Logo Przewdonik Katolicki

Opowieść o wspomnieniach

Marta Szostak
Koncert Hani Rani w Palladium, Warszawa, 26 listopada 2021 r. | fot. Jacek Domiński/Reporter/East News

Muzyka jest dla niej ucieczką od codziennego pędu, zgiełku i chaosu. Tworząc schronienie dla samej siebie, Hania Rani tworzy je i dla wielu z nas.

Pewnie, że portretując można opierać się na faktach z gatunku informacyjnych. Że kompozytorka, pianistka i producentka. Że absolwentka warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w klasie fortepianu, że zdobywczyni czterech Fryderyków (rok 2020, kategorie: album roku alternatywa, nowe wykonanie, fonograficzny debiut roku i kompozytor roku) oraz nagrody w konkursie głównym Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, i że nagród, które zdobyła, było wiele więcej. Że związana jest z dwiema prestiżowymi wytwórniami – Gondwana Records i Deutche Grammophon i że we wrześniu tego roku światło dzienne ujrzała jej dziesiąta już płyta. Że jej muzykę od kilku lat usłyszeć możemy również na ścieżkach dźwiękowych polskich filmów fabularnych, takich jak Inni ludzie (rok 2021, reżyseria Aleksandry Terpińskiej, na podstawie powieści Doroty Masłowskiej) czy Śubuk (rok 2022, reżyseria Jacka Lusińskiego). Że supportowała i nagrywała wspólnie z Ólafurem Arnaldsem, jednym z najbardziej rozpoznawalnych i charakterystycznych twórców ambientu. Że choć współtworząc scenę polskich artystów młodego pokolenia, przeszła długą i piękną drogę, ani na chwilę nie przestała być wierna sobie.
A gdyby tak poza informacjami spróbować podejść do tego portretu od strony samego płótna? I wykorzystać to, co się na nim przez lata pojawiało, i pozwolić temu właśnie poprowadzić pędzel i dobrać kolory?
Hania Rani (a właściwie Hanna Maria Raniszewska) z końcem września wydała swój najnowszy album zatytułowany Nostalgia. Jeśli mielibyście (a mam nadzieję, że mieć będziecie, bo tego właśnie dotyczy mój plan) chęć zapoznać się z nią po kawałku, zanim zdecydujecie, czy macie ochotę zanurzyć się w tęsknocie, pozwólcie, że zaproponuję tych kawałków kilka.

Spotkania z pomnikami
Nie będę pytać, czy znają Państwo Białą flagę, Mamonę czy Śmierć na pięć Republiki; Grzegorz Ciechowski to artysta, który w ten czy w inny sposób zaistniał w świadomości niemal każdego z nas, niezależnie od muzycznego doświadczenia, preferencji czy pokolenia, które przyszło nam reprezentować. Nieszablonowy, charyzmatyczny i utalentowany ponad wszelką miarę zostawił po sobie dziedzictwo, które inspiruje kolejnych twórców i twórczynie. Zawsze ogromnie ceniłam sobie reinterpretacyjną… może nie tyle odwagę, ile brak lęku przed wkroczeniem na pozornie nienaruszalny teren. Brak lęku połączonego z karykaturalno-fanatycznie rozumianym respektem, powstrzymującym przed opowiedzeniem na nowo doskonale znanych nam historii, które w tej konkretnej postaci odcisnęły trwały ślad w naszych umysłach i sercach. A skoro już raz odcisnęły, to przecież nikt i nigdy nie powinien myśleć chociażby i o tym, by obok tego śladu postawić swój. Nowy, inny. Taki, który możemy zauważyć, obejrzeć, zinterpretować po swojemu i poczuć, nie zestawiając go z oryginałem i nie zakładając z góry, że ponieważ nie jest nim, nie niesie za sobą żadnej wartości.
Ralph Kamiński i Kora, Marcin Januszkiewicz i Perfect, Lady Pank, Maja Kleszcz i Osiecka, Hania Rani, Dobrawa Czocher i Republika – oni wszyscy, a oprócz nich wielu innych, wyszli na spotkanie pomnikom i zrobili to doskonale. Tak jak chcieli, tak jak czuli, blisko, prawdziwie i po swojemu. Bez obaw o zbrukanie, bez lęku przed porównaniem. Swoim głosem… albo dwoma głosami, tak jak zrobiły to Raniszewska i Czocher na pochodzącej z 2015 r. płycie Biała flaga. Republika na fortepian i wiolonczelę, bez wokalu, bez tekstów – wyobrażacie to sobie? Kameralna, jeszcze bardziej intymna, czuła, nostalgiczna… Przepiękna. Kawałkiem, który chciałabym, byście zabrali ze sobą, jest Odchodząc. Bardzo, bardzo polecam.

Jak w domu
Kombinacje z płyty Mi, nagranej w 2018 r. z wokalistką i autorką tekstów Joanną Longić, to kolejny przystanek do poznania Rani. Być może zaczniecie już sobie tkać sieć połączeń, albo chociaż – wyobrażać sobie jej kształt. Tym razem skład jest już nieco większy, bo oprócz fortepianu i głosu mamy także smyczki, nadal jednak całość utrzymana jest (i będzie) w nurcie minimalizmu. Repetytywność, brak wyraźnej dramaturgii rozkładającej się pomiędzy zbudowaniem napięcia, jego kulminacją i rozwiązaniem – między innymi to właśnie te cechy kompozycji Raniszewskiej sprawiają, że odbierane mogą być one jako kojące. Sama artystka podkreśla zresztą w wywiadach, że muzyka jest dla niej ucieczką od codziennego pędu, zgiełku i chaosu. Tworząc schronienie dla samej siebie, tworzy je i dla wielu z nas. Warto przyjąć to zaproszenie i zobaczyć, na ile i jak bardzo będziemy mogli poczuć się w nim jak w domu.

Coś trwałego na przyszłość
Ghosts to z kolei utwór z płyty, dla której w ogóle się tu dziś zgromadziliśmy. 6 października 2023 r., a więc w dniu premiery trzeciego solowego albumu Raniszewskiej, w ważnym dla niej miejscu, jakim przez lata stało się Studio Koncertowe Witolda Lutosławskiego w Polskim Radiu, artystka zagrała niezwykły koncert. Zaprosiła do niego grono utalentowanych muzyków – kontrabasistę Ziemowita Klimka oraz zespół smyczkowy w składzie: Karolina Gutowska, Jan Pietkiewicz i Marta Piórkowska na skrzypcach, Paweł Czarny i Tomasz Rosiński na altówkach, Dobrawa Czocher, Marianna Sikorska oraz Mateusz Błaszczak na wiolonczelach. Rok później nagranie tego koncertu wraca do nas pod postacią Nostalgii, będącej opowieścią o wspomnieniach, a także, jak dowiedzieć możemy się z opisu płyty w materiałach prasowych – „O uczuciu nostalgii i tęsknoty, o pięknie, które niesie pocieszenie, jak i o tym, które niszczy. Jest próbą przekształcenia niewypowiedzianego wrażenia z przeszłości w coś trwałego, co przysłuży się przyszłości”. Album uzupełnia zarejestrowany podczas londyńskiego występu Rani wspomniany już Ghosts. Eteryczny, poruszający i w jakiś przedziwnie ulotny sposób boleśnie piękny utwór, do którego powstał równie piękny teledysk (bardzo zachęcam do obejrzenia!).
Cały ten album w doskonały sposób mieści w sobie to, co od lat podarowuje nam Raniszewska, a co trudno ująć w kilku podsumowujących zdaniach, bo wszystkie zdają się niewystarczające. Świadome, czułe i intymne połączenie elektroniki z akustyką, minimum powtarzalnej, choć jednocześnie stale intrygującej formy przy maksimum wyrazu, kameralne środki przyczyniające się do stworzenia monumentalnego niemal przekazu – mogę próbować to wszystko uchwycić, ale w tym miejscu postawię już kropkę. Idźcie i słuchajcie. To wystarczy.

---

Nostalgia
Hania Rani
Nopaper Records 2024

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki