Patrzę na tę dyskusję z trzech perspektyw. Przez wiele lat byłem czynnym instruktorem harcerskim, prowadziłem kilkadziesiąt obozów, byłem też pierwszym naczelnikiem Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Jako wiceminister edukacji narodowej miałem okazję uczestniczyć w uregulowaniu zasad organizacji wypoczynku dzieci i młodzieży szkolnej. Wreszcie jako ojciec obserwowałem harcerską przygodę czwórki naszych dzieci.
Ryzyko jest podobne
Każda śmierć czy wypadek powodujący kalectwo młodego (i nie tylko) człowieka jest tragedią, należy zrobić wiele, by jej uniknąć. Ryzyko niosą dojazdy i dojścia do szkoły, jazda na rolkach i rowerze, uprawianie wyczynowego sportu, turystyka kwalifikowana, a nawet rodzinny wyjazd. Jako rodzice modlimy się, by nic złego nie spotkało naszych dzieci, ale wiemy, że nie możemy uchronić ich od wszystkich niebezpieczeństw. Brat kolegi zginął pod kołami samochodu w drodze do szkoły podstawowej. W Tatrach zginął mój 19-letni brat taternik. Na jednym z pierwszych obozów harcerskich rozbiłem sobie głowę siekierą…
Czy udział w obozie, np. w Suszku, jest bardziej ryzykowny niż wyjście z dziadkami na grzyby czy do Łazienek? W przypadku trąby powietrznej upadające drzewo jest równie zabójcze w lesie nad jeziorem, jak i w Łazienkach. Z jednej strony w parku jest więcej starych drzew, z drugiej – szybciej dojedzie pogotowie ratunkowe. Dłuższy czas dojazdu pogotowia dotyczy nie tylko obozu nad jeziorem, ale każdej wioski w zalesionym terenie. Trąby powietrzne w Polsce są rzadkością i zjawiskiem, którego nie można przewidzieć w konkretnym miejscu. Pomysł ewakuowania całych województw w związku z zagrożeniem anomaliami pogodowymi wydaje się mało realistyczny.
Najważniejszy drużynowy
Jeśli z punktu widzenia zagrożenia trąbą powietrzną wyjście do parku z dziadkami i wyjazd nastolatka na obóz wiążą się z podobnym zagrożeniem, powinniśmy sobie zadać pytanie, czy harcerstwo jest zajęciem wysokiego ryzyka? Robert Baden-Powell, twórca skautingu, powiedział, że skauting to braterstwo służby i świeżego powietrza. W Polsce mamy dziś trzy większe organizacje harcerskie oraz kilka organizacji o formacji zbliżonej do skautingu. Każda ma swoją specyfikę ideową i organizacyjną. Z punktu widzenia rodziców ważniejszy od nazwy organizacji jest drużynowy, któremu powierzamy nasze dzieci. Drużyna harcerska (w przeciwieństwie do wykupionej przez rodziców kolonii czy obozu) pracuje cały rok. Przed wyjazdem na obóz harcerki i harcerze spotykają się na cotygodniowych zbiórkach. Uczestniczą w rajdach i wycieczkach, akcjach pomocowych. Zdobywają sprawności dokumentujące uzyskanie konkretnej wiedzy i umiejętności: od kuchcika przez wskazidrogę, kwatermistrza aż po ratownika. W pracy drużyny, a szczególnie na obozie, harcerze stawiani są przez doświadczonych instruktorów w sytuacjach, które wymagają radzenia sobie w konkretnych sytuacjach życiowych. Muszą znaleźć drogę w terenie, rozbić namiot, przygotować się na całodniową wycieczkę, ugotować obiad dla kolegów, zbudować stół, zaplanować i zrobić zakupy, posłużyć się apteczką. Z czasem obozy mogą być coraz bardziej wymagające. Osobiście prowadziłem obozy: kajakowe, rowerowo-skałkowe, żeglarskie, wędrowne, piesze wędrówki, zimowe wędrówki na nartach.
Szkoła życia
Kilka lat pracy w drużynie harcerskiej (lub innej działającej na podobnych zasadach organizacji wychowawczej) daje bezcenne doświadczenie. Pomaga zrozumieć potrzebę dyscypliny, uczy pracy nad sobą, koleżeństwa i działania na rzecz dobra wspólnego oraz pomagania potrzebującym. Wreszcie: podejmowania decyzji. W rezultacie przygotowuje do radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Może nie uratuje życia w przypadku przygniecenia przez drzewo, ale zwiększy szansę przeżycia i udzielenia pomocy innym w kryzysowych sytuacjach. Z relacji medialnych wynika, że harcerze na obozie w Suszku – mimo tragedii, jaka ich spotkała – nie wpadli w panikę, nikt nie zaginął, opatrzyli rannych, sprawnie zebrali się w zaplanowanym miejscu ewakuacji, rozpalili ognisko, wskazujące ratownikom miejsce ich pobytu. Rozsądnie nie podjęli próby przedzierania się nocą przez las. Jednym słowem zachowali się bardzo przytomnie i racjonalnie.
Niestety wśród organizatorów wypoczynku ciągle zdarzają się przypadki lekceważenia zasad bezpieczeństwa, lekkomyślności czy wręcz głupoty. Przed laty głośna była historia tragicznego wypadku w Beskidzie Wysokim. Trener wyszedł w grudniu z grupą nastoletnich sportowców w góry. Bez odpowiedniego ubrania, obuwia, zapasu jedzenia, podstawowego wyposażenia jak kompas, latarki, zapasowe mapy, apteczka. Dla doświadczonych turystów taka lekkomyślność jest prowokowaniem sił natury.
Jak zapewnić podstawowe bezpieczeństwo
Warto zastanowić się, co jako rodzice możemy zrobić, by upewnić się, że nasze dziecko trafiło do drużyny czy organizacji, która uczy samodzielności, ale nie naraża na niepotrzebne niebezpieczeństwo. Moja pierwsza rada, to spotkać się z drużynowym/wychowawcą. Nie z naczelnikiem czy komendantem Chorągwi, ale z osobą, która będzie bezpośrednio pracowała z naszym dzieckiem. Zaprosić do domu, porozmawiać. I zastanowić się, czy chcielibyśmy, by nasza córka lub syn byli za kilka lat tacy jak ta osoba. Dalej: porozmawiać z dzieckiem po powrocie ze zbiórki czy rajdu, zachęcić do zaproszenia do domu kolegów z zastępu. Przed samym wyjazdem upewnić się w kuratorium, czy obóz jest zarejestrowany. Organizatorów wypytać o szczegóły: miejsce, trasę, wyposażenie, zakwaterowanie, opiekę ratownika, potrzebny ekwipunek, podział obowiązków między uczestników. Zapytać, czy możemy w czymś pomóc (i ze spokojem przyjąć odpowiedź). W przypadku harcerstwa większe zaufanie budzi w nas obóz z udziałem jednej drużyny (20–30 harcerzy czy harcerek) pracującej wcześniej przez cały rok niż wielkie zgrupowanie dla 150 bardziej lub mniej przypadkowych osób.
Dla nas, rodziców zachęcających dzieci do harcerstwa, najważniejsze jest doświadczenie życiowe, jakie dzięki temu uzyskają, ludzie, których spotkają, zadzierzgnięte przyjaźnie oraz oczywiście podstawowe bezpieczeństwo. Można próbować uniknąć zagrożenia ukłucia się igłą, oparzenia od kociołka, zjedzenia niedosolonej przez domorosłych kucharzy zupy czy wywrotki na kajaku, zamykając dziecko ze smartfonem w pokoju. Ale czy rzeczywiście o to chodzi?