Skoraczew – „najmilsze i najdroższe gniazdo” w powiecie jarocińskim. Tam w 1923 r. urodziła się Elżbieta Krajewska, nazywana Litką lub Elitką. Historia jej rodziny jest podobna do wielu innych w tym czasie: ziemianie wysiedleni z majątku, na który uczciwie pracowali. Pół godziny na spakowanie i już w październiku 1939 r. przewiezieni do obozu przesiedleńczego w oddalonej o kilkanaście kilometrów od Jarocina Cerekwicy. Jej dwuletnia siostra Mariza chodziła w obozie na smyczy, by nie zbliżyć się do ogrodzenia, bo hitlerowcy strzelali bez ostrzeżenia.
Po Cerekwicy przeprowadzka do Warszawy, gdzie Tadeusz Krajewski, ojciec Elitki, kupił cztery kamienice czynszowe – po jednej dla każdego dziecka na życiowy „start”. Ale to już nie była ta sama Warszawa – wrzesień ’39 zmienił wszystko. Zaangażowanie gospodarcze i społeczne Krajewskiego oraz otwarty umysł (interesował się cywilizacją Indii i podobno 21 razy przeczytał Trylogię Sienkiewicza) nie miały już tak wielkiego znaczenia, bo nawet jego dotknęła bieda i niepewność jutra. Mimo to Elitka poszła do szkoły krawieckiej, która była de facto zakonspirowanym gimnazjum (szkolna legitymacja chroniła ją przed wywózką na roboty do Niemiec). Zdała tajną maturę, a przy okazji nauczyła się szyć i wyrabiać ze sznurka torby i sandały. Aby podreperować domowy budżet, rysowała też portrety na zamówienie i uczyła francuskiego. I może we względnym spokoju przeżyłaby wojnę, gdyby nie jedna decyzja.
Nastoletnia patriotka
Po maturze Litka wstąpiła do Armii Krajowej, otrzymała stopień starszego strzelca i zaangażowała się w tzw. Akcję „N” (od pierwszej litery słowa „Niemcy”), której było „spowodowanie w szeregach wroga depresji psychicznej” poprzez rozpowszechnianie wśród Niemców pism podkopujących ich morale i autorytet władz.
W ciągu dnia działała dla ojczyzny, wieczorami pisała, „bo lubiła”. W okupowanej stolicy pracowała nad swoim największym utworem Skrzydlate miasto – fantazją dramatyczną, przedstawiającą walkę ludzi jasnych, skrzydlatych, mieszkających ponad ziemią, z ludźmi ciemnych podziemi. Oprócz nich na powierzchni ziemi żyli także ludzie zwyczajni. Skrzydlate miasto było artystycznym buntem idealistki, która znalazła się w otoczeniu diabłów, jak czasem nazywała hitlerowców. Pewnego dnia spotkała ich twarzą w twarz. Podczas rewizji mieszkania diabły zabrały rękopis.
Gestapowcy zatrzymali Elitkę 6 czerwca 1943 r., gdy przerzucała dywersyjne ulotki na teren niemieckich koszar. Po dwudniowym, okrutnym przesłuchaniu w Alejach Szucha przewieziono ją nieprzytomną do więzienia na Pawiaku. Po kilku dniach przesłuchano ją po raz kolejny, a gdy nic nie powiedziała, umieszczono w odosobnieniu. Konspiracyjne raporty z Pawiaka były krótkie, ale treściwe: „Postawa Elżbiety Krajewskiej wciąż bohaterska”. Sił dodawała jej przemycana, przyjmowana potajemnie Komunia św. Tęskniła za Panem Jezusem tak samo mocno, jak po rozpoczęciu wojny, gdy zanotowała w pamiętniku: „Po Spowiedzi św. przystąpiłyśmy do Komunii św. Wreszcie, po czterech miesiącach!”. Z ukochanymi rodzicami kontaktowała się przez strażniczkę-łączniczkę i przekazywała im ulepione z chleba figurki.
Lekarka z Pawiaka wspominała ją: „śliczna młodziutka więźniarka staje mi przed oczyma niby postać nieziemska – skupiona, bez słowa skargi znosiła fizyczne cierpienia”. Przełomowym momentem w życiu Elitki miał być złożony Bogu ślub. Kiedy dowiedziała się o planowanym rozstrzelaniu przyjaciółki z Pawiaka, oświadczyła jej stanowczo, że na pewno nie zginie. Tak umówiła się z Panem Bogiem – że ofiaruje za nią swoje życie. Wiedziała, co robi i wiedziała, co mówi, bo nigdy nie rzucała słów na wiatr – kochała je i wiedziała, że naprawdę mogą kształtować rzeczywistość. Nie wiadomo tylko, czy miała świadomość, że przysięga spełni się tak szybko.
