Logo Przewdonik Katolicki

Głową w dół

Natalia Budzyńska
fot. Michel Euler/Associated Press/East News

Tymczasem w internecie pojawiło się nagranie, na którym zahaczony o concertinę wisi głową w dół uchodźca. Ludzie pilnujący granicy w dobrych humorach zastanawiają się: spadnie czy nie spadnie? Spadł. Nie miał siły wstać na nogi. Leży z rozpostartymi rękami. Wycieńczony. Oczy ma wystraszone. A oni nad nim. Nadal żartują. Ależ ubaw…

Nie mogę uwierzyć, że w podlaskich lasach nic się nie zmienia. Że wciąż ukrywają się tam ludzie, że uciekając do lepszego świata, są narażeni na nielegalne push backi ze strony mojego państwa.
Przypominam, co to jest push back: to nielegalne wypchnięcie na drugą stronę granicy, w tych przypadkach konkretnie białoruską. To wypchnięcie dokonywane przez polskich pograniczników prosto w ręce białoruskich, którzy szczują psami i biją. Taki zakleszczony między dwoma państwami człowiek nie może zrobić nic więcej, niż próbować po raz kolejny wdrapać się na pięciometrowy mur, próbować przedrzeć się przez zwieńczającą go concertinę (czyli drut żyletkowy) i spaść na stronę polską (jak ma szczęście, to uda mu się ukryć w lesie…). Jeśli jest ranny, na przykład od białoruskich psów, polscy wolontariusze znajdą go i pomogą. Jeśli wśród nich będzie lekarka (np. pani Paulina Bownik, która kilka tygodni temu dostała za swoją służbę dla uchodźców w lasach nagrodę „Okulary ks. Kaczkowskiego”), to podłączy kroplówkę, zszyje ranę; czasem wystarczy sanitariusz, który założy opatrunek. Może się uda, że w nagrodę dostaną za jakiś czas zdjęcia z jakiegoś zachodniego kraju, z nowego życia, ale często przyszłość nie jest tak różowa.
Najczęściej taki uchodźca wyląduje znowu na Białorusi lub w strzeżonym ośrodku, który jest po prostu najzwyklejszym więzieniem. Chociaż przecież ma prawo, nawet po nielegalnym przekroczeniu granicy, do ochrony i do azylu. Zacytuję, co powiedziała Paulina Bownik, odbierając nagrodę: „Ludzie są nadal wypychani na stronę białoruską, gdzie są bici, głodzeni, dochodzi do przemocy seksualnej. Udzielałam w lesie każdej możliwej pomocy medycznej, włącznie z szyciem ran, nastawianiem kończyn. Miałam do czynienia z kobietami ciężarnymi, z dziećmi, które przez ponad pół roku błąkały się w lesie. Widziałam osoby okaleczone, które wskutek odmrożeń straciły palce. Bardzo proszę, nie zapominajcie o nas”.
Tymczasem w internecie pojawiło się nagranie, na którym zahaczony o concertinę wisi głową w dół uchodźca. Ludzie pilnujący granicy w dobrych humorach zastanawiają się: spadnie czy nie spadnie? Spadł. Nie miał siły wstać na nogi. Leży z rozpostartymi rękami. Wycieńczony. Oczy ma wystraszone. A oni nad nim. Nadal żartują. Ależ ubaw…
Ten krótki film nie może mi wyjść z głowy. Kto nas uczy człowieczeństwa? Kilka dni później na Podlasie przyjechał krewny tego chłopaka, bo oczywiście słuch po nim zaginął. Film jest dowodem na to, że był w Polsce, ale co się z nim stało dalej? Otóż nikt nie wie, Straż Graniczna nie ma pojęcia. Założymy się, że ci rozbawieni przedstawiciele polskiego państwa wypchnęli go na Białoruś, do kraju, gdzie grozi im niebezpieczeństwo? Ale kogo to obchodzi?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki