Jednym z ważniejszych w tej chwili tematów politycznych są spekulacje na temat decyzji Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), która do końca sierpnia ma zdecydować w sprawie subwencji budżetowej PiS. Partia powinna dostać ponad 30 mln zwrotu kosztów kampanii wyborczej oraz grubo ponad 20 mln rocznie przez kolejne cztery lata. Dostanie te pieniądze, jeśli sprawozdanie finansowe partii zostanie zaakceptowane przez PKW. A z tym jest coraz większy kłopot, ponieważ komisja ma coraz większe wątpliwości co do tego, jak PiS prowadził w ubiegłym roku kampanię wyborczą. Wszyscy słyszeli o nadużyciach w Funduszu Sprawiedliwości, polegających na tym, że duża część pieniędzy zamiast do ofiar przestępstw miała trafiać do okręgów wyborczych polityków Suwerennej Polski Zbigniewa Ziobry, w ten sposób zwiększając ich szanse w wyborach. PKW dopatrzyła się też innych nieprawidłowości – np. jeden z ministrów zatrudnił w kancelarii premiera jako urzędników osoby, które prowadziły mu kampanię wyborczą. W dodatku za publiczne pieniądze zlecano badania nastrojów przed wyborami. PO przypomniała piknik wojskowy z sierpnia zeszłego roku, na którym Jarosław Kaczyński zachęcał do głosowania na PiS. Tyle tylko, że piknik był finansowany przez MON, a nie przez PiS. A tu prawo jest surowe, bo mówi, że zachęcanie do głosowania na jakąś partię, albo zniechęcanie do innej, to agitacja wyborcza, czyli kampania wyborcza, którą wolno prowadzić tylko partiom i z której trzeba się rozliczyć. Wygląda zaś na to, że PiS nie znał umiaru w wykorzystywaniu na kampanię środków publicznych.
Wydaje się więc, że są powody do tego, by PKW ukarała PiS. Tyle że komisja musi mieć też świadomość konsekwencji takiej decyzji. Jesteśmy dziś w Polsce świadkami bardzo silnego konfliktu politycznego. PiS, gdy rządził, zwalczał wszelkimi metodami Platformę Obywatelską.
Ta obiecała, że jak wygra, rozliczy PiS i to robi. Premier Donald Tusk rzuca coraz to większe kwoty pieniędzy, które miały być zmarnotrawione przez PiS. Czy to jeszcze rozliczanie – które powinno się odbyć – czy już polityczna zemsta, to osobne pytanie.
W dodatku PiS sam zmienił ustawę o PKW i sędziów w niej zastąpił osobami wskazywanymi przez partie polityczne. Dlatego też decyzja PKW – jakakolwiek by była – będzie decyzją polityczną. I stąd moje wątpliwości. Z jednej strony za nadużycia władzy, za nadużycia środków publicznych w kampanii, należy się kara. I taka kara powinna być nauczką dla wszystkich, którzy by chcieli takich nadużyć w przyszłości. Ale z powodu głębokiej polaryzacji wyborcy PiS nie uznają decyzji PKW za słuszną karę, ale za element represjonowania partii, którą popierają. W tym sensie ta kara może nie przynieść dydaktycznego skutku, lecz jedynie pogłębić konflikt polityczny. Z drugiej strony brak kary dla PiS będzie sygnałem dla wszystkich, że można sobie w nieuczciwy sposób pomagać w wyborach wszelkimi metodami – oczywiście nie zamykając przeciwników do więzienia albo fałszując wybory, bo na szczęście z tym nie mamy w Polsce na razie do czynienia – i wszystko to ujdzie płazem.