Jest to trzecia encyklika obecnego papieża, w tym druga społeczna. To rzeczywiście daje do myślenia. Chodzi nie tylko o to, że tekst Franciszka potwierdza jego wyczulenie na kwestie społeczne, zwłaszcza los marginalizowanych i skrzywdzonych. Przede wszystkim dokument ten – z pewnością efekt licznych obserwacji, lektur, rozmów, analiz – pokazuje świat takim, jakim jest.
O „lepszą politykę”
Wezwanie do braterstwa to papieska odpowiedź na jego postępujący deficyt, na – jak głosi jeden z rozdziałów – „mroki zamkniętego świata”, na dyktat ponadnarodowych potęg gospodarczych, które stosując w tym celu zasadę „dziel i rządź”, narzucają światu „jednorodny model kulturowy”. Encyklika jest kierowaną do wszystkich ludzi zachętą do odkrycia, „że każdy jest ważny, że wszyscy są potrzebni, że są różnymi obliczami tej samej ludzkości umiłowanej przez Boga”. To także wezwanie do uprawiania „lepszej polityki”, porzucenia populizmów i liberalizmów, które gardzą słabymi. „Uznanie każdego człowieka za brata lub siostrę i dążenie do przyjaźni społecznej, która włączałaby wszystkich, nie są czystą utopią”. Papież wie jednak – wszyscy to wiemy – że w dzisiejszym świecie taki apel brzmi jak utopia. Ale niech kropla drąży skałę.
Lekcja z COVID-19
Wymieniając dolegliwości i choroby naszych czasów papież pisze o „globalizacji i postępie bez wspólnego kursu”, o tym, że ludzie szybko zapominają o lekcjach historii, „nauczycielki życia”. Obawia się, że to samo czeka nas po pandemii COVID-19, przestrzegając, by po jej zakończeniu świat jeszcze bardziej nie popadł „w gorączkę konsumpcjonizmu” i nowe formy egoizmu. Krytykuje niechętną przyjmowaniu imigrantów postawę populistycznych reżimów oraz liberałów, podsycających, dla celów politycznych, lęki przed migrantami. Sprzeciwia się opiniom, że należy „ograniczyć pomoc dla krajów ubogich, aby sięgnęły dna i zdecydowały się na ograniczenie wydatków”. Jest też w encyklice krytyka „informacji bez mądrości”, a więc braku ciszy i słuchania drugiego człowieka, kiedy to „wszystko zamienia się w pospieszne i niespokojne kliknięcia”. Wyraźna jest tu myśl papieża, że w takich podejściach nie zauważa się rozdarcia i cierpienia poszczególnych ludzi, którzy giną z horyzontu wyobraźni i współczucia tych najbardziej sytych.
To dlatego papież przytacza z Ewangelii św. Łukasza całą przypowieść o miłosiernym Samarytaninie, obszernie ją komentuje, stawiając ludzkości tę postać jako wzór i jedyne wyjście. Padają słowa twarde i jednoznaczne: „Każdy inny wybór stawia nas albo po stronie zbójców, albo po stronie tych, którzy przechodzą obok, nie okazując współczucia dla cierpienia człowieka poranionego przy drodze”. Pytanie, czy będziemy chcieli przejrzeć siebie i świat w tej przypowieści i współczesnym komentarzu Franciszka. Czy zobaczymy ludzi poranionych wskutek egoizmu tych, którzy z chęci zysku wciąż stają się przyczyną cierpienia milionów.
Potrzebujemy rozmowy
Papież wskazuje, jak ważna jest powszechna zgoda co do tego, że „ludzka inteligencja może wyjść poza to, co jest dogodne w danej chwili, i pojąć pewne prawdy, które się nie zmieniają, które były prawdziwe przed nami i zawsze będą prawdziwe”. W dobie wielości „prawd” i tworzeniu ich ad hoc w zależności od własnych upodobań, światopoglądów i opcji, te słowa są naprawdę ważne. Podobnie jak ich trudne do zakwestionowania papieskie uzasadnienie, że bez uznania tych fundamentalnych i powszechnie uznawanych prawd za oczywiste, można byłoby zakwestionować podstawowe prawa człowieka.
Na pewno jedną z dróg naprawy świata jest dialog. „Potrzebujemy rozmowy, aby się spotkać i słuchać siebie nawzajem”. Cały rozdział „Dialog i przyjaźń społeczna” jest zachętą do stworzenia nowej kultury relacji między ludźmi i państwami. Takiej kultury, która uwzględniać będzie los tych, którzy głosu nie mają.
