Logo Przewdonik Katolicki

Tak, tak; nie, nie

Tomasz Królak
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Głos ks. Isakowicza-Zaleskiego był głosem etycznym, nie politycznym; był wywiedziony z osobistej interpretacji Ewangelii i próby stosowania jej wskazań w bieżących debatach publicznych

Obyś był zimny albo gorący! – ta przejmująca przestroga z Apokalipsy św. Jana przychodzi mi na myśl, gdy wspominamy ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. „A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust” – pisze dalej natchniony autor. Równie naturalnie skojarzę z życiem i losem ks. Tadeusza słynne napomnienie wypowiedziane przez samego Jezusa: „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”.
Nie chcę tu uprawiać taniej hagiografii, ale tak właśnie wspominam tę postać – księdza zaangażowanego w sprawy publiczne, ale bez uprawiania polityki. Nie ustawiał się w roli zwolennika jednych i krytyka drugich (z wyjątkiem czasów PRL-u, rzecz jasna). Niezależnie od tego, kto w wolnej już Polsce dzierżył stery rządów, wchodząc w sprawy dotyczące trudnych, a nawet bardzo kontrowersyjnych kwestii politycznych, wypowiadał się przede wszystkim we własnym imieniu. Jego głos był zawsze głosem etycznym, nie politycznym; był wywiedziony z osobistej interpretacji Ewangelii i próby stosowania jej wskazań w bieżących debatach publicznych, nie zaś z chęci „dowalenia” tym, z którymi politycznie mu nie po drodze. I tym właśnie różnił się od duchownych mylących duszpasterstwo z zaangażowaniem politycznym.
Oczywiście nie był naiwny – wiedział, kiedy i komu się naraża. Opowiadając się jednoznacznie za lustracją w Kościele, upominając o prawdę o ludobójstwie Polaków na Wołyniu czy angażując w dyskusje o pedofilii wśród duchownych, zyskał wielu zwolenników i niemało przeciwników. Nie zważał jednak na przeszkody i opinie struktur Kościoła, do którego z pełnym przekonaniem należał. Bo sankcją ostateczną był dla niego głos sumienia, a nie głos struktur, nie zawsze, jak naucza historia, posiadających rację. On chciał być gorący. I mówić: „Tak, tak; nie, nie” – wprost, bez kluczenia i zasłon dymnych. I bez względu na konsekwencje.
Ale najbardziej znany wizerunek ks. Tadeusza – duchownego jednoznacznie angażującego się w kontrowersyjne kwestie kościelne czy publiczne – nie jest wizerunkiem jedynym. A nawet, powiedziałbym, nie najważniejszym. Choć nie unikał publicznego manifestowania swoich poglądów, to jednak nieprawdziwe byłoby określenie go jako bezkompromisowego księdza, który „walił między oczy”. Nie był bowiem zapiekłym happenerem. Był człowiekiem Ewangelii, oddanym sprawie najbardziej potrzebujących, niesprawiedliwie zapomnianych, haniebnie skrzywdzonych. A symbolem tego wymiaru jego działalności była Fundacja Brata Alberta – jedno z bardziej prężnych w Polsce środowisk tworzących ośrodki dla niepełnosprawnych umysłowo.
Wszyscy pamiętamy słowa Jana Pawła II: Polska potrzebuje ludzi sumienia. Do takich – pomimo iż na pewno popełniał także błędy – należał niewątpliwie ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Oby w różnych trudnych sytuacjach – kościelnych, publicznych, rodzinnych – przypominał się nam ks. Tadeusz, który swoim życiem tkał, jak pisał Zbigniew Herbert, „suchy poemat moralisty/ tak - tak/ nie - nie”.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki