Logo Przewdonik Katolicki

Literatura po katolicku

ks. Artur Stopka
fot. Andrei Kisliak/Getty Images

Był czas, gdy literatura katolicka była konkretnym i liczącym się dla wielu odbiorców zjawiskiem w kulturze. Czy bezpowrotnie odeszła w przeszłość? Niekoniecznie.

Co łączy Henryka Sienkiewicza, Zofię Kossak-Szczucką i Tomasza P. Terlikowskiego? Na przykład to, że według polskojęzycznej wersji Wikipedii wszyscy troje należą do kategorii „Polscy pisarze katoliccy”. Co prawda najpopularniejsza dziś sieciowa encyklopedia nie objaśnia szczegółowo, kim jest polski pisarz katolicki, ale w opisie szerszej kategorii „Pisarze katoliccy” można znaleźć wskazówkę, zgodnie z którą grupuje ona „pisarzy ze środowisk katolickich, w których twórczości tematyka religijna odgrywała istotną rolę”.

Co na to Sienkiewicz?
Jako kategorię powiązaną z „Pisarzami katolickimi” internetowe kompendium wiedzy wskazuje „Dziennikarzy katolickich”, do której przypisywani są dziennikarze ze środowisk katolickich, publikujący w prasie katolickiej. Mało kto dzisiaj pamięta, że przed laty toczyła się w naszej ojczyźnie całkiem poważna dyskusja, czy dziennikarze katoliccy w ogóle istnieją (lub czy powinni istnieć). Niektórzy z jej uczestników, obawiając się m.in. zepchnięcia do pewnej zamkniętej grupy, akcentowali, że są raczej katolikami, którzy zajmują się dziennikarstwem. Inni z dumą odnosili do siebie określenie „dziennikarz katolicki”, twierdząc, że oddaje ono ich tożsamość. Paradoksalnie we wspomnianej największej encyklopedii online do kategorii „Polscy dziennikarze katoliccy” zaliczono także tych, którzy wówczas niechętnie odnosili do siebie takie określenie.
Podobne wątpliwości i dyskusję można odnieść do pisarzy. Czy np. Sienkiewicz myślał o sobie jako o pisarzu katolickim? To prawda, że w jego twórczości (nie tylko w Quo vadis) znalazło się bardzo dużo wątków dotyczących chrześcijaństwa i Kościoła katolickiego. Prowadzony przez Instytut Adama Mickiewicza serwis Culture.pl, prezentując jego sylwetkę, stwierdził, że Rodzina Połanieckich jest „jawną apoteozą katolickiego tradycjonalizmu”, a w Quo vadis autor „odnosił się sceptycznie do współczesnej cywilizacji, gloryfikując zarazem Kościół katolicki”. Ojciec Andrzej Bielat OP nie zawahał się nawet w swej książce nazwać polskiego noblisty w dziedzinie literatury „apologetą chrześcijaństwa i obrońcą cywilizacji łacińskiej”.

Chodzi o konkretne zjawisko?
Skoro istnieją pisarze katoliccy, to czy istnieje również katolicka literatura? Gdyby potraktować Wikipedię jako pewien wskaźnik pojęć potrzebnych dzisiejszemu odbiorcy, to trzeba by stwierdzić, że brak w jej polskojęzycznej wersji takiego hasła sugeruje niewielkie zainteresowanie tematem. Nie ma go również w innych językach, w których tworzona jest sieciowa skarbnica wiedzy wszelakiej. Chociaż są wyjątki. Po angielsku istnieje hasło poświęcone amerykańskiej literaturze katolickiej. Natomiast w wersji francuskiej jest osobna strona zatytułowana „Odrodzenie katolickie (literatura)”.
Jeszcze w roku 2000 twórcy ósmego tomu firmowanej przez KUL Encyklopedii katolickiej nie mieli wątpliwości, że powinno się w niej znaleźć hasło poświęcone „katolickiej literaturze”. Według nich termin ten odnosi się do konkretnego zjawiska. Chodzi o literaturę powstałą w następstwie wspomnianego już nurtu odrodzeniowego w Kościele, który miał miejsce na początku XX stulecia.
Do twórców tak rozumianej literatury katolickiej na Zachodzie należą: Paul Claudel, François Mauriac, Sigrid Undset, Gertrud von Le Fort, Georges Bernanos, Julien Green i Gilbert Keith Chesterton. Niektórzy dopisują do tej listy również Grahama Greene’a.
Również wielu polskich autorów zalicza się do grona twórców literatury katolickiej. Na ich liście znaleźli się: wspomniana już Zofia Kossak-Szczucka, Jerzy Liebert, Wojciech Bąk, Karol Hubert Rostworowski, Władysław Jan Grabski, Antoni Gołubiew, Hanna Malewska, Jan Dobraczyński, Jerzy Zawieyski.

Kto wymyślił księdza Browna?
Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku nie brak było w Polsce czytelników, którym te nazwiska (zarówno zagraniczne, jak i krajowe) sporo mówiły.
Jak jest dzisiaj? Trudno znaleźć sondaż, który pokazywałby aktualną znajomość tych pisarzy. Podejmując prywatne próby ustalenia, czy w ogóle wywołują w trzeciej dekadzie XXI wieku jakieś skojarzenia wśród odbiorców, można się przekonać, że nawet serialową postać księdza Browna niewielu kojarzy z brytyjskim katolickim pisarzem G.K. Chestertonem. Zofię Kossak-Szczucką niektórzy są w stanie łączyć ze spektaklem Gość oczekiwany, ale np. o powieściach Władysława Jana Grabskiego Konfesjonał i W cieniu kolegiaty prawie nikt nie słyszał. Przeszukując internetowe księgarnie, także te używające w swojej ofercie sformułowania „Literatura katolicka”, można się przekonać, że dzieła wymienionych autorów nie należą do często wznawianych w ostatnich kilkunastu latach.
Czy przyglądając się obecnej sytuacji, można wyciągnąć wniosek, że w naszych czasach katolicka literatura nie jest potrzebna? Szukając odpowiedzi na to pytanie, najpierw trzeba odpowiedzieć na inne. Skoro termin tak mocno jest wiązany z konkretnym okresem w historii Kościoła i historii literatury, to czy możliwe są nowe dzieła, zasługujące na podobne określenie? Inaczej mówiąc, czy dzisiaj, w latach dwudziestych XXI stulecia, możliwa jest twórczość literacka zasługująca na taką nazwę lub do niej aspirująca?

Czy objawia trójjedyną wspaniałość?
W 2007 r. polski literaturoznawca i krytyk literacki Piotr Śliwiński opublikował szkic, w którym m.in. opisywał, czym w XXI stuleciu jest poezja katolicka. Według niego nie jest ona zapisem bolesnej lub przynajmniej niepokojącej pustki po Bogu. Zdaniem Śliwińskiego nie jest to również poezja, w której Bóg – choć obecny – zdaje się albo elementem języka tradycji, albo metaforą niewyobrażalnej całości, albo wreszcie atrybutem medytacji czysto intelektualnej, pozbawionej ambicji przekroczenia własnych ograniczeń. Czym więc jest? „Mówiąc w skrócie: poezja katolicka dzisiaj (...) byłaby to twórczość inspirowana Kościołem, realnie istniejącym, niekwestionowanym lub niedającym się w pełni zaakceptować, tak czy owak, rosnącym w człowieku, jak drzewo, które – nawet wyrugowane – pozostawia jakieś ślady, nie wykorzenia się do końca i próbuje odrodzić” – stwierdził literaturoznawca. Nie ma chyba przeciwwskazań, aby takie spojrzenie rozszerzyć na całą literaturę katolicką, bez ograniczania się tylko do poezji.
Dwa lata temu serwis christianitas.org zamieścił odpowiedzi Josepha Pearce’a, szefa publikacji książkowych w Augustine Institute, redaktora naczelnego „St. Austin Review” oraz portalu faithandculture.com, na pytania o znaczenie i istotę literatury katolickiej. Między innymi pytany był o elementy, które sprawiają, że dzieło staje się dobrą literaturą katolicką. „Wszelka dobra literatura, obojętnie, czy będziemy się przejmować nazywaniem jej katolicką, czy nie, objawia trójjedyną wspaniałość dobra (cnoty lub miłości), prawdy (rozumu) i piękna (harmonii i porządku kosmosu)” – stwierdził. Dodał, że jeśli dzieło wyraża tę „trójcę”, jest ono katolickie, niezależnie od tego, czy tak zostanie określone. Jeśli tego nie robi, nie jest katolickie, nawet gdy będzie do literatury katolickiej zaliczane.

Nie tylko autorzy katoliccy?
Piotr Kaszczyszyn, redaktor naczelny portalu Klubu Jagiellońskiego, w artykule Katolicka literatura w postkatolickim świecie nazwał proto-katolicką twórczość Witolda Gombrowicza i Michela Houellebecqa. Stwierdził też, że można ją potraktować jak fundament, punkt wyjścia i bezpośrednią inspirację do tego, jak „robić” katolicką literaturę „w zmierzchającym katolickim imaginarium”. Według niego tworząc współcześnie literaturę katolicką, trzeba „wskazać na Logos” i prezentować na kartach literatury dwa fundamentalne doświadczenia, bez przedstawienia których nie ma mowy o literaturze w pełni i integralnie katolickiej. Te dwa doświadczenia to nawrócenie i działanie łaski.
Do myślenia daje uwaga zamieszczona w anglojęzycznym haśle Wikipedii, poświęconym amerykańskiej literaturze katolickiej. Mówi ono, że literatura katolicka nie jest wyłącznie literaturą pisaną przez autorów katolickich lub o tematyce katolickiej, ale raczej literaturę katolicką „definiuje się (...) przez konkretną katolicką perspektywę zastosowaną do jej przedmiotu”. Być może ta, wzięta z amerykańskiej Encyklopedii literatury katolickiej sugestia jest rzeczywistą odpowiedzią na pytanie, czy dzisiaj potrzebna jest literatura, którą można nazywać katolicką.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki