W sierpniu 2021 r. w Usnarzu Górnym otoczonych przez polskich mundurowych koczowało ponad trzydzieści osób. Pogranicznicy znaleźli ich po stronie polskiej, uznali, że dostali się tu nielegalnie, więc kazali im wrócić na Białoruś. Ale po stronie białoruskiej stali tamtejsi mundurowi i nie chcieli ich wpuścić. Ci ludzie przez kilka tygodni tkwili na małej polance, otoczeni uzbrojonymi funkcjonariuszami, którzy nawet nie pozwalali aktywistom podać im wody. Nie mógł do nich podejść ani prawnik, ani lekarz. Byli z Afganistanu. Po tych kilku tygodniach, w czasie których chleb otrzymywali od Białoruskiego Czerwonego Krzyża, polski rząd wprowadził przy granicy stan wyjątkowy. Aktywiści i dziennikarze, którzy dotąd monitorowali stan Afgańczyków, musieli wyjechać. I nie wiadomo, co stało się z tymi ludźmi. Pamiętam swoje przerażanie, gdy myślałam, że coś strasznego zaraz się wydarzy, ktoś z nich zachoruje poważnie, umrze i wtedy może wszystko się zmieni, będzie afera na całą Europę. Ludzie zniknęli i nie stało się nic.
Potem ludzie zaczęli umierać w lasach. Odbyło się kilka pogrzebów. I dalej nic.
I teraz, kiedy niemal w samej Hajnówce zmarła młoda kobieta z Etiopii, mam jeszcze nadzieję, że nie na darmo. Że może kimś to wstrząśnie, może ktoś odmówi wykonania nieludzkiego rozkazu. Znalazła się koło Hajnówki z mężem i kolegami. Kiedy jej stan zdrowia zaczął się pogarszać, dwaj młodzi mężczyźni wiele ryzykując – bo przecież wiedzieli, co może ich czekać – weszli do miasta, szukając pomocy. Ale funkcjonariusze Straży Granicznej nie chcieli ich słuchać. Nie interesowała ich umierająca kobieta, chociaż jej znajomi błagali o pomoc. Mogli ich do niej zaprowadzić. Nie zrobili nic. To znaczy, owszem, zrobili: zawieźli dwóch Etiopczyków na granicę i wykonali ten nieludzki push back. Nikt nie szukał ich przyjaciółki. Rozumiecie? Funkcjonariusze otrzymali informację o chorej osobie leżącej w lesie i stwierdzili, że nie warto jej szukać, żeby udzielić pomocy. Kilka dni później odszukali ją wolontariusze. Nie żyła. Obok skulonego ciała leżał modlitewnik i obrazki ze świętymi. Była chrześcijanką.
A teraz nowe ciało. Zaginionych ludzi, o których rodzina nic nie wie, szukają w podlaskich lasach ochotnicy. I znajdują szczątki.
My możemy pomóc tym, którzy żyją, np. wysyłając paczki do ośrodków dla cudzoziemców w ramach akcji „Domy bez granic”. Właśnie pakuję jedną dla kobiety, która przebywa w strzeżonym ośrodku z półtorarocznym dzieckiem. Strzeżony ośrodek to więzienie. I wsadza się tam rodziny z małymi dziećmi.