– Krzysztof Stanowski i Maria Przełomiec wyjaśniają, dlaczego trzeba podjąć wyciągniętą dłoń naszych wschodnich sąsiadów.
Rozważając treść listu, który skierowali do nas Polaków ukraińscy biskupi, politycy i intelektualiści w przededniu rocznicy rzezi na Wołyniu, powinniśmy pamiętać, że piszą do nas najbliżsi sąsiedzi, którzy na Majdanie trwali bez przemocy, z nadzieją na europejską przyszłość swoich dzieci, obywatele kraju częściowo okupowanego przez Rosję, w którym ponad milion ludzi zostało zmuszonych do porzucenia zbombardowanych domów.
Polaków i Ukraińców łączy i dzieli kilka wieków tragicznej historii. Pełnej krzywd, krwi, łez wylanych nad grobami pomordowanych, grobami żołnierzy walczących po różnych stronach frontu, nad zgliszczami zniszczonych cerkwi i kościołów, zburzonych domów, poniewierki wypędzonych. Kilkaset lat europejskiej historii, kiedy bohaterem narodowym zostawało się, zabijając sąsiadów lub pozwalając, by sąsiedzi zabili ciebie.
W rocznicę rzezi na Wołyniu autorzy listu w prostych słowach przypominają, że „zabijanie niewinnych ludzi nie ma usprawiedliwienia”. Proszą Polaków o „wybaczenie za popełnione zbrodnie i krzywdy i przebaczają zbrodnie i krzywdy uczynione nam [Ukraińcom]”. Na sto dni przed 25. rocznicą niepodległości podkreślają, że „państwo ukraińskie stoi jeszcze przed zadaniem pełnego sformułowania swego całościowego i godnego stosunku do wyzwań, które przeszliśmy […], a także własnej odpowiedzialności za przeszłość i przyszłość”. Przestrzegają „polityków obu krajów przed mową nienawiści i wrogości, która może zastąpić chrześcijańskie poczucie przebaczenia i porozumienia”.
To kolejne wyważone i ważne słowa na drodze polsko-ukraińskiego pojednania i zrozumienia. W ostatnich kilkudziesięciu latach dzięki wysiłkowi przedstawicieli naszych narodów udało się wiele zbudować. O znaczeniu Ukrainy dla niepodległości Polski mówił Jerzy Giedroyc. Ukraińcy włączyli się w opozycję demokratyczną w Polsce. Solidarność dała szansę wolności również Ukrainie. Polska jako pierwsza uznała jej niepodległość. Współpracę podjęły organizacje pozarządowe oraz samorządy. Zbliżyły wspólna organizacja Euro 2012, wsparcie dla pomarańczowej rewolucji, Euromajdanu i proeuropejskich reform, a także setki tysięcy Ukraińców podejmujących w Polsce naukę czy pracę.
Ogromną rolę w budowaniu wzajemnego szacunku i zaufania odegrały Kościoły katolicki i grekokatolicki. Krokiem milowym była wizyta Jana Pawła II w Ukrainie. Od 2002 r. Polacy i Ukraińcy modlą się wspólnie na Cmentarzu Łyczakowskim. W 2005 r. ogłoszono wspólny „List biskupów greckokatolickich Ukrainy i rzymskokatolickich Polski z okazji aktu wzajemnego przebaczenia i pojednania”. W 2013 r. arcybiskupi Światosław Szewczuk, Józef Michalik, Mieczysław Mokrzycki oraz Jan Martyniak podpisali wspólną deklarację w związku z 70. rocznicą zbrodni wołyńskiej.
Dzięki tym wszystkim inicjatywom jesteśmy w zupełnie innym miejscu niż przed półwieczem. Piszą do nas sąsiedzi, którzy po raz pierwszy od wieków myślą o Polakach jako przyjaciołach, sojusznikach, braciach. Nie zawsze dawaliśmy do tego powody. Piszą z nadzieją i wiarą w dobrą przyszłość, ale też z poczuciem, że wspólny dorobek ostatnich lat może być zagrożony przez wygodne dla Moskwy prowokacje: bezczeszczenie cmentarzy, zalewający polski internet antyukraiński hejt, inicjatywy odbierania ulicom imienia Tarasa Szewczenki. To realne zagrożenia. Dlatego winniśmy wdzięczność wszystkim, którzy jak arcybiskup metropolita lubelski Stanisław Budzik przyjęli list z życzliwością i otwartym sercem. Którzy wierzą, jak autorzy listu, że „najważniejszym pomnikiem naszych narodów staną się nie lokalne panteony, lecz wyciągnięte ku sobie ręce”.
W zbliżające się dni pamiętajmy o modlitwie w intencji wszystkich ofiar oraz w intencji przywódców Polski i Ukrainy, by znaleźli wolę i siłę do przebaczenia i działania na rzecz dobra wspólnego. A w sierpniu włączmy się we wspólne świętowanie 25. rocznicy niepodległości Ukrainy (zapraszam na stronę Ukraina25.pl). Bo niepodległa i demokratyczna Ukraina jest ważna dla Polski i Polaków. Tak jak niepodległa i demokratyczna Polska jest ważna dla Ukrainy i Ukraińców.
Krzysztof Stanowski
Prezes Zarządu Fundacji Solidarności Międzynarodowej
„Zabijanie niewinnych nie ma usprawiedliwienia. Prosimy o wybaczenie za wyrządzone zbrodnie i krzywdy (…). Prosimy o przebaczenie i tak samo przebaczamy zbrodnie i krzywdy uczynione nam” – czytamy w apelu.
List wywołał w Polsce skrajne reakcje. Jedni uznali go za punkt zwrotny. Początek, który, jeżeli spotka się z właściwym odzewem, pomoże doprowadzić do zakończenia sprawy najbardziej bolesnego epizodu w historii obu narodów, czyli rzezi wołyńskiej. Inni zajęli się krytyką. Komentator jednej z gazet uznał za skandal, że w liście nie znalazło się słowo „ludobójstwo”. Czynnie zajmujący się sprawami wschodnimi polityk skrytykował list, mówiąc, że „jest to całkowite odwrócenie tego, co miało miejsce w przypadku polskich biskupów. W polskim przypadku to ofiary zwróciły się do sprawców z tym słynnym: «wybaczamy i prosimy o wybaczenie». Tu mamy sytuację odwrotną – to sprawcy zwracają się do ofiar”. Kolejna rzecz nie do zaakceptowania, zdaniem polskiego posła to zrównanie strony ukraińskiej z polską.
Dodatkowo podnoszą się głosy, że Ukraińcom o żadne pojednanie nie chodzi, a tylko o to, żeby polski parlament nie ustanowił dnia 11 lipca (początek mordów na Wołyniu) dniem męczeństwa kresowian. Niestety, tych drugich głosów jest więcej. Piszę „niestety”, bo mimo pewnych niedostatków (też zabrakło mi bardziej otwartego potępienia wołyńskiej zbrodni) uważam ukraiński apel za ważny gest, który w konsekwencji może doprowadzić do spopularyzowania na Ukrainie wiedzy o Wołyniu – bo procent osób zdających sobie sprawę z tego co się działa w 1943 r. jest tam żenująco mały – i do uznania w dalszej konsekwencji, przez ukraińską stronę, mordów sprzed 73 lat za ludobójstwo.
Myślę, że zdają sobie z tego sprawę polscy biskupi, którzy bardzo pozytywnie zareagowali na ukraiński apel. Metropolita lubelski abp Stanisław Budzik wezwał do przyjęcia „listu z otwartym sercem” i do wspierania Ukrainy, „która nam nigdy tego nie zapomni”. Arcybiskup przypomniał, że „Polacy mieli jeszcze bardziej tragiczną historię z Niemcami i w 20 lat po wojnie polscy i niemieccy biskupi wystąpili z inicjatywą pojednania między naszymi narodami, którego hasłem są słowa: «Przebaczamy i prosimy o przebaczenie»”. – Jeśli mieliśmy wtedy odwagę wystąpić z takim profetycznym apelem, to nie sposób nie przyjąć obecnego listu ze strony ukraińskiej. Nie sposób nie podjąć tych wyciągniętych do pojednania rąk. Historyczne kwestie są bolesne i trudne, ale nie ma takich spraw, których jako chrześcijanie nie moglibyśmy rozwiązać i przebaczyć – stwierdził metropolita.
Oczywiście nie będzie to sprawa łatwa. Oczekując potępienia zbrodni ludobójstwa, Polska nie może jednocześnie żądać, by Ukraińcy zrezygnowali z honorowania Stepana Bandery czy przestali traktować walczącą po wojnie z Sowietami UPA jak swoich żołnierzy wyklętych.
W tym kontekście warto zwrócić uwagę na przytoczone ostatnio przez polskiego eksperta Łukasza Adamskiego wyniki ukraińskich sondaży. Otóż Polacy największą sympatią (80–70 proc.) cieszą się na zachodniej i centralnej Ukrainie, gdzie niemal równie wysoka jest popularność Bandery (prawie 50 proc.), w południowo-wschodniej części kraju, która Banderę uważa za zakałę, niechęć do Polski wynosi ponad 30 proc. , czyli więcej niż antypatia dla OUN-UPA (około 23 proc.).
Dlatego mam nadzieję, że na ukraiński apel odpowiedzą polscy politycy, hierarchowie i intelektualiści. Tak jak swego czasu na list polskich biskupów odpowiedzieli biskupi niemieccy.
I jeszcze jedno: ustanawianie daty 11 lipca dniem męczeństwa kresowian nie wydaje mi się dobrym pomysłem. Nie umniejszając skali zbrodni wołyńskiej, której ofiarą padło 60–100 tys. Polaków, trzeba pamiętać, że w wyniku sowieckiej agresji w latach 1939–1945 bezpośrednio ucierpiało ponad milion mieszkańców kresów, z czego 150 tys. straciło życie. Nie wspominając już o 200 tys. naszych rodaków, którzy zostali zgładzeni w latach 1937–1938, w ramach stalinowskich czystek. Nic dziwnego, że rosyjskie media tak chętnie ostatnio podejmują temat zbrodni wołyńskiej, także w kontekście ukraińskiego apelu do Polaków.
Maria Przełomiec