Logo Przewdonik Katolicki

Liczenie wierszem

Szymon Bojdo
fot. PIOTR ZAJAC/REPORTER/east news

Minimalistyczna poezja Krystyny Miłobędzkiej dotyka tego, co maksymalne, rzeczywistości, która wymyka się zmysłom.

Moje pierwsze spotkanie z poezją Krystyny Miłobędzkiej odbyło się w ascetyczno-naukowej ciszy studenckiego mieszkania, kiedy moja znajoma, tak jakby do pitej właśnie kawy przyniosła mi wiersz. Mówi: „bierz, czytaj”, a ja patrzę na kartkę i oczom nie wierzę:
wiersz-2.png
Taki właśnie był zapis tej poezji i pamiętam jak dziś, że pół wieczoru siedzieliśmy i próbowaliśmy ów wiersz rozszyfrować. Pewnie to doświadczenie wielu adeptów polonistyki ostatnich dwóch dekad, a powyższy zapis to tytuł wiersza (Wiersz głęboki) będący przykładem poezji konkretnej, w której samo tworzywo słowa, niewyczerpane wręcz możliwości znaków, a może właśnie jej brutalna ograniczoność stają się materią wiersza. Ten utwór pochodzi akurat z tomu wszystkowiersze, wydanego w 2000 r., po kilkuletniej przerwie w wydawaniu tomów poetyckich, każdy z nich jest przemyślanym konceptem – wiersz róża przypominający wizualnie ten kwiat, jakby wznoszący się do lotu wiersz wróbel, a nawet samopiszący, samo się skreślający wiersz doskonały.
Miłobędzka delikatnie, ale konkretnie przesuwa granice poezji, ogarniając nią kolejne obszary rzeczywistości. To bardzo współgra z ogłoszonym w tym samym roku tomem Imiesłowy. Imiesłów sam w sobie jest pewnym dziwem w języku – niby to czasownik, w formie nieosobowej, ale ma pewne cechy przymiotnika czy przysłówka. Takim słowem można uchwycić znaczenie, które jest obecne gdzieś obok nas, a może nadać „imię” słowu. Poezja w takim ujęciu jest ciągłym zadawaniem pytania „Co to znaczy?”. To szukanie tych znaczeń, które udało się wyrazić, i tych, które są dla nas nieuchwytne. To z tego tomu pochodzi motto najnowszego wyboru wierszy Miłobędzkiej: „Gdyby ktoś przeczytał to co niezapisane i zapisane./ Gdyby te rozrzucone kawałki po swojemu połączył./ Gdyby ktokolwiek jakkolwiek zechciał to sobie…”
Tak nas pusto

ręka w rękę, miłość w miłość, oddalamy się gubimy
w odrobinach
my nie my odrobiny, ledwo uściśnięte a już zdmuchiwane
a już o gruchawkę w sercu ciszej
po nas
z tego prochu kurzu, nie trzyj oczu, gdzie jesteś, tak cię pusto

(z tomu Dom, pokarmy, 1975)


