Logo Przewdonik Katolicki

Straszliwe wydarzenia na Wołyniu

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Bartkiewicz

Słowa Stefanczuka budzą nadzieję, że może w jakimś przynajmniej stopniu w relacjach między państwami zatriumfuje sprawiedliwość i dobra wola.

Wspólnie odnajdziemy prawdę i dokonamy sprawiedliwej oceny” – obiecał Rusłan Stefanczuk, przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy, w trakcie przemowy w polskim Sejmie, wspominając o zbrodni wołyńskiej. Jego słowa posłowie różnych opcji powitali brawami. Polski minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau zareagował uwagą o zbliżeniu stanowisk dwóch krajów.
Co jeszcze mówił ukraiński polityk? „Zbliża się 80. rocznica straszliwych wydarzeń na Wołyniu. Rozumiemy wasz ból po stracie swoich najukochańszych. Wszystkim rodzinom i potomkom ofiar ówczesnych wydarzeń na Wołyniu składam wyrazy szczerego współczucia i wdzięczności za podtrzymywanie światłej pamięci o swoich przodkach. Pamięć, która nie wzywa do zemsty ani nienawiści, ale służy jako ostrzeżenie, że nic takiego nigdy więcej nie powtórzy się między naszymi narodami”. 
Oczywiście to nie są przeprosiny. Ci, co czynią ze stosunku do tamtej zbrodni zasadniczy problem polityczny dziś, uznali, że to wciąż nie to, na co czekają Polacy. Tym łatwiej wytwarzać takie wrażenie, że mamy w tym roku okrągłą, 80. rocznicą tamtej masakry. Zarazem można było jednak odnieść wrażenie, że ktoś w rozpaczliwie broniącym się przed Rosjanami kraju uznał ten problem za ważny.
Całkiem niedawno mieliśmy zgrzyt. Rzecznik polskiego MSZ Łukasz Jasina przypomniał, że prezydent Wołodymyr Zełenski mógłby przeprosić za Wołyń podczas jednego ze swoich spotkań z polskimi politykami. Wypowiedź była bardziej skomplikowana i wcale nie tak jednoznacznie wojownicza wobec Ukrainy, jak mogłoby wynikać z wyjmowanego z kontekstu zdania. Ale ostra reakcja ukraińskiego ambasadora Zwarycza mogłaby wskazywać, że w naszych relacjach mamy coś w rodzaju wynikłego z historii kryzysu.
To jasne, że nie była to samodzielna inicjatywa Jasiny. PiS uznało, że jest mu to potrzebne w zaostrzającej się kampanii wyborczej. Czy słusznie? Problemu nie bagatelizuję. Ukraińscy nacjonaliści realizowali naprawdę ludobójczy plan. Nie ma tu symetrii z przedwojenną twardą polityką polskiego państwa wobec Ukraińców na kresach. Ani z powojenną, zarządzoną przez komunistów akcją Wisła. Deportacje to jednak coś innego niż rzeź dokonywana ze szczególnym okrucieństwem. Skądinąd polski parlament za akcję Wisła przepraszał.
A zarazem… Wypowiedź Jasiny była niezręcznością choćby dlatego, że rzecznik jednego z resortów nie powinien pouczać prezydenta. Nie ta ranga. Ale ponad dyplomatyczne faux pas ważniejsze jest meritum. Naprawdę nie rozumiemy, jak niewygodne byłoby spowiadanie się Ukraińców z ludobójstwa, kiedy dziś to oni oskarżają – i słusznie – o zbrodnie wojenne Rosjan? Przecież to byłaby woda na młyn rosyjskiej propagandy.  
Oczywiście polscy rzecznicy rozliczania Ukraińców natychmiast zakrzykną, że dobrego czasu nie będzie nigdy. Skądinąd poprzedni ukraińscy prezydenci jakieś gesty w sprawie Wołynia już wykonywali. Niewystarczające, ale jednak. Ja pisałem z kolei nie raz, że możemy się obawiać polskich rozczarowań ukraińskimi decyzjami w różnych sferach. Ale na razie to sytuacja hipotetyczna, to może na większą skalę nastąpić dopiero po pomyślnym dla Ukrainy zakończeniu wojny. A tego końca na razie nie widać. Rozliczenia historyczne naprawdę mogą poczekać, kiedy mamy do czynienia z brutalną współczesną agresją. Agresją zagrażającą pośrednio także i Polsce. 
Słowa Stefanczuka budzą z kolei nadzieję, że może w jakimś przynajmniej stopniu w relacjach między państwami zatriumfuje sprawiedliwość i dobra wola. Nie jest to nadzieja totalna, ale jest to nadzieja spora. Czasem, nie często, ale jednak, w polityce wygrywa dobro.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki