Jedną z najwybitniejszych Polek okazała się córka ochmistrza cesarskiego dworu austro-węgierskiego i prusko-śląskiej szlachcianki. Można powiedzieć, że żyła w trzech stuleciach: przyszła na świat u schyłku XIX wieku, doświadczyła wszystkich koszmarów XX wieku, a odeszła na progu XXI wieku, przeżywszy 104 lata. Jednak nie tylko z tego powodu jest dla nas postacią godną podziwu i czci.
Życie hrabiny Karoliny Lanckorońskiej rozpoczęło się w sielankowych warunkach schyłku XIX wieku, który w Dolnej Austrii, gdzie przyszła na świat 11 sierpnia 1898 r., przebiegał jako czas spokoju i pozornego szczęścia pod berłem nieśmiertelnych, jak się zdawało, Habsburgów. Ten urok beztroski mógł się szczególnie udzielać młodej hrabiance, która wychowywała się w atmosferze cesarskiego Wiednia i jego najwytworniejszego establishmentu. Ojciec Karoliny, Karol Lanckoroński, choć wywodził się z polskiej szlachty o bardzo odległej przeszłości rycerskiej, był na dworze słynnego Franza Josepha Wielkim Ochmistrzem Cesarskim. Odznaczony Orderem Złotego Runa miał rozliczne kontakty, które nawet trzeciemu pokoleniu jego potomków zapewniłyby spokój w najgorszych czasach. Podobnie matka, Małgorzata Eleonora z domu von Lichnowsky, miała niebanalne parantele i rodzinne powiązania; dość powiedzieć, że jej brat, a wuj Karoliny – Karl Max, był przez kilka lat ambasadorem Niemiec przy pałacu św. Jakuba. W takiej atmosferze dojrzewała wielka osobowość Karoliny Lanckorońskiej.
Polska i sztuka
Jednak z wiekiem nie stała się ona, jak wiele rówieśnic z jej stanu – zblazowaną, kosmopolityczną arystokratką, ale jedną z najwybitniejszych polskich patriotek. Już w domu rodzinnym, gdzie mówiło się najchętniej po niemiecku i francusku, z własnej inicjatywy uczyła się polszczyzny – tej pięknej i jakże w Wiedniu egzotycznej mowy swych bitnych przodków ze wschodnich kresów Rzeczypospolitej.
Drugą jej nie mniejszą pasją okazała się sztuka. Pod wpływem zainteresowań swego ojca, wspomnianego Karola Lanckorońskiego, dziewiętnastoletnia Karolina rozpoczęła studia z zakresu historii sztuki na wiedeńskim uniwersytecie pod kierownictwem wybitnego Maxa Dwořaka. W 1926 r. uzyskała doktorat na podstawie napisanej po niemiecku dysertacji pod tytułem: „Studia na temat Sądu Ostatecznego Michała Anioła i jego artystycznego rodowodu”. W tym samym czasie dawna i niezapomniana ojczyzna Lanckorońskich odzyskała upragnioną przez tyle pokoleń, które jej nie doczekały – niepodległość. Lanckorońscy zostali znakomicie przyjęci przez rodaków w odrodzonej Polsce. Miarą tego może być fakt przyznania Karolowi, bądź co bądź dawnemu ochmistrzowi dworu w zaborczym Wiedniu, Wielkiej Wstęgi Orderu Polonia Restituta. Karolina, choć młoda, zdążyła już wystawić sobie patriotyczne świadectwo – w czasie I wojny światowej pomagała jako pielęgniarka polskim żołnierzom, pracując w ośrodku rekonwalescencyjnym ufundowanym przez jej ojca.
Hrabina Karolina Lanckorońska w rodzinnym Rozdole, 1938 r.
Kariera naukowa
Po obronie wspomnianego doktoratu wyjechała do Rzymu, gdzie oddała się dalszym, praktycznym studiom nad sztuką włoskiego renesansu i baroku, a zwłaszcza ukochanego Michała Anioła. W tym czasie – co niezwykle ważne dla polskiej kultury za granicą – porządkowała archiwa biblioteczne i fotograficzne Stacji Naukowej Polskiej Akademii Umiejętności w Rzymie. W 1933 r. Karolina Lanckorońska postanowiła jednak wrócić do Polski. Zmarł jej ojciec i w spadku po nim stała się między innymi dziedziczką majątku w Komarnie. Zamieszkała jednak we Lwowie, zamierzając prowadzić dalsze prace naukowe i badawcze z zakresu historii sztuki. Już niespełna dwa lata później, jako pierwsza w dziejach fakultetu historii sztuki lwowskiej Almae Matris, hrabina Karolina uzyskała habilitację, stając się docentem – czyli w dzisiejszym języku profesorem nadzwyczajnym. Przez najbliższe lata, naprzemiennie opiekowała się swymi rodzinnymi dobrami i głosiła wykłady jako pani profesor. Ten czas – który po latach nazywała najszczęśliwszym w swoim życiu – przerwała dramatycznie druga wojna światowa.