Opowiedz mi swój świat
Z rozrzuconych kawałków świata, kawałków języka, znaczeń i słów poetka składa to, co zapisane już od 60 lat. W minionym roku otrzymała Nagrodę Literacką Miasta Poznania – Nagrodę im. Adama Mickiewicza. Urodzona w 1932 r. w Margoninie koło Chodzieży, dziś mieszka w podpoznańskim Puszczykowie. Studiowała i pracowała także we Wrocławiu (tu mieszkała w latach 1973–1993), Koszalinie, Wałbrzychu. Miasto Poznań przyznało jej w 2009 r. Nagrodę Artystyczną, a w 2013 r. Miłobędzka została laureatką Wrocławskiej Nagrody Poetyckiej „Silesius”. W latach 1994-1995 prowadziła na UAM zajęcia dla studentów: „Tekst i scena” oraz „Pisanie dramatu”. To z powodu pracy nad dramatem dla dzieci, badaniem i tworzeniem go, jej dzieła nazywane są „grami słownymi dla teatru” i zostały wydane w książce Gdzie baba siała mak. Gry słowne dla teatru. Jej sztuki wystawiane były w Poznaniu, Słupsku, Chorzowie, Bielsku-Białej. Wydano nawet płytę z jej tekstami poetyckimi, do których muzykę stworzył Wacław Zimpel.
Nie da się wyrazić w paru akapitach tak bogatego życia i niezwykłej twórczości, tworzonej równolegle z piastowaniem posady sekretarza redakcji kwartalnika „Prace Instytutu Technologii Drewna” w Poznaniu, byciem przedszkolanką czy bibliotekarką, bądź konsultantką literacką w teatrach. Można mi zarzucić poprzez przytaczanie tych faktów jakiś nadmierny biografizm, szkolne szukanie tego, „co poeta miał na myśli?”, gdy już dawno wiemy, że autor odseparowany jest od swego dzieła. Jednak ja wczytując się w jej poezje, staram się usłyszeć głos Krystyny Miłobędzkiej (którego jako żywo nigdy w życiu nie usłyszałem). Robię to, bo nie mogę przestać oprzeć się wrażeniu, że to poezja, w której ktoś opowiada mi swój świat. Co więcej, mogę zaobserwować przemiany tego świata, węzłowe momenty, narodziny dziecka, chwile trudności. To opowiadanie bardzo intymne, jak wyznania, które mówi się tylko nocą, komuś, z kim możemy zostać sam na sam i możemy do niego mówić w ciemności. Jakże to niezwykłe, że odbiorcami tych wyznań stajemy się także my, czytelnicy.
Nie są to jednak takie wyznania, w których nie moglibyśmy się odnaleźć, są bardzo uniwersalne, to jakby odnaleziona w głowie refleksja, która wyjaśnia naturę świata. Tak jak w wierszu z tomu Po krzyku (2004): „największym odkryciem wydaje mi się szare, brudne światło/ o którym mówimy jasno/ i mała przestrzeń, którą potrafimy naraz zobaczyć/ wszystko dookoła jest zadziwiająco na swoim miejscu/ tak łatwe, że chciałoby się wyjść zaraz znowu po sprawunki”. Są takie momenty, lśnienia, natchnienia, kiedy to, co wydawało się porozrzucane, nabiera jakiegoś porządku, to, co zdawało się chaosem otaczającego nas świata, okazuje się naszym bałaganem. Słowa pomagają nam to ułożyć na właściwym miejscu.

jest rosnące drzewem
jest płynące
jest biegnące, jest latające
jest od początku
jest nie tak
jest nie to, jest nie do końca
jest nie ma, jest jest
jest – jestem 
świat z Tobą 

(z tomu Gubione, 2008)


Poznawanie siebie
Jest jednak w tej poezji pewna doza niepokoju, której lubię doświadczać, choć wyrywa mnie ona zawsze z własnych stref bezpieczeństwa. Jest na przykład takie zdanie w tomie Pamiętam (zapisy ze stanu wojennego) (1992): „Uśmiech nad przepaścią”. Poprzedzają je słowa o drodze pomiędzy dwoma osobami. Przyglądam się temu zatrzymanemu uśmiechowi nad przepaścią: czy to uśmiech przed decydującym krokiem? A może uśmiech ulgi, bo w porę się zatrzymało? A może narastający grymas niepewności? Takich momentów znajduję u Miłobędzkiej dużo więcej, wracają one do mnie i czasami dyskretnie zmieniają znaczenia.
Możemy ich szukać w nowym wyborze, o którym już wspomniałem, jest/jestem, którego podstawą są poszczególne tomy poetyckie Krystyny Miłobędzkiej – od debiutanckich Anaglifów 1960) po teksty, które autorka przygotowuje z myślą o książce więcej nic. Biała księga ze złotymi refleksami i motywem piasku na okładce, tak częstym również w poezji Miłobędzkiej, jakby samo pisanie było jakoby kreśleniem liter na piasku, może zapisywaniem ich przez dziecko, które często prowadzi nas w tych wierszach, ze swoją niewinnością, oryginalnymi zasadami, życiem w poprzek tego, jakie są reguły życia dorosłych. O twórczości Miłobędzkiej pisze redaktor tego tomu, Jarosław Borowiec: „Pisanie zawsze było i jest dla niej poznawaniem siebie i świata. Próbami nazwania uczuć i myśli. Poznawaniem, doświadczaniem w języku, nauką mówienia”.
Ja dodam jeszcze od siebie, że jest to poezja, która jest liczeniem. Wiersze te „liczą” świat, odmierzają go, słowa niczym metaforyczne szale odmierzają to, co jest i pokazują, czego nie ma. Albo czego nie dostrzegamy, co nie jest dostępne dla naszych zmysłów, czego oko nie widziało i ucho nie słyszało, a serce człowieka może pojąć tylko dzięki niezwykłej mocy poezji.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki