, jak zgodnie z przyjętą w jego epoce szkołą należy tego typu dzieła pisać. O tym świadczą także dedykacje: na początku Ewangelii i ta otwierająca Dzieje. Dzieła te miały powstać dla dostojnego Teofila, który równie dobrze może być postacią historyczną, jak i każdym wierzącym, bo to imię to nasz swojski Bogumił – ktoś miły Bogu.
Wszystkie te cechy świadczą o tym, że Łukasz miał gruntowne wykształcenie. Nosił greckie imię (Loukas), więc mógł być Grekiem albo pochodzić z rodziny mieszanej, co by tłumaczyło świetną znajomość języka. W Dziejach Apostolskich umieścił bardzo dokładny opis gminy w Antiochii Syryjskiej, co wskazuje, że właśnie z niej się wywodził, co z kolei rozstrzyga na rzecz pogańskiego pochodzenia. Co więcej, zostawione przez niego teksty wskazują także na to, jaki wykonywał zawód.
Medycznie rzecz ujmując
To, że Łukasz Ewangelista był lekarzem, jest powszechnie znane. Warto jednak wiedzieć, na czym ta tradycja się opiera. Na pewno wskazuje na ten zawód św. Paweł we wspomnianym Liście do Kolosan, w który wspomina o umiłowanym lekarzu Łukaszu (Kol 4, 14). Skąd jednak przypuszczenie, że chodzi o ewangelistę? List ten był pisany podczas pierwszego uwięzienia apostoła w Rzymie, na początku lat sześćdziesiątych I wieku. Kiedy zaś popatrzymy na końcówkę Dziejów Apostolskich, które kończą się właśnie w momencie, kiedy Paweł dociera do Rzymu i tam oczekuje na wyrok cezara, zobaczymy, że od początku dwudziestego pierwszego rozdziału zmienia się forma orzeczenia – pojawia się druga osoba liczby mnogiej. Autor opisuje więc wydarzenia, w których brał udział. A to oznacza, że znalazł się w stolicy Imperium razem z apostołem, jak to ten ostatni podaje, pisząc do Kolosan.
Nadto Łukasz zdradza się ze swoim zawodem już w Ewangelii. Stosuje specjalistyczne słownictwo medyczne, jako jedyny podaje, że Jezus na krzyżu pocił się krwią, często też ukazuje Go jako lekarza, i to skuteczniejszego niż inni – to w tej Ewangelii pojawia się dopisek, w scenie uzdrowienia kobiety cierpiącej na krwotok, o tym, że wydała całe mienie na lekarzy i wiele od nich wycierpiała.
W tej księdze Nowego Testamentu także częściej niż w pozostałych pojawia się temat miłosierdzia: Łukasz jako jedyny przekazuje przypowieści o zagubionej drachmie i miłosiernym ojcu, szerzej znaną jako ta o marnotrawnym synu, tylko u niego znajdziemy historię Zacheusza. To przesłanka ukazująca, tak to czytam, motywację, dla której ewangelista wybrał taki a nie inny zawód – chciał pomagać ludziom, wybawiać ich od cierpienia. Może dlatego to właśnie motyw Chrystusa jako zbawcy był dla niego tak istotny, że dla podkreślenia tej prawdy tak a nie inaczej skonstruował swoją Ewangelię. I dlatego też tak ważne było dla niego opowiadanie o Nim jako leczącym beznadziejne przypadki.
Kobiety i śmiech
Na koniec dwa lżejsze tematy. Po pierwsze, Łukasz jest feministą, a precyzyjniej rzecz ujmując – w jego tekstach pojawia się o wiele więcej kobiet niż u pozostałych synoptyków i są opisywane z dużą sympatią. Autor podkreśla rolę tych, które towarzyszyły Jezusowi i wspierały Jego działalność, w tym finansowo (Łk 8, 3), pisze, że trwały przy Nim pod krzyżem, ale najmocniej chyba rolę kobiet i naszą zdolność do zawierzenia Bogu oddaje w pierwszym rozdziale Ewangelii. Opisany tam mężczyzna, Zachariasz, wykazuje się brakiem zaufania w Boże słowo, za to dwie kobiety: Maryja i Elżbieta, okazują się podatne na słyszane wezwanie, Duch może w nich swobodnie działać. Do tego są opisane jako sprawcze i podejmujące samodzielne decyzje. Podobnie będzie po zmartwychwstaniu, kiedy ucieszone spotkaniem z Panem kobiety biegną z dobrą nowiną do mężczyzn zamkniętych w Wieczerniku, a ci nie dają im wiary. Tylko Piotr idzie do grobu, ale jakby ukradkiem.
Również w Dziejach widać Łukaszowe wyczulenie na kobiety i wielki szacunek dla nich. Przejawia się on chociażby w tym, że kiedy autor księgi pisze o żydowskim małżeństwie wygnanym z Rzymu i potem współpracującym z Pawłem w głoszeniu, zdarza mu się podawać jako pierwszą Pryscyllę, nie jej męża, Akwilę (Dz 18, 26).
Po drugie, w opisach Łukasza widać cudowne, lekko uszczypliwe poczucie humoru. Był wyczulony szczególnie na zabawne sytuacje i żeby to dostrzec, trzeba wykorzystać wyobraźnię. Chociażby taka historia: Piotr zostaje cudownie uwolniony z więzienia, dociera do domu, gdzie przebywają inni wierni, i zaczyna się dobijać do drzwi. Jedna z dziewczynek zbiega na dół, widzi go i z tej radości, zamiast mu otworzyć, biegnie na górę dać znać innym, że apostoł jest na dole i stuka. To wywołało dłuższą debatę teologiczną, kto tam stoi (zabrakło chyba w gronie kobiety, która by podeszła do sprawy praktycznie), „a Piotr kołatał dalej” (Dz 12, 12–17), notabene narażając się na ponowne zatrzymanie. Nieodmiennie bawi mnie też, już z opowieści o drodze do Emaus, rzucone do Jezusa zdanie: „Ty chyba jesteś jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało!” (Łk 24, 18). Kto jak kto, ale On na pewno wiedział!
Pozabiblijna tradycja przypisuje Łukaszowi także bycie malarzem. Na pewno malował słowem i robił to po mistrzowsku, zostawiając przy tym na dziele swój wyraźny ślad, chociaż w samej opowieści ukrywa się w cieniu. Nawet jeśli to on szedł z Kleofasem do Emaus, nie wiemy tego na pewno, podobnie w Dziejach Apostolskich opisuje działalność Pawła, daje delikatnie, przez zmianę gramatyczną w orzeczeniu, znać, od kiedy jest naocznym świadkiem wydarzeń. To prawdziwy artysta, o niepodrabialnym stylu.