Nikt z nas nie wie, jak to się skończy. Wszyscy jesteśmy w szoku – od zwykłych ludzi po polityków: polskich, europejskich, światowych. Nawet ci, którzy nie grzeszyli naiwnością wobec byłego oficera KGB (byłego formalnie, ale nie mentalnie), zostali zdruzgotani skalą i brutalnością rosyjskiej agresji. Ale ogrom tego barbarzyństwa wyzwolił też wielkie pokłady dobra.
Choremu na nienawiść Putinowi świat odpowiedział budującym zrywem solidarności, za którym poszły konkretne czyny: sankcje, środki obrony, tony darów, setki tysięcy miejsc schronienia. Możemy być dumni, że jako Polacy mamy w tym wyraźny udział, a także że głos polskich polityków, mobilizujących Europę i świat do zdecydowanych działań skierowanych przeciw reżimowi Putina, od początku konfliktu wybrzmiewał jasno i dobitnie. Jak również, że wraz z całym Kościołem podejmujemy, na apel Franciszka, post i modlitwę w intencji pokoju na Ukrainie, ufając, że konflikt nie rozszerzy się na inne kraje i nie przerodzi w starcie globalne.
Tak – jest to, z jednej strony, czas mroku dla całego świata, pokazujący siłę nienawiści zdolnej z dnia na dzień wywołać wojnę o skutkach nie do przewidzenia. I to w Europie, po dwóch wojnach światowych, o których do dziś czytamy w podręcznikach, opracowaniach historycznych, czasopismach. Czytamy, jak o czymś dawno minionym, usiłując rozwikłać tajemnice osobowości Hitlera, Stalina i innych dwudziestowiecznych zbrodniarzy, mieniących siebie politykami. I oto nadszedł czas, gdy ich kolejne wcielenie zaczyna pisać historię, korzystając z tych ludobójczych wzorców. Czy ktoś z nas mógł się tego spodziewać?
A jednak wierzę, że zło nie będzie miało ostatniego słowa, i że świat wyprowadzi z tego zła jeszcze większe dobro. Mogę sobie na przykład wyobrazić, że w światowej polityce upowszechni się przekonanie, że nie można z chęci zysku przymykać oczu na wzniecane przez tyranów wojny, na skrytobójstwa polityczne i zamordyzm wobec własnych obywateli. Tym dobrem mogłoby być także – co z powyższym ściśle jest związane – powrót przez wspólnotę europejską do wartości, którym trzeba wspólnie służyć, a w razie ich zagrożenia – solidarnie bronić. Trzeba powrócić do fundamentów europejskiej cywilizacji, do mądrości Greków, rzymskiego prawa, spuścizny Ewangelii. Gdyby polityka europejska nie uciekała od korzeni, być może Putin nie zaszedłby tak daleko. Mam na myśli nie tylko uprawianie biznesu z tyranem i bezrozumne rugowanie religii z publicznej przestrzeni państw zachodnich, ale też np. niegodną linię państwowych mediów węgierskich, wspierających putinowską narrację. Bo wszystkie te opcje, proszę Państwa, trącą nihilizmem.
Ale, jak wspomniałem, w tym mroku, który sprowadził na świat Władimir Putin, widać też ogrom dobra, zwiastujący jakąś powszechną przemianę. Wyjaśniając motywy napisania encykliki Fratelli tutti, Franciszek powiedział, że bardzo chciałby „ożywić wśród wszystkich światowe pragnienie braterstwa”. Reakcja świata na dramat Ukrainy pozwala mieć nadzieję, że tak się właśnie stanie.