Przez piekło wojny
Kataklizm zaczął się 22 września 1939 r., kiedy Armia Czerwona zajęła Lwów. „Bolszewicy nie wyglądali ani na radosnych, ani na dumnych zwycięzców. Widzieliśmy ludzi źle umundurowanych, o wyglądzie ziemistym, wyraźnie zaniepokojonych” – zapisała w swych wojennych wspomnieniach. „Dopiero po paru dniach żołnierze zaczęli wchodzić do sklepów. Tam bywali nawet bardzo ożywieni. W mojej obecności oficer kupował grzechotkę. Przykładał ją do ucha towarzyszowi, a gdy grzechotała, podskakiwali obaj wśród okrzyków radości. Wreszcie ją nabyli i wyszli uszczęśliwieni. Osłupiały właściciel sklepu po chwili milczenia zwrócił się do mnie i zapytał bezradnie: jakże to będzie, proszę pani? Przecież to są oficerowie”.
Właśnie – „jakże to będzie?” – to pytanie profesor Lanckorońska przez najbliższe lata zadawała sobie zapewne bardzo często. Kolejnych odpowiedzi udzielała własnymi czynami. Bardzo szybko włączyła się w nurt polskiej pracy konspiracyjnej. Zrezygnowawszy z opuszczenia okupowanego przez Niemców i Rosjan kraju, już 2 stycznia 1940 r. została zaprzysiężona do Związku Walki Zbrojnej. A były to warunki bardzo ryzykowne; podczas gdy „oficerowie od grzechotki” zajmowali wobec Polaków względnie łagodne stanowisko, to już wkraczający krok za nimi na polskie ziemie funkcjonariusze NKWD siali terror i spustoszenie. Sama Lanckorońska napisała: „Od wschodu zalała nasze ziemie, jak za Władysława IV, nieukształtowana społecznie dzicz i walczyła z nami w imię haseł społecznych wypływających w bardzo dużej części z kompleksu niższości, z nienawiści dla kultury, której najeźdźca nie posiadał. Ponieważ ta kultura była polska, trzeba było zniszczyć wszystko, co polskie”.
Jako oficer public relations przy II Korpusie we Włoszech, Rzym 1946 r.
W szponach hitlerowców
Pozostanie wówczas w okupowanym przez Związek Radziecki polskim Lwowie okazało się nazbyt ryzykowne. 3 maja 1940 r. Lanckorońska potajemnie wyruszyła do Krakowa, okupowanego przez hitlerowców. Po dotarciu do dawnej polskiej stolicy hrabina włączyła się w działania okręgu krakowsko-śląskiego Związku Walki Zbrojnej. Oficjalnie działając jako pielęgniarka Czerwonego Krzyża, we dnie i w nocy niosła pomoc niezliczonym rannym i umierającym Polakom. Latem 1941 roku Niemcy zaatakowały swego dotychczasowego sprzymierzeńca – Związek Radziecki i wkroczyły wkrótce do Lwowa, zajmowanego dotąd przez Sowietów. W nocy z 3 na 4 lipca hitlerowskie Einsatzkommando, dowodzone przez SS – Brigadenführera Eberhardta Schöngartha, wpadło z rykiem do mieszkań lwowskich profesorów. Jakże podobne były te działania do osławionej „Sonderaktion Krakau”, kiedy to aresztowano profesorów Uniwersytetu Jagiellońskiego. Tym razem Niemcy działali szybciej – intelektualiści zostali zamordowani niemal od razu na lwowskim Wzgórzu Wóleckim. Nie planowano dla nich „nawet” pobytu w obozie koncentracyjnym.
Misja lwowska
Te wstrząsające, choć jeszcze niejasne wieści dotarły do profesor Lanckorońskiej i w jednej chwili naznaczyły całe jej życie. Zapewne już wtedy, w momencie trwogi i bólu, ślubowała sobie, że kiedyś wyjaśni tę ponurą zagadkę, że opowie o niej światu... Świadomość polskiej tragedii dodała jej jeszcze większego zapału do pracy w okupowanej Polsce. Od późnego lata 1941 r. działała z ramienia Rady Głównej Opiekuńczej jako wizytator więzień w całej Generalnej Guberni. Wtedy to, dzięki niezwykłej odwadze, stanowczości, inteligencji i doskonałej znajomości języka niemieckiego objęła swą opieką niemal 30 tys. więźniów z zakładów hitlerowskich na terenie GG.
Działalność ta została przerwana aresztowaniem Lanckorońskiej 12 maja 1942 r. Niemcy zarzucali jej agresywną, antyniemiecką działalność uprawianą pod pretekstem pracy charytatywnej. Bohaterska hrabina trafiła przed oblicze prymitywnego gestapowca Hauptsturmführera Hansa Krügera. Rozwścieczony opanowaniem profesor Lanckorońskiej podczas przesłuchania, okazywanym, nawet w obliczu groźby osadzenia w obozie koncentracyjnym, wyjawił on prawdę o mordzie na profesorach lwowskich i o swoim współudziale w tym akcie ludobójstwa.
Profesor Lanckorońska była jedną z pierwszych osób, które poznały prawdę. Krüger nie bał się ujawnić swoich „osiągnięć i zasług” dla Rzeszy – był bowiem pewien, że dumną Polkę czeka szybka śmierć. Tymczasem po upokarzającym pobycie w areszcie, gdzie osadzono Lanckorońską m.in. z ukraińskimi prostytutkami i komunistkami, hrabina zostaje przewieziona do Lwowa. Tam, w centrali gestapo, przesłuchuje ją komisarz SS do Polskich Spraw Politycznych, Walter Kutschmann. Okazuje się on jednym z niewielu Niemców o ludzkim obliczu. Informuje Lanckorońską, że u władz hitlerowskich wstawia się za nią włoska rodzina królewska. Lanckorońska z kolei powiadamia Kutschmanna, że na przesłuchaniu dowiedziała się od Krügera o mordzie lwowskim. Kutschmann, który sam brał udział w tym hitlerowskim przedsięwzięciu, ale powstrzymał się od aresztowania profesorów, tłumacząc się Krügerowi, że nie zastał ich w domu, teraz słucha Lanckorońskiej z rosnącym napięciem.
Postanawia jej pomóc, a może po prostu wyciszyć własne wyrzuty sumienia i wyeliminować znienawidzonego konkurenta – Krügera. Proponuje Lanckorońskiej przygotowanie raportu, w którym ujawni ona wszystko, czego dowiedziała się o mordzie lwowskim na przesłuchaniu u Krügera. Dokument ten Kutschmann zamierza przekazać do Berlina. Tak też się staje. O sprawie dowiaduje się nie tylko Heinrich Himmler, ale sam wódz Adolf Hitler. Winni zbrodni zostają odwołani, jednak nie za haniebny mord, jakiego się dopuścili, ale za wydanie największej tajemnicy Rzeszy.
Numer 16067
Tymczasem Karolina Lanckorońska, po pobycie w więzieniu została przewieziona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück. Znalazła się tam 8 stycznia 1943 r. i otrzymała obozowy numer 16067. Wkrótce jednak zakomunikowano jej, że zaszła „pomyłka” i została przeniesiona do komfortowej izolatki. Był to wynik zewnętrznych interwencji u władz hitlerowskich w sprawie Lanckorońskiej. Ona sama, chcąc dzielić los innych Polek, zaprotestowała przeciwko takim wyróżnieniom. Były one dla niej upokorzeniem. Jeśli jestem Polką, to chcę być traktowana tak jak moje rodaczki – mówiła Lanckorońska, która podjęła głodówkę protestacyjną. Została więc przywrócona do obozu, gdzie aż do kwietnia 1945 r. wspierała inne więźniarki, m.in. dla ofiar prowadzonych w Ravensbrück eksperymentów medycznych, głosiła tajne wykłady o sztuce europejskiej.
Oczekiwanie na wolność
Po wojnie nie wróciła do komunistycznej Polski. Przez prawie pół wieku czekała na odrodzenie Rzeczypospolitej w Rzymie, gdzie zamieszkała i prowadziła prace naukowo-badawcze na rzecz Polski. Prowadziła też działalność stypendialną, wspierała rodaków w kraju, wysyłając m.in. leki dla potrzebujących w latach 80. W 1994 r. Karolina Lanckorońska przekazała „w hołdzie Rzeczypospolitej Wolnej i niepodległej” bezcenny dar. Stanowiła go imponująca kolekcja dzieł sztuki i muzealiów przekazana Zamkowi Wawelskiemu i Zamkowi Królewskiemu w Warszawie. Był to największy dar, jaki kiedykolwiek jednorazowo otrzymały polskie placówki muzealne. Karolina Lanckorońska zmarła w Rzymie 25 sierpnia 2002 roku, dwa tygodnie po swych 104. urodzinach. Nie miała dzieci, bo też nigdy nie była zamężna – wyznała kiedyś, że tak naprawdę poślubiła Polskę i jej na zawsze się oddała.