Rewelacyjny był werdykt tegorocznej nagrody Nike, przyznający tę jedną z najbardziej prestiżowych nagród literackich w Polsce Urszuli Kozioł za tom Raptularz. To wyróżnienie cieszy tym bardziej, że poetka była nominowana do tej nagrody już piąty raz (wcześniej za tomy Supliki w 2006, Przelotem w 2008, Klangor w 2015 oraz Ucieczki w 2017 roku). Z jednej strony można powiedzieć, że to najwyższy czas, bo to artystka już po dziewięćdziesiątce, z drugiej ta częstotliwość nominacji pokazuje, jak ważną poetką jest Kozioł dla polskiej literatury. Wszakże jest literatką nie tak znaną jak Wisława Szymborska, zapewne na wyrywki nie wymieniliby jej państwo w gronie rozpoznawalnych poetów XX wieku takich jak Miłosz, Różewicz czy Herbert. Inna sprawa, że znała ich wszystkich, bo jej działalność, także pozaliteracka, sprawiała, że była wciąż w ich orbicie i to jako osoba i poetka bardzo poważana.
Docenić poezję
Tegoroczna nagroda Nike znów odwraca nasz wzrok w kierunku poezji, co jest istotne o tyle, że nagroda ta jest często nazywana trampoliną dla książek, o których słyszy się mało, a dzięki której zyskują one popularność. Mój ulubiony ostatnio test na prawdziwość tej tezy: chwilę po ogłoszeniu laureatki tomiki jej poezji zniknęły ze wszystkich bibliotek w moim mieście, zostały tylko egzemplarze w czytelni. W historii nagrody, która przyznawana jest rokrocznie od 28 lat, poezja została nagrodzona osiem razy. Czy to dużo, czy mało? Raczej niewiele. Znamienne, że zarówno wybory jury, jak i wybory czytelników zdominowane są przez powieści bądź opowiadania i reportaże. Świadczy to o tym, że naszą świadomość literacką budują utwory fabularne lub przedstawiające opisy wydarzeń z rzeczywistości. Subtelność poezji nie jest w cenie. Do tego zła obecność literatury w szkole w ogólności, a poezji w szczególności, trudności w jej analizie i interpretacji sprawiają, że po tomy poetyckie sięgają zapaleńcy, czytelnicy o szczególnej wrażliwości, raczej niemający wielu współwyznawców. A tu proszę – jest nagroda literacka, są wywiady i przypominanie tej intrygującej postaci polskiej literatury.
Do tego tegoroczne zainteresowanie nagrodą wzmocnione było przez skandal wokół osoby jednej z jurorek z wyrokiem sądu za mobbing w miejscu pracy. Przemoc w środowiskach kultury to bardzo szeroki temat, może dla większości z nas zbyt hermetyczny. Napominam tu jednak o tej sprawie dlatego, że tegoroczna laureatka jest zupełnym przeciwieństwem osób przemocowych w kulturze – ma w sobie wiele elegancji, osobistej kultury i pewnego ciepła, na które wskazywali także jej współpracownicy.
Zadomowić się w ciszy
Na scenę w warszawskiej Bibliotece Uniwersyteckiej weszła Urszula Kozioł, lat 93. Jej drobne, kruche ciało samo ma w sobie coś z poezji; na ozdobionej uśmiechem, pomarszczonej twarzy rysuje się spokój i mądrość. Wśród jazgotu codzienności przejmujące są wygłoszone przez nią słowa: „Dzielimy się słowem, dzielimy się tym, co stwarza dobro, tym, co daje nam ciszę, taką niesamowitą ciszę. Taką, że kiedy to czytamy, czujemy, że jest to nam potrzebne. Że nie musimy cały czas gadać, gadać, gadać. Trzeba się czasem zamyślić, pozwolić, żeby to ciche zamieszkało w nas”. Wydaje się paradoksalne, że osoba, której głównym zajęciem jest „nachylanie ku sobie słów”, dostrzega w ich działaniu potencjał do milczenia, do wprowadzania ciszy. Mamy przecież przeświadczenie, że żyjemy w czasie nadprodukcji słów, że wylewają się one ze wszystkich zakamarków. Taka jest jednak poezja i poetka nam to w porę przypomina – że wiersze, te szczególne wiązanki słów, pomagają nam skupić naszą myśl, naszą uwagę, ba! nawet naszą duszę na tym, co jest większe od nas, wobec czego jedyną godną i właściwą postawą jest pozostawanie w milczeniu. Ta postawa ma nas prowadzić do zdrowego nawyku zadomowienia się ciszy w nas. Wtedy może przyjść do nas słowo, to jedyne – to, które nami poruszy. Poetka mówi w swojej twórczości, byśmy pamiętali te wyjątkowe słowa, bo ich wspomnienia wywołują z przeszłości te naprawdę piękne i wartościowe momenty oraz ludzi.
Raptularz (łac. raptularius, od raptus – porwanie, gwałtowne zabranie czegoś) to rodzaj brudnopisu czy notatnika, który dawniej służył do zapisywania różnych bieżących spraw, np. domowych, finansowych, urzędowych. Określeniem tym nazywano także spis myśli, wierszy czy zasłyszanych anegdot. Nadanie takiego tytułu ostatniemu tomowi poezji Urszuli Kozioł jest uzasadnione także przez formę tej poetyckiej książki – wrocławska poetka zestawia w nim wiersze nowe ze starymi, niektóre pokazuje nam we fragmentach, do innych coś dopowiada. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy jako strategię pisania poezji przedstawia Kozioł spieszne zapisywanie wiersza, tak by go nie utracić. Po odebraniu nagrody mówiła wręcz, że wiersza się nie wysiaduje, przychodzi jak gość i trzeba go „złapać”, bo następnego dnia może być już zupełnie inny. Znów wraca „łapanie” słów, zapamiętywanie ich i utrwalanie.
Zamknąć świat w porządku wersów
Pisarce Annie Augustyniak tak mówiła o tworzeniu tomu Klangor, napisanego po śmierci męża, z którym spędziła 50 lat życia: „Nie mogłam dłużej milczeć. Słowa dławiły się płaczem i wytrącały z ręki długopis. Gromadziły się porozsypywane po domu na karteluszkach ze strzępami zaczątków wierszy. Całymi miesiącami szukałam po omacku drogi wyjścia z tego zakleszczenia. Nie potrafiłam dać ujścia temu, co bezsłownie wzbierało we mnie i mnie obezwładniało. Już zabrakło mi łez. A kiedy brakuje łez, płacze się słowami”.
Sprawczość słowa w poezji Kozioł jest zjawiskiem wyjątkowym, podczas gdy raczej spotykamy się z daleko idącą nieufnością wobec słów, bądź przekonaniem o ich kłamliwej naturze, względnie o bezsilności słowa wobec tego, czego człowiek doświadcza. Poezja może jeszcze coś utrwalić, choć czasami w niedoskonały sposób, jak w wierszu Ślady na piasku: „Ocalały na piasku mokry ślad twojej stopy / chciałam kiedyś odcisnąć wierszem, by w nim pozostał. / Ale burzą wezbrane poszarpały go wody, / więc w tym wierszu już tylko piasku szorstki mam osad”. Może nie zawsze się uda, ale zawsze warto próbować pozwolić słowu zamknąć nasz świat w porządku wersów.
To również poezja, w której strofach mieści się wielkie bogactwo przyrody: róż, maciejek, mchu, motyli kwiatów, zwierząt, krajobrazów i innych dobrodziejstw natury. Kozioł prowadzi z nimi dialog, „zaczepia” przyrodę, chcąc, by objawiła ona swoją tajemniczą naturę – lot motyla ubiera na przykład w zaskakującą pointę o jego pracy: „Gdy się zjawił biały motyl w ogrodzie / zapłonęły goździki namiętne / nenufary przejrzały się w wodzie / bo się zlękły, / że nie są dość piękne, / tulipany przeginały szyje / (któż się oprze egzotycznym ich ustom?) / ale motyl wybrał kapustę. / Musi utrzymać rodzinę” (Biały motyl).
Poezja Urszuli Kozioł jest też celna, często genialna w swojej prostocie, patrz: niezwykły dwuwiersz: „Jeszcze mi nie bądź / Jeszcze mi się zdawaj”. Bowiem poezja ma moc, szczególnie wtedy, gdy poetka bierze do ręki pisak/patyk/długopis, by od niechcenia gryzmolić. „albo żeby posuwać nim do przodu litery / jakbym chciała przeliterować świat / chcąc go uczynić czytelniejszym bodaj trochę / i tym sposobem bodaj trochę popchnąć go do przodu”.