Post i poszczenie w Polsce ma wielowiekową tradycję. Kronikarz Thietmar pisał, że za czasów Bolesława Chrobrego za nieprzestrzeganie postu z nakazu władcy groziły surowe kary z wybiciem zębów włącznie. To bardzo jaskrawy przykład, ale ukazuje wagę, jaką przykładano niegdyś do „suszenia” – bo tak nazywano poszczenie.
Jeszcze w XIX w. należało powstrzymać się od jedzenia pokarmów mięsnych i nabiału nie tylko w piątki oraz w trakcie Wielkiego Postu i Adwentu. Poszczono również przed większymi świętami w ciągu całego roku przez pięć, siedem lub dziewięć dni, a w tygodniu w środy, piątki oraz w soboty. Łącznie ci najbardziej skrupulatni pościli prawie przez dwieście dni.
Na przednówku
Post był symbolicznym czasem przygotowania do wielkiego święta, oczyszczenia ciała i ducha, wewnętrznej przemiany. W przypadku Wielkiego Postu wszystko to zbiegało się w czasie z pożegnaniem zimy i powitaniem wiosny, czyli odrzuceniem śmierci i przyjęciem życia. Kalendarz liturgiczny wpisał się w roczny cykl pracy na roli i w domu, a Wielki Post przypadał na czas przednówka, kiedy zapasy z poprzednich żniw powoli się wyczerpywały, a na nowe plony trzeba było jeszcze zaczekać. – To był bardzo trudny okres dla mieszkańców wsi – mówi Tomasz Rak, etnograf z Muzeum Okręgowego w Lesznie. – Jeśli zebrano małe plony, to na przełomie zimy i wiosny zaczynało brakować jedzenia i zaczynał się głód.
Niedostatek pożywienia dotykał głównie mieszkańców tych rejonów Polski, gdzie ziemie były mało urodzajnie, a więc np. terenów podgórskich. Dużo lepiej żyło się chociażby mieszkańcom Wielkopolski, gdzie gruntów nadających się pod uprawę było znacznie więcej, a i kultura rolna stała na wyższym poziomie. Jednak i tu były różnice. – Jeśli gospodarz miał dużo ziemi i inwentarza, to i domownicy mieli zapewnione lepsze i bardziej różnorodne pożywienie. Jeśli jednak ktoś miał niewiele ziemi, albo wcale, a do tego w obejściu nie było krowy, to w domu panowała bieda – dodaje Tomasz Rak.
Aby jej uniknąć, należało przed zimą zebrać odpowiedni zapas ziarna, ziemniaków, warzyw, suszonych owoców i paszy dla zwierząt. Ale nawet w takim przypadku roztropnie gospodarowano żywnością. Sprzyjał temu Wielki Post, który ograniczeniom nadawał duchowe znaczenie.
Chowanie muzykanta
Wielki Post zmieniał życie radykalnie. Po karnawale, szalonych mięsopustach przychodziła Środa Popielcowa. – Kiedyś we wsiach byli stróże nocni, chodziło przede wszystkim o pilnowanie przed pożarem – opowiada Zofia Dragan, regionalistka, prezes Stowarzyszenia Bukówczan Manu z Bukówca Górnego w powiecie leszczyńskim oraz kierownik Zespołu Regionalnego Nowe Lotko. – We wtorek, w ostatni dzień mięsopustów, w naszej wsi była zawsze zabawa. I właśnie ten stróż wchodził o północy z taką laską, do której miał przyczepionego śledzia, i rozganiał wszystkich do domów.
Zaczynał się Wielki Post, czas pokuty, powstrzymywania się od uciech i psot. Nie wolno było zawierać małżeństw, urządzać zabaw, tańczyć, grać, a nawet… gwizdać. Kobiety odkładały do szaf kolorowe stroje, zdejmowały korale, ozdoby. Muzykanci chowali instrumenty. Zakrywano w domach lustra, bo przecież Wielki Post to nie czas na zajmowanie się urodą i wyglądem. – Był jeszcze taki zwyczaj właśnie podczas tej ostatniej zabawy przed Środą Popielcową. Pod koniec mężczyźni kładli na głowę skrzypka swoje kapelusze. W ten sposób symbolicznie chowano muzykanta na czas Wielkiego Postu – dodaje Zofia Dragan.
Postna kuchnia
Przez cały Wielki Post nie używano smalcu ani nie jedzono mięsa. To była żelazna reguła, od której nie było odstępstw. – W kuchni Wielki Post zaczynał się od szorowania wszystkich garnków, rondli i patelni. Chodziło o to, aby przypadkiem gdzieś nie było tłuszczu – opowiada Anna Chuda z Posadowa koło Krobi. Posadowo to jedna ze wsi tzw. biskupizny, czyli dawnych ziem należących do biskupów poznańskich. Anna Chuda nie tylko należy do Zespołu Regionalnego Biskupianie, ale jest także poetką, i spisuje dawne tradycje i zwyczaje. – Pamiętam, jak jeszcze moja mama pilnowała nas, aby wszystko było dokładnie wyszorowane, zanim zaczniemy gotować w Wielkim Poście. Oprócz ziemniaków i chleba w tym czasie na Biskupiźnie jadało się także kaszę jaglaną oraz śledzie i ryby wędzone – dodaje Anna Chuda.
– Kobiety gotowały głównie to, co zebrano na polu, w ogrodzie i w sadzie. W Wielkim Poście były to najczęściej różnego rodzaju polewki, zupy mleczne, kluski – wylicza Zofia Dragan. – Jedzono ziemniaki, kiszoną kapustę i kiszone ogórki, jarzyny przechowywane z kopcach lub w piwnicach. Prawdziwym rarytasem były powidła czy suszone owoce.
Jedynym dozwolonym w czasie Wielkiego Postu tłuszczem był olej wytłaczany najczęściej z ziaren lnu. To on zastępował masło, a gospodynie smarowały nim chleb za pomocą gęsiego pióra. Olej był także jedzony z popularną w Wielkopolsce gziką lub z ciepłymi ziemniakami.
Głównym daniem w czasie Wielkiego Postu na Hazach, czyli na pograniczu Wielkopolski i Śląska, był żur. – Proszę nie mylić go z tym, który obecnie stawiamy na wielkanocnym stole – przestrzega Grażyna Konopka z Szymanowa, prezes Stowarzyszenia Zespołu Regionalnego Wisieloki z Szymanowa. – To był postny żur, którego nie gotowano na żadnym mięsnym wywarze. Gospodynie przygotowywały zakwas. Pamiętam, jak jeszcze moja babcia opowiadała, że mieliło się żytnią mąkę na domowych żarnach. To z niej powstawał zakwas na żur. Ugotowany podawało się z samymi ziemniakami, bez śmietany.
Gospodynie na Hazach tak często podawały żur, że pod koniec Wielkiego Postu nikt nie mógł już na niego patrzeć. Wiąże się z tym obrzęd nazywany paleniem żuru. Kopano dół, do którego wylewano znienawidzony żur. Jednocześnie palono śmieci i starocie, aby przywitać Zmartwychwstanie Pańskie w czystych obejściach.
Krótka przerwa
Jednak niecały czas trwania Wielkiego Postu był surowy i smutny. W każdą niedzielę pozwalano sobie na nieco lepsze posiłki – oczywiście z zachowaniem najważniejszych zasad postu. Natomiast w środę przypadającą dokładnie w połowie postu przerywano na moment powagę i zadumę. Półpoście lub inaczej śródpoście było hałaśliwym, wesołym dniem. Młodzi chłopcy biegali po wsiach z kołatkami i terkotkami, rozbijali gliniane garnki pełne popiołu przed drzwiami domów, zwłaszcza tam, gdzie mieszkały panny. Panował ogólny zgiełk i chaos, stąd inaczej nazywano ten dzień dniem garkotłuka. Kolejnego dnia jednak wszystko wracało do normy. Było jeszcze – w zależności od regionu – topienie marzanny, palenie śmiercichy, czyli słomianej kukły, zrzucanie Judasza z wieży, a dzieci chodziły po wsiach z nowym lotkiem.
Posty w tradycji ludowej miały głębszy wymiar niż obecnie. Umartwianie ciała oraz zmiana zachowania i przeżywania każdego dnia w okresie Wielkiego Postu pozwalały na zupełnie inne doświadczenie świąt Wielkiej Nocy i radości z odrodzonego życia.