Numer 64424
Był 5 października 1943 r. Transport 244 kobiet wyruszył do Auschwitz. „Tylko 19-letnia Litka Krajewska uśmiechała się anielsko. (…) Kierunek Oświęcim brała za dowód, że Bóg przyjął jej ofiarę. Jej piękne uduchowione oczy promieniały” – w przejmującym opisie ziemskiego piekła W otchłani napisała o współwięźniarce Zofia Kossak.
Pod koniec roku w Auschwitz wybuchła epidemia tyfusu. Elitka zdążyła jeszcze ulepić szopkę bożonarodzeniową z chleba, a potem przeniesiono ją na rewir. Kossak relacjonuje, że „mała święta” umierała z uśmiechem na ustach i pewnością spotkania z Jezusem. Gdy zasnęła – „bo nie można o jej zgonie powiedzieć inaczej niż: zasnęła w Panu”, stał się cud. „Po raz pierwszy, z własnej woli, blokowa i pflegerki nie wytaszczyły trupa za próg, lecz zmarłą zawiniętą w prześcieradło, ułożyły na stołkach, niby na katafalku. Z fałd prześcieradła – całunu, wyzierało liczko, prześliczne mimo wyniszczenia, pogodne i uśmiechnięte. Uśmiech anielskiego dziecka działał nawet na znieprawione lagrem prostackie umysły. Zniżały głos przechodząc obok ciała”.
Pierwsza publikacja Pamiętnika wojennego
Na uwagę zasługuje też postawa matki Elitki, która nazywała ją „duszą całej rodziny”. Felicja Krajewska straciła na wojnie męża, dwie dorastające córki i brata. Mimo to w 1969 r. napisała do „Tygodnika Powszechnego” list, w którym apelowała o pojednanie z narodem niemieckim. Ostatecznie nie został on zamieszczony z powodu cenzury.
Felicja pielęgnowała też pamięć o swojej bohaterskiej córce. W piątą rocznicę śmierci wydała obrazek z jej fotografią i fragmentami Drogi krzyżowej Polaków w więzieniach i obozach, którą Elitka ułożyła i odprawiała w szpitalu na Pawiaku i która przedostała się za więzienne mury w formie grypsu. Starała się także odnaleźć Pamiętnik wojenny zaczęty dnia 4 września 1939 r. w Wałowicach, będący zapisem pierwszej wojennej tułaczki Elitki i jej rodzeństwa. Dziewczyna pisała go do 24 października 1939 r., a potem ukryła w parku pod dużym i gęstym cisem. Felicja odzyskała rękopis – jak sama pisze – „po trzyletnich staraniach i w końcu po dziewięciodniowym odprawianiu Drogi Krzyżowej, ułożonej przez Elitkę na Pawiaku”. Utwór ten, po raz pierwszy opublikowany w wydanej w tym roku książce ks. Jana Grzeszczaka pt. Elitka. Młodość w dniach grozy, jest dojrzałą prozą 16-latki, w której stawia niewygodne pytania, ale też diagnozy. Poznajemy ją jako wnikliwą obserwatorkę: „Polska niepraktyczna i nigdy realnie niemyśląca w rozporządzeniu skarbem, niepoprawnie optymistyczna i niedbała w przygotowaniu armii. Polska niemająca pojęcia o organizacji, Polska lubująca się w pompatycznych przechwałkach więcej niż w czynie (…)”, ale również jako gorącą patriotkę: „Powtórny zabór w ciągu dwóch tygodni, Polski wielkiej i mocnej? Nigdy się tego nie spodziewam i wierzę, że cały naród myśli tak, jak ja, i jeśli armia zawiedzie, to jestem pewna, że cały naród jako reakcja rzuci się choćby z gołymi rękoma na Niemców i zamaże chwilowe klęski z zaciekłością i zaślepieniem dającym zwycięstwo”.
Mimo wielu gorzkich refleksji czytanie Pamiętnika wojennego może być… przyjemne dzięki plastycznym, poetyckim opisom. Trudno uwierzyć, że jego autorką była nastolatka, która jeszcze kilka lat wcześniej pozowała do zdjęć z ulubionymi zabawkami oraz psami myśliwskimi ojca i kotami, należącymi do jej „gospodarstwa lalkowo-zwierzątkowego”.
Ocalony skarb
KL Auschwitz zabrał nam świetnie zapowiadającą się pisarkę, rysowniczkę i może rzeźbiarkę, gdy pamiętamy o figurkach z okruchów chleba, które lepiła dla najbliższych. Skrawki jej twórczości, które udało się zachować, czyli trochę poezji, prozy i niewiele rysunków, są wielkim skarbem dla młodego pokolenia. Elitka smakowała życie i wiedziała, co jest w nim najważniejsze. Prawdziwe szczęście dała jej pewność priorytetów: Bóg, rodzina, ojczyzna.
*W cytatach zachowano oryginalną pisownię
Jan Grzeszczak, Elitka. Młodość w dniach grozy, Poznań 2017, Wydział Teologiczny UAM