Franciszek wskazuje na wartość i znaczenie przebaczenia. Nie oznacza ono jednak ani zapominania, ani zaprzestania poszukiwania sprawiedliwości. Papież wspomina tu o Shoah, o zbombardowaniu Hiroszimy i Nagasaki, o prześladowaniach, handlu niewolnikami i morderstwach na tle etnicznym, „a także o wielu innych wydarzeniach, które sprawiają, że wstydzimy się być ludźmi”.
Nie dla wojny, kary śmierci, dożywocia
Wśród bardzo konkretnych wątków, które z pewnością wywołają światowy rezonans, jest odrzucenie opracowanej przez św. Augustyna idei „wojny sprawiedliwej”, bowiem „ryzyko prawdopodobnie zawsze przeważy nad przypisywaną jej hipotetyczną użytecznością”. Ponadto Franciszek proponuje, by z pieniędzy wykorzystywanych na broń stworzyć światowy fundusz na rzecz ostatecznego wyeliminowania głodu i rozwój krajów najuboższych. Zauważa, że w naszym świecie istnieją obecnie nie tylko „kawałki” wojny w tym czy innym kraju, ale przeżywamy „wojnę światową w kawałkach”, ponieważ losy krajów są silnie ze sobą powiązane.
Nowatorskie, jeśli chodzi o dotychczasowe nauczanie Kościoła, jest ukazanie kary dożywocia poprzez porównanie jej do kary śmierci. Przypominając nauczanie Jana Pawła II o tym, że kara śmierci jest nieadekwatna na poziomie moralnym i nie jest już niezbędna na poziomie karnym, Franciszek stwierdza, że „dożywocie to ukryta kara śmierci”. Czy to zestawienie obydwu kar ma na celu jedynie pobudzenie refleksji teologicznej, czy też oznacza, że dożywocie staje się odtąd dla Kościoła niedopuszczalne? Oto ciekawe pytanie dla speców od teologii moralnej. Nie wykluczałbym, że stosowną wykładnię przedstawi wkrótce Kongregacja Nauki Wiary.
Święty Franciszek, wielki imam, Gandhi
Bardzo ciekawy jest szeroki krąg patronów tej encykliki. Najważniejszą postacią, której papież zawdzięcza inspirację, jest oczywiście jego duchowy patron – św. Franciszek, który „podążał u boku ubogich, opuszczonych, chorych, odrzuconych, ostatnich” (przy jego też grobie encyklika została podpisana). Poszukując odpowiedzi na bolączki trapiące dziś ludzkość, Ojciec Święty wspomina także niekatolików – Martina Lutera Kinga czy Desmonda Tutu, a nawet niechrześcijan, jak Mahatma Gandhi.
Ale drugim, obok św. Franciszka, najważniejszym inspiratorem Fratelli tutti, do czego odważnie przyznaje się papież, jest postać wielkiego imama, Ahmada Al-Tayyeba. To z nim właśnie, w ubiegłym roku w Abu Zabi, podpisał dokument o ludzkim braterstwie, teraz obficie cytowany w encyklice. To dość niesamowite: oto przedstawiciel religii, dość powszechnie uważanej za niechętną czy wręcz wrogą chrześcijaństwu i chrześcijanom, okazuje się jednym z najważniejszych inspiracji w powstaniu encykliki – jednego z najwyższych rangą dokumentów Kościoła. Poprzednia, Laudato si’, inspirowana była, jak wspomina papież, postawą prawosławnego patriarchy, „brata” Bartłomieja. Tu papież poszedł jeszcze dalej, rangę „sprawczą” przypisując wysokiemu przedstawicielowi islamu. Ryzyko? Tak, Bergoglio ryzykuje od początku pontyfikatu, wystawiając na próbę nerwy stróżów kościelnych granic, nadwrażliwych ortodoksów, przywiązanych do litery i może zbyt mało wrażliwych na ducha. W istocie jednak takie podejście jest, jak sądzę, praktyczną realizacją wskazań Soboru Watykańskiego II, który podkreślił, że Kościół nie odrzuca niczego, co w innych religiach jest „prawdziwe i święte”. Tak, Franciszek, podobnie zresztą jak Jan Paweł II pokazuje, że inspiracje mogą przyjść z różnych, także nieoczywistych, stron. Jak wiadomo, Duch tchnie, kędy chce.
W sposób specjalny składa hołd błogosławionemu Karolowi de Foucauld, puentując swoje rozważania wspomnieniem jego postaci. Ten, który poświęcił się opuszczonym w głębi afrykańskiej pustyni, utożsamiając się z nimi, stał się bratem wszystkich, pisze papież. „Niech Bóg zainspiruje ten ideał w każdym z nas. Amen”.