Znacie Hodżę Nasreddina? Jak nie, warto poznać – to wędrowny filozof i mędrzec z Anatolii, muzułmanin, na wpół legendarny, ale za to posiadający pełnię inteligentnego humoru. Pewnego dnia przejeżdżał na swoim osiołku obok rzeki i zobaczył na jej brzegu wielkie i hałaśliwe zbiorowisko ludzi. Zaintrygowany podjechał bliżej i na podstawie okrzyków tłumu domyślił się, że trwa właśnie próba uratowania jednego z najbogatszych ludzi z tamtego kraju. Tonął, jednak nie reagował na wołanie ratowników z łodzi: „Daj rękę!”. Hodża popatrzył, posłuchał i powiedział, że wie, jak pomóc. Zdesperowani (i zaintrygowani) ludzie wsadzili go do łodzi, a kiedy podpłynął do tonącego, wychylił się z łodzi i, wyciągając rękę, krzyknął: „Masz!”. Bogacz uczepił się dłoni Nasreddina i został ocalony.
Jest to, rzecz jasna, kpina z chciwości i skąpstwa, ale dla mnie ma drugie dno – historii o tym, na czym polega prawdziwe ubóstwo. Jak widać z tej historii, nie lokuje się ono w stanie posiadania, ale w sposobie patrzenia na rzeczywistość, a co za tym idzie – reagowania na nią.
Pełna treść artykułu w Przewodniku Katolickim 33/2024, na stronie dostępna od 12.09.2024