We Lwowie, między dźwiękami syren, można usłyszeć śpiew ptaków” – napisał ukraiński artysta, twórca nowych ikon Danylo Movchan. Wyobrażam sobie to surrealistyczne wrażenie, kiedy syrena milknie, musi być bardzo cicho w pustym mieście. Wtedy można wyjść ze schronu i w tej ciszy ptaki, te najbardziej wolne ze wszystkich stworzeń, śpiewają swoją wiosenną pieśń. A potem niestety rozlega się następna syrena. Nie wiem, czy za kilka dni Lwów będzie jeszcze wolnym miastem, w ogóle nie wiem, jak będzie wyglądał za tydzień świat. Chwilami wydaje mi się, że śnię, że to wszystko to jakiś senny koszmar, coraz częściej jednak łapię się na tym, że odczuwam lęk. Zastanawiam się dlaczego. Dlatego, że nic już nie wydaje mi się pewne. Po II wojnie światowej Europa zbudowała jakąś stabilność, z której chyba wszyscy byli zadowoleni. Myślałam, że człowiek się zmienił, że wojny nie są mu potrzebne do niczego, że dobrze mu w świecie, jaki sobie wybudował i przecież nie chce wojen. Nie wzięłam pod uwagę tego, że światem nie rządzi „zwykły człowiek”, ale pieniądze i politycy.
Przypominam sobie jeden z pierwszych lockdownowych spacerów, kiedy kazano nam nie wychodzić dla przyjemności, tylko w tak zwanych ważnych celach. Szliśmy pustą ulicą, byliśmy tylko my i nawet nie mieliśmy ze sobą psa, żeby nasz spacer dał się wytłumaczyć ważnym celem. Rozmawialiśmy o pandemii, że to, co się dzieje na świecie, jest straszne. Przyszedł mi wtedy do głowy fragment z Drugiej Księgi Samuela, kiedy król Dawid miał dokonać tragicznego wyboru między głodem, zarazą i wojną. Powiedział wtedy tak: „Jestem w wielkiej rozterce. Wpadnijmy raczej w ręce Pana, bo wielkie jest Jego miłosierdzie, ale w ręce człowieka niech nie wpadnę” (2 Sm 24, 14). I tak sobie idąc, rozmawialiśmy o tym, że zaraza lepsza od wojny. Dzisiaj, kiedy pandemia jeszcze się nie skończyła, a tylko trochę osłabła jej moc, nasi sąsiedzi wpadli w ręce człowieka, dla którego interesów miłosierdzie nie istnieje. Dla wielu innych naszych sąsiadów, gdy okazało się, że wojna jednak wybuchła, wciąż zyski są tak ważne, że potrafią tylko mówić.
Są jeszcze ludzie, tacy zwykli, którym świat wali się na głowę. Jesteśmy też my, którzy możemy im pomóc. I zastanawiając się, czym różnią się uchodźcy z Ukrainy od tych uchodźców z Syrii i Iraku, że tych pierwszych wita się tak, jak się powinno, a tych drugich wyrzucało się za concertinę i skazywało na śmierć w lasach, cieszę się z naszego zaangażowania. Otwieramy nasze domy, hostele, pomagamy w transporcie, dzielimy się jedzeniem. To jest wspaniałe i przywraca wiarę w to, że dla wielu ludzi tego świata pieniądz naprawdę nie jest najważniejszy.