U progu Wielkiego Postu Kościół czyta Ewangelię o tym, jak Jezus był kuszony na pustyni. Szatan przedstawia Mu trzy pokusy. Możemy je nazwać pokusami dobrobytu, władzy i popularności. Jakby dla ich wzmocnienia diabeł stosuje taktykę zakwestionowania tożsamości Bożego Syna. „Jeśli jesteś Synem Bożym…” – mówi do Niego. Te same słowa jak echo rozlegną się w nieodległym czasie, na Golgocie. „Jeżeli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” – zawoła wówczas drwiący tłum.
Przewrotność szatana ujawnia się w podszepcie: „Potwierdzisz swoją Boską tożsamość, jeśli mi ulegniesz”. Wcale nie zachęca do popełnienia oczywistego zła, ale pokazuje pozory dobra. To właściwie pierwsza, nadrzędna wobec pozostałych, pokusa. Jezus jej oczywiście nie uległ, bo doskonale wiedział, Kim jest. Jednak z nami jest inaczej. My jej ulegamy. Dlaczego wciąż wydaje się nam, że potrzebujemy akceptacji i poklasku, by zrozumieć, kim naprawdę jesteśmy i do czego zostaliśmy powołani? Gdzie mamy szukać prawdy o sobie, jeśli nie u Najwyższego?
Szatan kusi Jezusa, by przemienił kamień w bochen chleba. Potrzeba zaspokojenia głodu jest naturalna i ludzka. Jeśli jednak dobrobyt staje się celem, któremu podporządkowujemy wszystko? Albo takim, który chcemy osiągnąć szybko, łatwo i na skróty? A co, jeśli dla dobrobytu i wygody gotowi jesteśmy poświęcić dobro i godność drugiego człowieka czy sprzeniewierzyć się własnemu powołaniu? To nie są niepotrzebne pytania, bo materialne zabezpieczenie i stabilizacja to pokusa, której ulegają nawet ci, których misją jest stać na straży Ewangelii. Gdy w imię własnego dobrostanu krzywdzą słabszych, stają się nie sługami Boga, ale sił, które są Mu przeciwne.
Szatan próbuje uwieść Syna Bożego perspektywą ziemskiej władzy nad światem. Wystarczy tylko, jeśli Jezus odda mu pokłon. Zbawiciel wie, że świat nie należy do szatana, bo jest dziełem Boga, który otacza go opieką i miłością. Jak jednak i historia, i współczesność pokazują – nawet wierzący mają skłonność do łatwego zapominania o tym podstawowym fakcie. Zaczyna się zresztą niewinnie. Często ze szlachetnych pobudek ludzie Kościoła sięgają po ziemskie atrybuty władzy i próbują umacniać tą drogą swoje znaczenie. Argumentują, że w ten sposób budują królestwo Boże, wprowadzają wartości ewangeliczne w życie swoich społeczeństw. Czy jednak o taką władzę, która ze swej natury przecież opiera się na sile, chodzi Jezusowi? Czy takie królestwo jest faktycznie Bożym, czy też zwyczajnie ludzkim światem, w którym panują nie miłość i troska o los człowieka, ale kontrola, niesprawiedliwość i przemoc? To niebezpieczna pokusa. Łatwo może ulec jej ten, kto dobry cel chce osiągnąć nieczystymi metodami, idąc na mniejsze lub większe kompromisy ze złem.
Ostatnia pokusa, z którą skonfrontował szatan Jezusa na pustyni, dotyczyła z jednej strony wystawiania na próbę samego Boga, testowania Jego miłości, ale z drugiej wiązała się z sielankową wizją: „Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli, i na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”. Szukanie afirmacji i popularności to nęcąca perspektywa dla ludzi, którzy nie Boga, ale siebie stawiają na pierwszym miejscu. Potrzebują być hołubieni i gotowi są pójść na wiele ustępstw, wiele poświęcić, by doświadczyć przyjemności bycia kimś ważnym.
Odpierając w czasie czterdziestodniowego postu pokusy szatana, Jezus potwierdził swą Boską naturę. Mierzenie się z własną słabością odsłania prawdę o nas samych i pozwala doświadczyć Bożego wsparcia i obecności. To błogosławiony czas. Wykorzystajmy go na zmianę myślenia, przekierowanie serca w stronę Pana, uporządkowanie pragnień i postawienie Jezusa w centrum swojego życia.