Logo Przewdonik Katolicki

O potrzebie pojednania

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Stanowisko szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego i premiera Donalda Tuska jest takie, że jeśli konflikt nie zostanie rozwiązany, Ukraina nie będzie mogła wejść do Unii Europejskiej

Od sierpniowej wypowiedzi zdymisjonowanego już ministra spraw zagranicznych Ukrainy Dmytro Kułeby, wzajemne relacje między Polską a Ukrainą psuje rzeź wołyńska. Choć wydarzyła się 80 lat temu, tak jak każda przelana krew, wyrządzone zło, jak podziemna rzeka niszczy, demoluje, co jakiś czas doprowadza do zapadnięcia się ziemi.
Stanowisko szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego i premiera Donalda Tuska jest takie, że jeśli konflikt nie zostanie rozwiązany, Ukraina nie będzie mogła wejść do Unii Europejskiej. Formalnie istotą sporu jest zgoda władz ukraińskich na poszukiwanie i ekshumację szczątków Polaków zamordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. Strona polska nie oczekuje przeprosin od państwa, bo nie istniała wówczas żadna forma ukraińskiej państwowości, lecz jedynie zgody na działania, które doprowadzą do ekshumacji z masowych grobów i chrześcijańskiego pogrzebu pomordowanych.
Ukraińcy nie tyle zgody nie wydają, ile nie podejmują decyzji, twierdząc, że Polacy wypełniają nie te formularze, co trzeba… W tle jest niepokój o to, że Polacy będą wysuwali jakieś roszczenia po poszukiwaniach i ekshumacjach, które przypomną skalę zbrodni dokonanych przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów – Ukraińską Powstańczą Armię (OUN-UPA). W dodatku organizacja jest ważnym elementem budowania tożsamości narodowej na zachodzie Ukrainy, więc władze nie chcą być zbyt „uległe” wobec oczekiwań Polaków. Wolą – tak jak to zrobił Kuleba – pokazywać szeroki kontekst napięć między Polakami a Ukraińcami, przypominać prześladowania ukraińskiej mniejszości w II Rzeczpospolitej, więzienie przywódców UPA w Berezie. Wypominają też Polsce akcję „Wisła” przeprowadzoną przez komunistyczne władze po wojnie, podczas której przesiedlono tysiące Łemków i mówiących po „rusku” prawosławnych i grekokatolików z południa i wschodu Polski pod pretekstem wspierania UPA. Gdy my więc mówimy o ludobójstwie i rzezi, które są czymś wyjątkowym, Ukraińcy mówią o „wydarzeniach” albo „tragedii” wołyńskiej.
I co z tym zrobić? Uważam, że przymuszanie Ukraińców do historycznych rozliczeń w czasie, gdy prowadzą wojnę, nie byłoby w porządku. Przed Kijowem dziś stoi egzystencjalne niebezpieczeństwo przegrania wojny z Rosją, konieczność odpierania każdego dnia ataków i walki z okupantem. Byłoby pięknym gestem, gdyby sprawę postanowili rozwiązać – Polacy chcą jedynie odnaleźć i pochować godnie swoich obywateli, którzy zginęli w tragicznych okolicznościach. Ale przymuszać ich do tego? Wielkoduszność jest wspaniała, gdy wypływa z dobrej i nieprzymuszonej woli, nie zaś, gdy jest wynikiem nacisków. Nie posunę się tak daleko, jak prof. Jacek Czaputowicz, były szef polskiego MSZ, który takie naciski nazwał polityką hieny, która korzysta z nieszczęścia drugiego. Ale widzę coś niestosownego w przymuszaniu teraz Ukraińców.
Co nie zmienia faktu, że sprawę należy wreszcie zamknąć, bo jeśli tego nie zrobimy, jak niezagojona rana, będzie nieustannie nas dzielić. A z pewnością Moskwie zależy na tym, by Polaków i Ukraińców podzielić, by przeszłość zmienić w oręże służące do skłócania narodów, które są sobie dziś bliskie z powodu międzynarodowej sytuacji i które były sobie bliskie przez stulecia, choć ta bliskość nie uchroniła nas od wzajemnego przelewu krwi. Przydałoby się prawdziwe pojednanie.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki