Logo Przewdonik Katolicki

Siła miłości

bp Damian Muskus OFM
il. Agnieszka Robakowska

Mk 1, 14–20 Pójdźcie za Mną

Choć pierwsze słowa, które słyszymy, mówią o uwięzieniu Jana, Ewangelia tej niedzieli dotyka tematu wolności. Wolny jest Jan. Zapłacił wprawdzie najwyższą cenę za wierność swojej misji, nie został jednak do tego przez nikogo zmuszony, także przez Boga. On sam, w wewnętrznej wolności, wybrał, komu będzie wierny. Zginął więc jako człowiek wolny. Wolności serca i sumienia nie zabrał mu ani Herod, ani tym bardziej okrucieństwo Herodiady.
Ale o tym, czy jesteśmy ludźmi wolnymi, nie przesądzają wyłącznie tak radykalne wybory, jak ten, przed którym stanął Jan Chrzciciel. Pierwszym przejawem wolności jest sama możliwość dawania odpowiedzi Bogu na Jego wołanie. Ważny jest sam fakt, że Wszechmocny stworzył nas w przestrzeni wolnego wyrażania akceptacji bądź sprzeciwu, wątpliwości bądź entuzjazmu, oddania życia bądź ocalenia tzw. świętego spokoju. Tak Jezus wołał do Szymona, do Andrzeja, do Jakuba i Jana. Nie przymuszał ich, by porzucili codzienne zajęcia i poszli za Nim. Nie straszył konsekwencjami, w przypadku gdyby odmówili Jego zaproszeniu. Nie mówił: „Powinniście iść za mną”. Jego zaproszenie zawsze ma charakter otwarty.
Może więc powinniśmy wyrzucić ze słownika, którym się posługujemy, opowiadając o naszych relacjach z Bogiem, takie słowa, jak przymus, posłuszeństwo, powinność, obowiązek? Jaką wartość ma bowiem nasza odpowiedź na Boże zawołanie, jeśli mielibyśmy ją dawać z poczucia obowiązku? Czym się taka odpowiedź różni od powinności wypełnianych przez niewolnika? Można jedynie przypuszczać, że jeśli tylko znikną okoliczności mówiące: trzeba, powinieneś, człowiek chętnie się z takiego obowiązku zwolni. Czyż nie dzieje się tak w wielu naszych wspólnotach i parafiach? Łatwo zwolnić się w sumieniu z działania, które nakłada na nas obowiązek, a nie miłość – czy chodzi o sprawy zwyczajne, drobiazgi codzienności, czy też o wielkie dylematy moralne, przed jakimi stawia nas życie, społeczeństwo, nasze człowieczeństwo.
Nie oznacza to jednak, że jesteśmy wolni od zobowiązań. Miłość jest zobowiązaniem. Porzucający swoje sieci rybacy zobowiązali się być towarzyszami Pana, ludzie idący za głosem powołania do kapłaństwa czy życia zakonnego zobowiązują się do wierności podjętym przyrzeczeniom, podobnie jak małżonkowie poświęcają swoje życie dzieciom, rodzinie, wspólnocie. Co ich łączy? Nie, nie obowiązek, nie powinność, ale miłość. To miłość daje siły do czasem heroicznej wierności zobowiązaniom, zwłaszcza gdy pod wpływem trudności czy ciężarów rodzi się pokusa, by je porzucić. Odpowiedzialność ma sens wtedy, gdy rozpoczyna się od miłości.
Może zresztą od tego powinniśmy byli zacząć. Jan Chrzciciel umiłował Przychodzącego, dlatego nie wahał się najpierw odejść na pustynię, by tam głosić, że zbawienie jest blisko, a potem oddać życie za wierność Bożej nauce. Rybacy nad Jeziorem Galilejskim zafascynowali się Jezusem, zdumieni i zainspirowani Jego słowami i stylem życia zdecydowali się związać z Nim swoje życie. Jednym słowem, wszyscy bohaterowie tej Ewangelii doświadczyli siły i odwagi do znoszenia przeciwieństw i radykalnej odmiany życia, jaką daje miłość. Zobowiązania, jakie przyjęli na siebie, nie były ciężarem nałożonym im przez Boga, ale wyborem wolności, takim wyborem, który nadał kierunek ich życiu.
Rybacy, którzy poszli za Panem, zostawili swoje sieci – dotychczasowe życie, relacje, sposób myślenia i działania, i oddali się Jezusowi do dyspozycji. Zostawić wszystko i pozwolić, by w to miejsce wszedł Jezus – to wbrew pozorom nie jest program wyłącznie dla osób konsekrowanych. Spotkanie z Panem wiąże się z przemianą mentalności, sposobu myślenia i stylu życia. Oznacza porzucenie myślenia i życia w kategoriach „ja” na rzecz działania i myślenia po Jezusowemu, według Ewangelii.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki