Coraz więcej osób odprawiających „ćwiczenia duchowe” lub podejmujących regularne kierownictwo duchowe, ukończyła różne formy psychoterapii lub właśnie je przechodzi. Również w konfesjonale spotykam zdecydowanie więcej penitentów niż dawniej, którzy leczą się z depresji, nerwic czy innych schorzeń psychicznych. Myślę, że należy w tym widzieć dobry znak. Oczywiście, powierzchowne spojrzenie na te zmiany może zrodzić obawę, że to początek upadku chrześcijaństwa, który doprowadzi do psychologizacji ludzkiego ducha, a nawet do zanegowania grzechu i samej wiary. Po części te uprzedzenia biorą się z istniejących do dzisiaj „psychologii bez duszy”, które redukują człowieka do sfery popędów, ciała, odzierając go z ducha i poszukiwania głębszego sensu. Ale jest to raczej rzadkość. Zasadniczo dojrzałe szkoły psychologiczne ani nie negują ani nie wkraczają ekspansywnie na teren zarezerwowany dla wiary, teologa i spowiednika. Lęk przed psychologią tylko wtedy jest jakoś uzasadniony, jeśli mamy do czynienia z nieprofesjonalnymi terapeutami, którzy nie uznają pierwiastka duchowego, walczą z wiarą albo skupiają się wyłącznie na wypaczeniach religijnych. Jest to raczej objaw niekompetencji terapeutów.
Ksiądz i psychoterapeuta
Jeśli uznamy, że psychologia jest osiągnięciem człowieka, które oddaje mu wielką przysługę, można tutaj śmiało zaaplikować znaną zasadę św. Tomasza z Akwinu, że „łaska nie niszczy natury, lecz ją udoskonala”. Owa natura jest tym, co stworzone, nawet jeśli niedoskonałe, ale w drodze do pełni. Miłość Boga obecna jest już w tym, kim się rodzimy i co otrzymujemy od innych. Nie należy więc przeciwstawiać tego, co ludzkie temu, co boskie, jakby te dwa światy znajdowały się po dwóch stronach barykady lub zwalczały się nawzajem.
Niezbyt mądrym posunięciem jest też stawianie wierzącego przed szkodliwą alternatywą: albo psychologia, w tym psychoterapia, albo wiara i spowiedź. Albo chodzisz do terapeuty albo do księdza – wybieraj. Właśnie tajemnica Wcielenia pokazuje, że między tymi dziedzinami życia ludzkiego nie rozciąga się otchłań nie do przebycia. Kiedy Katechizm Kościoła katolickiego definiuje, co jest treścią modlitwy rozważania, wymienia trzy księgi, które stają się punktem wyjścia i zarazem oknami objawiającymi nam Boga. Są nimi: Pismo Święte, „wielka księga stworzenia i księga historii, karta Bożego dzisiaj” (KKK 2705). Ten sam Bóg objawia się w Piśmie Świętym, w świecie i w nas oraz w wydarzeniach. Kościół zaleca tutaj rozeznawanie i szukanie Boga we wszystkim. Nie podziela jakiegoś dualizmu, jakby wszystko, co tworzy człowiek pochodziło od zła. Księga stworzenia została już zapisana, ale jej zawartość odczytujemy także dzięki nauce. To, co odkrywa nauka ukazuje wierzącym, jak wspaniały i niepojęty jest Bóg. Natomiast należy mieć ciągle otwarte oczy i rozeznawać, bo zarówno w jednej, jak i w drugiej dziedzinie możliwe są błędy, wypaczenia i herezje.
Otwarcie oczu duszy
Podstawowym mostem łączącym psychoterapię i spowiedź jest sam człowiek. Przecież szafarzem przebaczenia jest konkretny prezbiter z krwi i kości, podobnie jak terapeuta w gabinecie. Łączy ich słuchanie, zaufanie, empatia i wyrozumiałość. Odróżnia to, że jeden zajmuje się głównie uczuciami i zdrowiem psychicznym, a drugi dodatkowo ma na względzie cel przekraczający obecne życie. Początkiem bardziej świadomego życia duchowego jest to, co św. Ignacy Loyola nazywa „otwarciem oczu” duszy, wglądem, czyli zauważeniem, że istnieje świat wewnętrzny. Psychologia również umożliwia większe wejrzenie w siebie, w sieć motywów, uczuć, zranień, potrzeb i pragnień. Rozmowa terapeutyczna pomaga otworzyć człowieka, aby lepiej poznawał siebie, docierał do tego, czego nie widzi lub nie chce widzieć, a co bardzo mu nieraz ciąży.
Czasem zapominamy o tym, że sam Jezus i wielu świętych było wytrawnymi znawcami duszy ludzkiej, psychologii i pedagogii. O czym bowiem mówi Jezus, kiedy przestrzega przed „wydłubywaniem” drzazgi z oka brata przy równoczesnym niezauważaniu belki we własnym oku? (por. Mt 7, 2). Albo co ma na myśli, gdy wzywa, abyśmy nie sądzili i nie potępiali? Chodzi o zwykłą projekcję, o „stan tkwienia w niewiedzy o samym sobie i poważnego zatroskania o innych, o ich problemy i grzechy” (C. Jung). Nasze grzechy są już skutkami tych nieraz skomplikowanych struktur i mechanizmów. Ucieczka przed pełną prawdą o sobie to jeden ze skutków grzechu pierworodnego. Z tego samego powodu wiele osób nie przystępuje zarówno do spowiedzi, jak i boi się terapeuty, jak diabeł święconej wody. Przeczuwają, że mógłby się rozpaść ich fałszywy świat wewnętrzny.
Uleczenie
Wiara uczy nas, że największą przeszkodą w drodze do Boga i w budowaniu relacji jest grzech. I nikt poza Bogiem nie może go usunąć i uleczyć. Natomiast oprócz grzechu istnieje jeszcze wiele innych czynników, niekoniecznie związanych z ludzką winą, które bardziej lub mniej pomagają nam w rozwoju duchowym. Wpojony lęk, zaniżone poczucie wartości, wdrukowane fałszywe przekonania, negatywny wpływ otoczenia i kultury. Wszystko w naszym życiu zapośredniczone jest w relacjach międzyludzkich. Nie uczymy się chodzić, mówić, pisać i jeść sami. Od dziecka jesteśmy zależni od bliskich i społeczeństwa w większości spraw. Nie rodzimy się samowystarczalni, samodzielni i wolni w sposób absolutny. Podobnie z wiarą i moralnością. Są w nas obszary, których Bóg cudownie nie uzdrowi, przechodząc ponad regułą, że wzrastamy dzięki drugiemu człowiekowi. Rzadko zawiesza to prawo. Psychoterapia dotyczy więc tej części nas, która ukształtowana jest przez rodziców, wychowanie, wpływy społeczne i kulturowe. A niestety z powodu naszej grzeszności i ograniczoności, nie wszystko przebiega tam sprawnie i z miłością.
W Katechizmie natrafiamy też na aluzję do wychowania i poniekąd psychologii. Czytamy bowiem, że kształtowanie sumienia „chroni lub uwalnia od strachu, egoizmu i pychy, fałszywego poczucia winy i dążeń do upodobania w sobie, zrodzonego z ludzkich słabości i błędów” (KKK 1784). Elementem procesu oczyszczenia może być właśnie psychoterapia jako środek wspierający, a nie zastępujący działanie nadprzyrodzonej łaski. Wprawiony spowiednik dosyć szybko zauważa, że niektórzy penitenci mylą żal za grzechy z fałszywym poczuciem winy, które ich dręczy. Ma ono zupełnie inne podłoże niż skrucha. Zjawisko nawracających bez końca nerwic, natręctw i skrupułów pokazuje, że ich źródłem wcale nie jest wiara jako taka, lecz wdrukowane przez ludzi sposoby myślenia, lęki i fałszywe obrazy Boga. Uderzanie w ludzkie kompulsje i nałogi samymi napomnieniami moralnymi i łaską sakramentu może być niewystarczające, a wręcz szkodliwe, podobnie jak poszukiwanie przyczyny wszelkiego zła poza nami, w demonach czy rzeczach, jakbyśmy nie mieli na nasze postępowanie żadnego wpływu.
Negowanie wpływu podświadomości na nasze wybory i postępowanie nie jest roztropnym rozwiązaniem. Spowiedź nie załatwi wszystkiego, lecz tylko to, co niemożliwe jest ludzkimi siłami. Bóg wyposażył nas w naturalne dary, którymi musimy się posługiwać, a nie oczekiwać nadzwyczajnej interwencji. Dobra psychoterapia, która szanuje sferę duchową i nie przekreśla wiary, może ukazać nieświadomą przyczynę wielu wewnętrznych konfliktów, z którymi konkretny człowiek radzi sobie w sposób niedojrzały, ale czasem inaczej nie potrafi. Odwoływanie się do dobrej lub silnej woli, a także częsta spowiedź może nie przynieść zamierzonego skutku, jeśli odrzucimy pomoc, którą świadczy nam współczesna psychologia.