W tym roku często myślę o powstaniu warszawskim, nachodzą mnie różne obrazy, przypominają mi się książki, których swego czasu przeczytałam na ten temat mnóstwo (niemal wszystkie, jakie zostały wydane). Moja historyczna fascynacja miała miejsce po pierwszej wizycie w nowo otwartym Muzeum Powstania Warszawskiego. Była tym większa, że mieszkałam w Warszawie na Starówce i odnalazłam żywą historię w sąsiedztwie. Ostatnio jednak ten mój romantyczny zryw, trącący egzaltacją i sentymentalizmem, odbieram już inaczej. A jednak postanowiłam obejrzeć dwa filmy, te fundamentalne dla myślenia o powstaniu. Czasem dobrze jest odświeżyć sobie to, co – jak się nam wydaje – zna się na pamięć. Po latach odczytać na nowo, z innej perspektywy.
Zaczęłam od Miasta 44 Jana Komasy. Ostatni raz widziałam ten film dekadę temu podczas premierowego pokazu na Stadionie Narodowym, wśród kilkunastu tysięcy widzów. Ogromny ekran sprowadzony był specjalnie ze Stanów Zjednoczonych, efekty dźwiękowe też były jakieś wyjątkowe i wszystko to miało nas przenieść do koszmaru 1944 r. Wtedy byłam zdezorientowana i rozczarowana. Za dużo komiksu – myślałam sobie, a na dodatek wiele scen w połączeniu z muzyką śmieszyło mnie, zamiast przerażać. Teraz jest inaczej. Nie przeszkadza mi już, że Komasa potraktował temat, robiąc film o postmodernistycznym charakterze. Nie przeszkadza mi, że główny bohater patrzy na to, co wokół (a wokół piekło), niczym młody chłopak z filmu Idź i patrz Elema Klimowa. Młode dziewczyny i chłopacy idą do powstania z głową pełną ideałów, czyści i niewinni. W ciągu 63 dni zostaną wrzuceni w koszmar i najgorsze zło, jakie sobie można wyobrazić. Zmienią im się twarze.
Komasa dyskutuje z Andrzejem Wajdą, bo oczywiście natychmiast obejrzałam Kanał. Nakręcony dwanaście lat po powstaniu. Dwanaście lat! Przez ten czas był to temat tabu, nie tyle kazano mówić o przywódcach AK źle, ile w ogóle. Po śmierci Bieruta temat wypłynął. Mówiono o bohaterstwie, więc kiedy Kanał wszedł do kin, wywołał wiele kontrowersji. Jak można tak opowiadać o powstańcach? Jak można pokazywać chaos i polskiego żołnierza, który nurza się w gównie i smrodzie? Który pije i zdradza żonę, który kłamie i oszukuje, który nie ma z czego być dumny? W ten krytyczny trend wpisał się chwilę potem Andrzej Munk ze swoją Eroicą.
Realistyczny Kanał i postmodernistyczne Miasto 44 ze swoim popkulturowym charakterem. Odmitologizowały powstanie, ale także każdą wojnę. Przychodzi mi do głowy zdanie, które papież Franciszek powtarza ostatnimi czasy bardzo często: wojna jest porażką. Każda wojna to porażka. Nigdy nie chciałabym, aby ktoś pomyślał, że udział w powstaniu to była fajna przygoda. Że w ogóle strzelanie do ludzi, żeby zabić, to przygoda. No bo po to się strzela.